Powiększyła się nasza szczurza rodzinka!
Od soboty jesteśmy już w piątkę, do dziewuch dołączyło dwóch maluchów z adopcji z
tego wątku (pan na zdjęciu mój!
). Maluchy odebrał męż jako, że byłam w pracy a termin odbioru dzieciaków miał obsuwę przez przedświąteczne korki w naszej kochanej Łodzi
Taki widok zastałam po powrocie do domu i chłopaki od razu mnie rozczulili tym sklejeniem. Zdążyłam zapomnieć jakie młode szczurki są malutkie i leciutkie, bo moje kobity to czuć na rękach a to takie chucherka jeszcze
aż się bałam ruszyć. No ale trzeba się zapoznać było, więc chłopcy powędrowali pod bluzkę i poszli spać u nowej pani przy okazji zostawiając sporo mokrych plam i innych dodatków
Nie chciałam długo zwlekać z zapoznaniem nowych ze stadem więc już trochę później przeszorowałam starą kuwetę i wpuściłam wszystkie szczuraki (miałam w planach puścić je na biurko syna bo tam dziewczyny nie bywają ale maluchy strachu nie znają i bałam się, że z biurka mogą próbować skakać na podłogę). Starsze się za bardzo nie interesowały dzieciakami, bardziej kombinowały jak by tu nawiać i zakopać się w kocu na kanapie.
Wrzuciłam więc bestyje w transporter i zostawiłam do kiszenia
Zapowiadało się bezproblemowo więc po jakichś 3 godzinach i wyszorowaniu w międzyczasie dużej klatki wpuściłam je wszystkie. Fizia sprawę olała kompletnie, a Kiki maluchy zaakceptowała od razu i zabrała się za iskanie. Za to z kluchowatej pierdołowatej Tosieńki wyszedł diabeł
ganiała, przewracała, właziła na te bidaki malutkie, fukała jak któryś śmiał wejść wyżej niż dno kuwety... Terrorystka jedna. Nastawiłam kiszonkę w transporterze jeszcze raz, posmarowaną olejkiem do ciasta. Przesiedzieli do rana (wstaję do pracy o 5). W międzyczasie dowiedziałam się, że zamknięcie transportera na "delikatnie" już przestało być bezpieczne bo Tośka nauczyła się go otwierać... (Jej histeryczne wrzaski przy smarowaniu olejkiem i wpychaniu do transportera pominę). Przełożyłam ekipę do dużej klatki z powrotem ale Tośka dalej była złem wcielonym, więc na szybko maluchy dałam do tymczasówki małej i poleciałam do pracy.
Stwierdziłam, że skoro na krótszą metę transporter nie wystarczył, to będą siedzieć w małej klatce dopóki się nie pokochają i nie ma przebacz (trzeba było od tego zacząć, no ale trudno... człowiek uczy się na błędach). Nasmarowane ponownie szczury zamieszkały na powierzchni 43x37, z poidełkami, miską i jedną szmatką na żwirku. Gonitw nie było, popołudnie i noc minęły cicho tylko zmieniał się zestaw śpiący "na kupie" bo najpierw izolowała się Fizia a następnego dnia Kiki miała już chyba dość bo spała sama w kącie (wcześniej jako jedyna spała poprzytulana z maluchami, taka dobra "matka szczurka" przygarnęła dzieci pod opiekę).
Jako, że był długo spokój więc przeniosłam do dużej klatki i już raczej najgorsze za nami
Maluchy wreszcie mogą swobodnie zwiedzać całość z sufitem włącznie (takie małe komandosy) bez Tosiowego fukania. Jeszcze trochę ustawiania ich czeka, bo dziewczyny widać nie dadzą sobie na głowę wejść ale wygląda to już niegroźnie więc pewnie jeszcze parę dni minie i będzie już spokój. A w międzyczasie wymyśliłam młodocianym jajcarzom imiona więc przedstawiam:
Newton (zdrobniale Niutek):
oraz Czesio: