Mikowe szczurki
: sob paź 12, 2013 7:46 pm
Tak sobie tu jestem już troszkę, przedstawiałam już maluchy jak się urodziły, jeden chłopczyk wydany w nowe ręce wątku się doczekał... To czas wreszcie się pochwalić wszystkimi zwierzynkami
i przy okazji opowiem o wszystkich poprzedniczkach (bo moje zwierzaki w ogromnej przewadze były płci żeńskiej... jakoś tak wyszło
)
(Będę pisać na "raty" bo w połowie pisania stwierdziłam, że na 1 post to za dużo tego dobrego
)
W domu zwierzaki u mnie były od zawsze. Kiedy byłam w wieku niemowlęcym przez dom przewinął się kot i dwa psy (jedna sunia lubiła się podobno pakować do mojego łóżeczka ;P). Kot i pies jeśli dobrze pamiętam "rozeszły się" po znajomych i została u nas wyżłowata czarno-biała sunia Pepita. Ja dla niej byłam taki szczeniak, nigdy nawet na mnie nie warknęła jak ją tarmosiłam za uszy i ogon. Kiedy miałam 4-5 lat urodziła szczeniaczki (były 4, jeden nie przeżył i odchowywała się u nas 3). Tatusiem był pies sąsiadów zaprzyjaźnionych (oboje potrafili na spacerze nawiać), jeden chłopczyk był kolorystycznie identyczny
Pepitka była z nami do '97 roku, kiedy z powodu nawracającego nowotworu mama postanowiła jej ulżyć i uśpić. Pamiętam, że było to jakoś na początku wakacji, byłam u dziadków i bardzo długo płakałam.
W domu pusto długo nie było, bo jak stwierdziła moja mama "brakuje jej tupotu psich łap", więc we wrześniu tego samego roku wzięliśmy ze schroniska Sarę. Od razu było wiadomo, którego zwierza wybrać - Sara wyglądała dokładnie jak mniejsza wersja Pepity
Miała dopiero 8 miesięcy, a byliśmy już jej trzecimi właścicielami. Zawsze była wulkanem energii - taka kochana małpa złośliwa z niej była. Wszystkie szafki były jej, skakała z miejsca na grubo ponad metr (zwłaszcza jak ktoś trzymał wysoko smakołyk). Ulubione miejsce do spania to była szafka na buty w przedpokoju. Nogi od stołu były zawsze dokładnie obgryzione i zdecydowane były smaczniejsze od kości.
![Obrazek](http://s22.postimg.org/wl6et3kal/jing2_popsuty_P.jpg)
![Obrazek](http://s23.postimg.org/izqevrdmf/psa_chce_do_domu.jpg)
![Obrazek](http://s10.postimg.org/6cc63zmmd/pies_fina_D.jpg)
Sara była z nami do jesieni zeszłego roku. W ostatnich miesiącach życia miała już poważne kłopoty ze zdrowiem (z sercem, z chodzeniem, załatwiała się w domu zaraz po powrocie ze spaceru), jeszcze na początku mieliśmy nadzieję na poprawę, ale pod koniec to niestety była męczarnia i dla niej i dla nas
Smutno było patrzeć jak z energicznej bestyi zmieniła się w ledwo trzymającą się na nogach staruszkę... ale cóż, taka kolej rzeczy.
Z mniejszych stworków, które były głównie pod moją opieką pierwsza była Sylwia zwana przez wszystkich Kurą. Wygrałam ją na loterii w łódzkim zoo w '98 roku. Jadąc z rodzicami po nagrodę nawet nie spodziewaliśmy się, że będzie to żywy zwierzak, na dodatek papuga! Dobrze, że dostaliśmy ją razem z klatką![Wink ;)](./images/smilies/wink.gif)
Kura była nimfą, wyróżniała się brakiem kilku pazurków. Po moim powrocie ze szkoły spędzała większość czasu poza klatką i potrafiła nieźle narozrabiać
kwiatki były oskubane (zwłaszcza "pyszna" była paprotka na szafie), każda kartka leżąca na wierzchu była rozrywką dla dzioba. Najlepszy przysmak to były okruszki z talerza. Jak się Kura do nich dorwała, to można było chodzić z nią na tym talerzu i pewnie nawet nie zauważała, że podłoga się rusza. No i uwielbiała siadać mi na głowie i mnie iskać (chociaż jak się u nas pojawiała moja babcia to Kura natychmiast się przenosiła na jej głowę
).
![Obrazek](http://s15.postimg.org/rzec3spt3/000_3912.jpg)
![Obrazek](http://s13.postimg.org/eylorpplf/image.jpg)
W klatce też rozrabiała, doprowadzało mnie to do szału zwłaszcza latem, kiedy wczesnie robiło się jasno i Kura od 5 rano potrafiła "łazić" tam i spowrotem z parteru na górne gałązki i drzeć się, żeby ją wypuścić. Najlepszy numer był jak się zwieszała z żerdki "na nietoperza", a w późniejszych latach potrafiła mi w nocy spaść przez sen z tego drążka i nagle budziło mnie "łuuup" i trzepotanie z klatki (może coś jej się śniło?). Odeszła w tym samym roku co Sara, kilka miesięcy wczesniej.
