Przyszłościowo
: czw sty 23, 2014 5:04 pm
Z góry ostrzegam, że jestem człowiekiem ze słowotokiem i skoro już zakładam ten temat, to przewiduję, że pisać będę elaboraty na kilometry ^^ No ale trudno, przeżyjecie 
Tak naprawdę moja przygoda z ogonami jeszcze właściwie nie trwa. To dłuższa historia, więc aby nie wyszedł totalny zamęt, zacznę od samego początku, który może i mało ma związanego z samymi przygodami ze szczurami, ale zacząć od czegoś trzeba ^^
Samo zakochanie w ogonach pojawiło się dosyć nagle i niespodziewanie, ale bardzo szybko przekształciło się w niemalże uwielbienie i mocne, zakorzenione w samym sercu pragnienie: "Chcę mieć szczura!". Tak, dokładnie "szczura", bo te pół roku temu o ogonach nie wiedziałam niemal nic, a uczucie było ślepe. Na szczęście (moje i moich przyszłych podopiecznych) w życiu nie podjęłabym się opieki nad zwierzęciem, o którym nie wiem nic, więc nim chociaż zaczęłam rozmowy z mamą (u mnie głos ma zawsze ona, jej zgoda "z urzędu" zapewnia mi zgodę taty ^^), przewertowałam na wylot trzy strony o szczurach (dwie polsko-, jedną anglojęzyczną) i drugie tyle forów. Kiedy już byłam w miarę przygotowana merytorycznie, zaczęły się negocjacje z mamą. Przez kilka pierwszych tygodni była całkowicie przeciwna, pełna negatywnych stereotypów o szczurach i ogólnie uważała, że zwariowałam
Potem miałam kilka miesięcy poważnych zawirowań zdrowotnych i parszywie wykorzystałam troskę rodziców, aby powciskać im informacji o szczurach. Co prawda nie chciałam, aby zgadzali się tak pod wpływem chwili i współczucia (wolałabym, gdyby byli pewni decyzji i wiedzieli, co zamierzam przygarnąć ^^), ale same manipulacje trochę pomogły, bo nieco mamę zmiękczyły. Nadal była co prawda na nie, ale już na nieco mniej twarde. Jakieś trzy tygodnie temu, kiedy na horyzoncie zaczęły majaczyć moje urodziny, powróciłam do tematu. Negocjacje znów były zaciekłe, bo mama zaczęła się zgadzać, ale, o zgrozo, na wyłącznie jednego szczura. No to miałyśmy impas. Zdecydowałam, choć nieco mnie to bolało, że skoro mieć mogę albo jednego, albo w ogóle, to wybieram opcję drugą. No i chyba to nieco udowodniło mojej mamie, że pragnienie szczurów to nie tylko kaprys. Zresztą szczury, choć ich nawet nie posiadam, wiele mnie przez te kilka miesięcy nauczyły. Aby udowodnić rodzicom, że jestem wystarczająco odpowiedzialna, aby podjąć opiekę nad kolejnymi zwierzakami. Nauczyłam się tego i odnalazłam przyjemność w wykonywaniu obowiązków, wychodzenie z psem przestało być nudą, którą się odwleka, a stało się czymś oczywistym i sympatycznym (zresztą, zrozumiałam, że nie ważne czego chcę ja, czy mi zimno na dworze, czy oglądam film. Mój pies potrzebuje spaceru i tylko to się liczy). Ale wracając do szczurów, mama w końcu zaczęła się giąć i obiecała mi odpowiedź w dzień moich urodzin (czyli dziś ^^). Z nadzieją zabrałam się za rozglądanie za klatką na allegro, za dobrym wetem i w końcu za szczurkami. Planowałam, jeśli wszystko poszłoby po mojej myśli, zakup dwóch dziewczynek z hodowli Zirrael Rattery, opcjonalnie jednej stamtąd, a drugiej z forum. Zdecydowałam, że jeśli mama się zgodzi, to na urodziny zażyczę sobie klatki z wyposażeniem, a za własne pieniądze opłacę szczurki. A potem wszystko przewróciło się do góry nogami, bo w ostatnią sobotę, czyli w dzień mojej imprezy urodzinowej, przyjaciele z zaskoczenia podarowali mi, ni mniej, ni więcej, klatkę i obietnicę szczurki, którą zamówił w zoologu tata-wet mojej kumpeli i która miała dojść do mojego miasta w środę, czyli wczoraj.Troszkę popsuli mi plany, łagodnie mówiąc. Oczywiście się ucieszyłam i nie chciałam ich zbytnio ranić, więc nie wypomniałam przyjaciołom ogromnych błędów, jakie popełnili, które odwrócić byłoby trudno, a jakie dosyć mnie uwierają. Poza tym, dostawca szczurki, za którą oni już zapłacili, wczoraj nie dowiózł, także czekamy kolejny tydzień, do następnej środy.
