walka o życie maluszka z 3 dorosłymi samcami
: pt sie 16, 2013 7:48 pm
Niedawno udało mi się namówić mojego chłopaka na maluszka. Mamy 3 dorosłe samce albinosy, które są ze sobą od urodzenia (podobno są rodzeństwem).
Nie chciałam aby maluszek - Krecik, siedział sam uosobiony więc postanowiłam wczoraj połączyć szczurki. Wczorajsza próba okazała się klęską ponieważ nie wytrzymałam piszczenia Krecika. Połączyłam go z najmilszym szczurem z stada - Teddym. Tedd nic złego nie robił maluchowi, obwąchiwał jego jądra a później zaczął go mocno iskać co musiało zaboleć/nie spodobać się maluchowi alarmując potwornymi piskami jak jest mu źle. Ja miękka ciotka, już miałam łezki w oczach i rozdzieliłam chłopców z postanowieniem że zrobię to dzisiaj.
Dzisiaj podejście nr 2. Po rozmowie z Magdonald i Nff uodporniłam się na małe popiskiwania i włożyłam do wanny Tedda z Krecikiem. Tym razem obyło się nawet bez piśnięcia. Chłopcy biegali po wannie obwąchując jądra i iskając się. Dołączyłam Mishke - niby najniżej w stadzie ale ostatnio miał humorki i potrafił mnie ugryźć w klatce aż do krwi. Ku mojemu zdziwieniu Krecik pokochał Mishke! Przytulał się do niego i biegał za nim. Ten za to był kompletnie obojętny na zaczepki maluszka.
Skoro wszystko szło jak po maśle dołożyłam samca alfę - Portera. Ten obwąchał jądra Krecika i lekko podgryzł go i cała 4 poszła spać. Sama byłam w szoku co się stało. Myślałam że grubasy będą bardziej zainteresowane nowym członkiem stada.
Gdy zajmowałam się myciem kuwety chłopcy się obudzili i Porter - alfa zaczął podgryzać Krecika tak że przesuwał go z miejsca na miejsce (przypominało to szarpanie). Maluch spanikowany piszczał i patrzył na mnie bym go wyciągnęła z tego koszmaru. Mimo łez w oczu nie zmiękłam nie zakończyłam łączenia.
Po chwili do akcji wkroczył Mishka... Rzucił Krecika na plecy i zaczął go szarpać jak jakieś mięso. Po prostu chciał wygryźć mu kawał skóry. Już nie mogłam na to patrzeć i postanowiłam wyciągnąć Mishkę i go zdominować. Podniosłam go a on kurczowo trzymał w zębach maluszka. Po akcie dominacji dałam im jeszcze jedną szansę. Mishka mimo mojej interwencji rzucił się znowu na Krecika tylko że tym razem poleciała krew. Szybko wyciągnęłam maluszka, schowałam go pod bluzkę. Po chwili ochłonięcia obejrzałam zadrapania. Na połowie nóżki ma rozcięcie, które obmyłam je rivanolem a maluszka odłożyłam w spokojne i odizolowane miejsce od grubasów.
Czy komuś zdarzyło się podobne łączenie? Co mam w takiej sytuacji robić? Wykastrować Mishkę? Czy oddać maluszka? Może zrobiłam coś źle albo za szybko?
Nie chciałam aby maluszek - Krecik, siedział sam uosobiony więc postanowiłam wczoraj połączyć szczurki. Wczorajsza próba okazała się klęską ponieważ nie wytrzymałam piszczenia Krecika. Połączyłam go z najmilszym szczurem z stada - Teddym. Tedd nic złego nie robił maluchowi, obwąchiwał jego jądra a później zaczął go mocno iskać co musiało zaboleć/nie spodobać się maluchowi alarmując potwornymi piskami jak jest mu źle. Ja miękka ciotka, już miałam łezki w oczach i rozdzieliłam chłopców z postanowieniem że zrobię to dzisiaj.
Dzisiaj podejście nr 2. Po rozmowie z Magdonald i Nff uodporniłam się na małe popiskiwania i włożyłam do wanny Tedda z Krecikiem. Tym razem obyło się nawet bez piśnięcia. Chłopcy biegali po wannie obwąchując jądra i iskając się. Dołączyłam Mishke - niby najniżej w stadzie ale ostatnio miał humorki i potrafił mnie ugryźć w klatce aż do krwi. Ku mojemu zdziwieniu Krecik pokochał Mishke! Przytulał się do niego i biegał za nim. Ten za to był kompletnie obojętny na zaczepki maluszka.
Skoro wszystko szło jak po maśle dołożyłam samca alfę - Portera. Ten obwąchał jądra Krecika i lekko podgryzł go i cała 4 poszła spać. Sama byłam w szoku co się stało. Myślałam że grubasy będą bardziej zainteresowane nowym członkiem stada.
Gdy zajmowałam się myciem kuwety chłopcy się obudzili i Porter - alfa zaczął podgryzać Krecika tak że przesuwał go z miejsca na miejsce (przypominało to szarpanie). Maluch spanikowany piszczał i patrzył na mnie bym go wyciągnęła z tego koszmaru. Mimo łez w oczu nie zmiękłam nie zakończyłam łączenia.
Po chwili do akcji wkroczył Mishka... Rzucił Krecika na plecy i zaczął go szarpać jak jakieś mięso. Po prostu chciał wygryźć mu kawał skóry. Już nie mogłam na to patrzeć i postanowiłam wyciągnąć Mishkę i go zdominować. Podniosłam go a on kurczowo trzymał w zębach maluszka. Po akcie dominacji dałam im jeszcze jedną szansę. Mishka mimo mojej interwencji rzucił się znowu na Krecika tylko że tym razem poleciała krew. Szybko wyciągnęłam maluszka, schowałam go pod bluzkę. Po chwili ochłonięcia obejrzałam zadrapania. Na połowie nóżki ma rozcięcie, które obmyłam je rivanolem a maluszka odłożyłam w spokojne i odizolowane miejsce od grubasów.
Czy komuś zdarzyło się podobne łączenie? Co mam w takiej sytuacji robić? Wykastrować Mishkę? Czy oddać maluszka? Może zrobiłam coś źle albo za szybko?