Poza zwierzami w domu przewijały się u dziadków (spędzałam u nich całe wakacje, no i wiadomo jak to 5latka - zwierzaki były "moje"): kotki mniej lub bardziej dzikie w dużych ilościach, króliki, kozy (rodzeństwo Trawka i Bum, Buma uczyłam jak się bodzie i żeśmy się zderzali głowami na podwórku
) i psy znajdy - dziki Max, który nie wchodził na podwórko, spał pod podjazdem w rowie ale na wszystkie spacery z nami chodził i Amorek z przetrąconą nóżką, który mieszkał w budzie i urzędował głównie z moim dziadkiem w jego "rupieciarni".
![Smiley :)](./images/smilies/smiley.gif)
![Wink ;)](./images/smilies/wink.gif)
(Będę pisać na "raty" bo w połowie pisania stwierdziłam, że na 1 post to za dużo tego dobrego
![Cheesy :D](./images/smilies/cheesy.gif)
W domu zwierzaki u mnie były od zawsze. Kiedy byłam w wieku niemowlęcym przez dom przewinął się kot i dwa psy (jedna sunia lubiła się podobno pakować do mojego łóżeczka ;P). Kot i pies jeśli dobrze pamiętam "rozeszły się" po znajomych i została u nas wyżłowata czarno-biała sunia Pepita. Ja dla niej byłam taki szczeniak, nigdy nawet na mnie nie warknęła jak ją tarmosiłam za uszy i ogon. Kiedy miałam 4-5 lat urodziła szczeniaczki (były 4, jeden nie przeżył i odchowywała się u nas 3). Tatusiem był pies sąsiadów zaprzyjaźnionych (oboje potrafili na spacerze nawiać), jeden chłopczyk był kolorystycznie identyczny
![Wink ;)](./images/smilies/wink.gif)
W domu pusto długo nie było, bo jak stwierdziła moja mama "brakuje jej tupotu psich łap", więc we wrześniu tego samego roku wzięliśmy ze schroniska Sarę. Od razu było wiadomo, którego zwierza wybrać - Sara wyglądała dokładnie jak mniejsza wersja Pepity
![Smiley :)](./images/smilies/smiley.gif)
![Obrazek](http://s22.postimg.org/wl6et3kal/jing2_popsuty_P.jpg)
![Obrazek](http://s23.postimg.org/izqevrdmf/psa_chce_do_domu.jpg)
![Obrazek](http://s10.postimg.org/6cc63zmmd/pies_fina_D.jpg)
Sara była z nami do jesieni zeszłego roku. W ostatnich miesiącach życia miała już poważne kłopoty ze zdrowiem (z sercem, z chodzeniem, załatwiała się w domu zaraz po powrocie ze spaceru), jeszcze na początku mieliśmy nadzieję na poprawę, ale pod koniec to niestety była męczarnia i dla niej i dla nas
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
Z mniejszych stworków, które były głównie pod moją opieką pierwsza była Sylwia zwana przez wszystkich Kurą. Wygrałam ją na loterii w łódzkim zoo w '98 roku. Jadąc z rodzicami po nagrodę nawet nie spodziewaliśmy się, że będzie to żywy zwierzak, na dodatek papuga! Dobrze, że dostaliśmy ją razem z klatką
![Wink ;)](./images/smilies/wink.gif)
Kura była nimfą, wyróżniała się brakiem kilku pazurków. Po moim powrocie ze szkoły spędzała większość czasu poza klatką i potrafiła nieźle narozrabiać
![Cheesy :D](./images/smilies/cheesy.gif)
![Cheesy :D](./images/smilies/cheesy.gif)
![Obrazek](http://s15.postimg.org/rzec3spt3/000_3912.jpg)
![Obrazek](http://s13.postimg.org/eylorpplf/image.jpg)
W klatce też rozrabiała, doprowadzało mnie to do szału zwłaszcza latem, kiedy wczesnie robiło się jasno i Kura od 5 rano potrafiła "łazić" tam i spowrotem z parteru na górne gałązki i drzeć się, żeby ją wypuścić. Najlepszy numer był jak się zwieszała z żerdki "na nietoperza", a w późniejszych latach potrafiła mi w nocy spaść przez sen z tego drążka i nagle budziło mnie "łuuup" i trzepotanie z klatki (może coś jej się śniło?). Odeszła w tym samym roku co Sara, kilka miesięcy wczesniej.
Poza zwierzami w domu przewijały się u dziadków (spędzałam u nich całe wakacje, no i wiadomo jak to 5latka - zwierzaki były "moje"): kotki mniej lub bardziej dzikie w dużych ilościach, króliki, kozy (rodzeństwo Trawka i Bum, Buma uczyłam jak się bodzie i żeśmy się zderzali głowami na podwórku
![Grin ;D](./images/smilies/grin.gif)