Oswajanie po mojemu.
: czw sie 29, 2013 12:21 am
Witam, jest wiele sposobów na oswojenie szczurków, więc postanowiłem opisać mój, proponuję aby więcej osób w paru zdaniach opisało swoje sposoby (taka moja ciekawość).
Na początku miałem jednego szczurka. Od kiedy tylko pojawił się w klatce piszczał niemiłosiernie. Chował się wszędzie w klatce i nie dawał się dotknąć. Na następny dzień dokupiłem mu kolegę, z tego samego sklepu, z tej samej klatki. Drugi był bardziej ciekawski, nie bał się spacerować (jak jego kolega), lecz podobnie jak on był sceptycznie nastawiony do mnie i mojej mamy. Po dwóch dniach, kiedy oba szczurki się za klimatyzowały, w klatce brałem je do siebie na kolana. Gryzły, jedna i druga gadzina gryzła nie miłosiernie. Dodam, że cały czas trzymali się razem. To całe gryzienie nie zraziło mnie do nich. Brałem je po prostu na kolana, siadałem na fotelu przed komputerem i zajmowałem się sobą, a szczurki sobą. Na początku (niecały tydzień) robiły masę kup, na mnie i na fotel. Początkowo czas spędzony z nimi wyglądał następująco:
-wyjmuję dziady z klatki, w odwecie wyczuwam u nich gorączkowe oddychanie.
-kładę na kolana, a one cap za moje palce i gryzą, ale nie mocno, tak po prostu.
-ja gram w grę a one kupkają na mnie i chodzą sobie po mnie i po fotelu.
-po jakimś czasie się kładły i leżały przytulone do siebie, ale swobodnie, ponieważ kiedy zbliżałem do nich swoją dłoń obwąchiwały ją i już, kiedy próbowałem pogłaskać, odchodziły szukając innego miejsca do wypoczynku.
Wszystko trwało niecałe dwa tygodnie. Po tym czasie, szczurki podchodziły do mnie po jedzenie i głaskanie, nie robiły kup (chyba, że już na prawdę musiały) i były rezolutne. (o dziwo, tak samo przyjacielsko obchodziły się z moją mamą, która nie odegrała na początku szczególnej roli, po prostu, od kiedy przyzwyczaiły się do mnie, przyzwyczaiły się do wszystkich, nawet do ludzi których nigdy nie widziały czyt. gości)
Nadszedł czas na wypuszczanie z klatki na pokój...
Na początku, miały mały teren, ogrodzony kartonem, z czasem "mury" zniknęły i pojawił się problem, walające się kupy
Taktyka była taka, szczurek robi kupę, trafia do klatki (klatka podczas wypuszczania była stale otwarta), jednak kiedy trafiały tam za karę zostawała ona zamykana. Niestety, drugi szczurek, opisany na początku, zmarł szybko, bo po półtora roku, ze względu na to, że był strasznie chory, latałem z nim do weterynarza, zostawiałem go tam jak było trzeba, lecz z czasem zaczął się dusić, nie jadł, nie pił, nie biegał, pierwszy szczur go podgryzał i kradł mu jedzenie, które zostawiałem obok niego. Nastała decyzja aby go uśpić, bo już dosłownie wegetował
Jednak pierwszy, nauczył się i po dziś dzień, biega po pokoju, jak jest głodny, wraca do klatki, tam pije, załatwia się i znowu wychodzi.
Zapomniałem dodać, iż kiedy któryś ze szczurków podgryzał np. kable, bądź coś co nie powinien, również trafiał do klatki. Skutkuje to tym, że wychodząc z domu nie boję się zostawiać klatki otwartej (na początku było wiadomo, że zastanę pokój z porozwalanymi kubkami, posikaną klawiaturą i pogryzionymi kablami.
A wy? Jak uczyliście swoje pociechy samodzielności i odpowiedniego zachowania?
Na początku miałem jednego szczurka. Od kiedy tylko pojawił się w klatce piszczał niemiłosiernie. Chował się wszędzie w klatce i nie dawał się dotknąć. Na następny dzień dokupiłem mu kolegę, z tego samego sklepu, z tej samej klatki. Drugi był bardziej ciekawski, nie bał się spacerować (jak jego kolega), lecz podobnie jak on był sceptycznie nastawiony do mnie i mojej mamy. Po dwóch dniach, kiedy oba szczurki się za klimatyzowały, w klatce brałem je do siebie na kolana. Gryzły, jedna i druga gadzina gryzła nie miłosiernie. Dodam, że cały czas trzymali się razem. To całe gryzienie nie zraziło mnie do nich. Brałem je po prostu na kolana, siadałem na fotelu przed komputerem i zajmowałem się sobą, a szczurki sobą. Na początku (niecały tydzień) robiły masę kup, na mnie i na fotel. Początkowo czas spędzony z nimi wyglądał następująco:
-wyjmuję dziady z klatki, w odwecie wyczuwam u nich gorączkowe oddychanie.
-kładę na kolana, a one cap za moje palce i gryzą, ale nie mocno, tak po prostu.
-ja gram w grę a one kupkają na mnie i chodzą sobie po mnie i po fotelu.
-po jakimś czasie się kładły i leżały przytulone do siebie, ale swobodnie, ponieważ kiedy zbliżałem do nich swoją dłoń obwąchiwały ją i już, kiedy próbowałem pogłaskać, odchodziły szukając innego miejsca do wypoczynku.
Wszystko trwało niecałe dwa tygodnie. Po tym czasie, szczurki podchodziły do mnie po jedzenie i głaskanie, nie robiły kup (chyba, że już na prawdę musiały) i były rezolutne. (o dziwo, tak samo przyjacielsko obchodziły się z moją mamą, która nie odegrała na początku szczególnej roli, po prostu, od kiedy przyzwyczaiły się do mnie, przyzwyczaiły się do wszystkich, nawet do ludzi których nigdy nie widziały czyt. gości)
Nadszedł czas na wypuszczanie z klatki na pokój...
Na początku, miały mały teren, ogrodzony kartonem, z czasem "mury" zniknęły i pojawił się problem, walające się kupy

Taktyka była taka, szczurek robi kupę, trafia do klatki (klatka podczas wypuszczania była stale otwarta), jednak kiedy trafiały tam za karę zostawała ona zamykana. Niestety, drugi szczurek, opisany na początku, zmarł szybko, bo po półtora roku, ze względu na to, że był strasznie chory, latałem z nim do weterynarza, zostawiałem go tam jak było trzeba, lecz z czasem zaczął się dusić, nie jadł, nie pił, nie biegał, pierwszy szczur go podgryzał i kradł mu jedzenie, które zostawiałem obok niego. Nastała decyzja aby go uśpić, bo już dosłownie wegetował

Zapomniałem dodać, iż kiedy któryś ze szczurków podgryzał np. kable, bądź coś co nie powinien, również trafiał do klatki. Skutkuje to tym, że wychodząc z domu nie boję się zostawiać klatki otwartej (na początku było wiadomo, że zastanę pokój z porozwalanymi kubkami, posikaną klawiaturą i pogryzionymi kablami.
A wy? Jak uczyliście swoje pociechy samodzielności i odpowiedniego zachowania?