Szczurki kapturki-niesforne bliźniaczki
: ndz gru 15, 2013 12:44 am
Przedstawiam Państwu niegrzeczne bliźniaczki Wiki i Lili !
Ciężko będzie mi opisać moje małe rozrabiaki, ponieważ jedna wygryzła mi dzisiaj klawisz M, no informatyk to z niej nie będzie...
Ale od początku... zaadoptowałam panienki od bardzo miłej dziewczyny, która miała "fioła" na punkcie ogoniastych, gdy weszłam do jej mieszkania na powitanie wyszedł mi słodki jamnikowaty piesek i... szczuras, zaś w pokoju byłam bacznie obserwowania przez resztę gromadki.
Moje dziewuszki natomiast grzecznie siedziały w klatce, w czasie gdy ich mama zawzięć próbowała wyeliminować wcześniej wspomnianego jamniczka .
Pomyślałam sobie : "kurcze ale grzeczne, może płochliwe jeszcze, ale to dobrze, nie narobią dużych szkód podczas oswajania"
Z właścicielką miło porozmawiałam, pożegnałam się i ruszyłam w podróż powrotną, laski cała drogę praktycznie przespały, takie milutkie i spokojne były... no... do czasu .
Pierwszy dzień dałam im spokój, niech sobie wąchają, oglądają, nasłuchują. Ale po bacznej obserwacji spokojnych jeszcze w tedy siostrzyczek, następnego dnia postanowiłam przedstawić im moje biurko.
No cóż... musiałam wymontować szufladę na klawiaturę, w akcie desperacji i ratunku dla moich dokumentów, musiałam też zrezygnować z telefonu pod ręką i słuchawek, ale co tam.. przecież to takie małe, słodkie i nieszkodliwe ogonki...
Następnego dnia ponowiłam zwiedzanie biurka, postawiłam im kartonik z wyciętym otworkiem, żeby nie czuły się bezbronne i wiedziały, że mają się gdzie schować... tak więc moje "bezbronne" szczęście zepchnęło siostrę z biurka... na szczęście spadła na jakiś karton, więc wzięłam biedaczkę na ręce i odtransportowałam na miejsce, kochana z wdzięczności osikała mi podkładkę pod myszkę... ale ok.. wybaczam...
3 dzień, postanowiłam puścić je na kanapę, większa przestrzeń, mięciutko, cieplutko, ah jak się cieszyły... sprzątanie łóżka z kup zajęło mi dobre 5 minut, bo kanapę mam na nieszczęście brązową... stwierdziłam, że szkoda słodziaki zamykać, niech sobie pobiegają przed spaniem po biurku... i tak oto straciłam klawisz.
Ale na zgodę potem poszłyśmy razem na drzemkę. Dziewczynki wlazły mi pod bluzkę i słodko zasnęły... oczywiście zanim to nastąpiło odgryzły mi kokardkę od stanika... ah.. i jak tu takiego podwójnego zła nie kochać <3 !
Ciężko będzie mi opisać moje małe rozrabiaki, ponieważ jedna wygryzła mi dzisiaj klawisz M, no informatyk to z niej nie będzie...
Ale od początku... zaadoptowałam panienki od bardzo miłej dziewczyny, która miała "fioła" na punkcie ogoniastych, gdy weszłam do jej mieszkania na powitanie wyszedł mi słodki jamnikowaty piesek i... szczuras, zaś w pokoju byłam bacznie obserwowania przez resztę gromadki.
Moje dziewuszki natomiast grzecznie siedziały w klatce, w czasie gdy ich mama zawzięć próbowała wyeliminować wcześniej wspomnianego jamniczka .
Pomyślałam sobie : "kurcze ale grzeczne, może płochliwe jeszcze, ale to dobrze, nie narobią dużych szkód podczas oswajania"
Z właścicielką miło porozmawiałam, pożegnałam się i ruszyłam w podróż powrotną, laski cała drogę praktycznie przespały, takie milutkie i spokojne były... no... do czasu .
Pierwszy dzień dałam im spokój, niech sobie wąchają, oglądają, nasłuchują. Ale po bacznej obserwacji spokojnych jeszcze w tedy siostrzyczek, następnego dnia postanowiłam przedstawić im moje biurko.
No cóż... musiałam wymontować szufladę na klawiaturę, w akcie desperacji i ratunku dla moich dokumentów, musiałam też zrezygnować z telefonu pod ręką i słuchawek, ale co tam.. przecież to takie małe, słodkie i nieszkodliwe ogonki...
Następnego dnia ponowiłam zwiedzanie biurka, postawiłam im kartonik z wyciętym otworkiem, żeby nie czuły się bezbronne i wiedziały, że mają się gdzie schować... tak więc moje "bezbronne" szczęście zepchnęło siostrę z biurka... na szczęście spadła na jakiś karton, więc wzięłam biedaczkę na ręce i odtransportowałam na miejsce, kochana z wdzięczności osikała mi podkładkę pod myszkę... ale ok.. wybaczam...
3 dzień, postanowiłam puścić je na kanapę, większa przestrzeń, mięciutko, cieplutko, ah jak się cieszyły... sprzątanie łóżka z kup zajęło mi dobre 5 minut, bo kanapę mam na nieszczęście brązową... stwierdziłam, że szkoda słodziaki zamykać, niech sobie pobiegają przed spaniem po biurku... i tak oto straciłam klawisz.
Ale na zgodę potem poszłyśmy razem na drzemkę. Dziewczynki wlazły mi pod bluzkę i słodko zasnęły... oczywiście zanim to nastąpiło odgryzły mi kokardkę od stanika... ah.. i jak tu takiego podwójnego zła nie kochać <3 !