Aktualna sytuacja wygląda tak:
- Mam urządzoną (nawet żwirek wysypałam we wtorek wieczorem, będąc pewną, że następnego dnia przybędzie nowa lokatorka) klatkę, która niestety jest tak naprawdę trochę większą chomiczówką (wysokość ok. 40cm, długość ok. 40cm, głębokość ok. 27cm). Musi wystarczyć przez jakieś dwa/trzy miesiące, potem tata obiecał kupić mi taką, w której swobodnie będą się czuły dwa szczury. Boli mnie jej wielkość, ale mam nadzieję, że przez krótki okres dla młodej szczurki wystarczy. Wyposażyłam ją jak najlepiej umiałam (hamaczek, lina do wspinania się, jaskinio-sypialnia z kołowrotka, dwie rury plastikowe, jedna z rolki po papierze toaletowym), aby miała co robić przez ten czas.
- Szczurka przyjechać ma w przyszłą środę. Ma być to młoda (mam nadzieję, że nie zbyt młoda) albinoska. Tata koleżanki, kiedy kupował, umówił się ze sprzedawcą, że ma być to szczur zdrowy i niezaciążony, zagroził, że w innym przypadku będzie chciał zwrotu pieniędzy, a poznać umie, bo to w końcu wet. Cóż, przynajmniej tyle, mam nadzieję, że sprzedawca dotrzyma warunków. Doskonale wiem, że szczur z zoologa to zły wybór, ale w tej sytuacji już nic nie zrobię, mogę tylko wierzyć w wiedzę weta i obiecać sobie samej, że nigdy w sklepie zwierzaka nie kupię.
- Przez najbliższe dwa/trzy miesiące, czyli dopóki nie pojawi się duża klatka, szczurka niestety będzie sama, ale nie wyobrażam sobie trzymania dwóch szczurzyc, nawet młodych, w takich warunkach rozmiarowych, zresztą żadna hodowla mi do małej klatki szczura nie sprzeda, czy forumowicz nie da adoptować, co w pełni szanuje i nawet popieram. Tak niestety kończą się niespodzianki sprawiane przez ludzi, którzy nie mają pojęcia, co na prezent dają. Ale cóż. Postaram się ze wszystkich sił, aby wytrzymała ten okres bez koleżanki.
- W poniedziałkowe popołudnie zrobiłam istny rajd po zoologach w moim mieście (jest ich tu jedynie trzy, więc dużo do objechania nie miałam), aby znaleźć dobrą karmę, jaką kolbę i ściółkę. Ściółkę wzięłam Pinio, bo tylko taka była aktualnie dostępna i chyba to nienajgorzej (w przyszłości rozważam zrąbki bukowe, ale to kiedy skończę ten żwirek). Kolba Vitapolu, ale z tego co się orientuję, kolby mają dobre, więc tutaj okej. No ale jedzenie podstawowe... Niestety, tu znowu minus, bo wszędzie tylko Vitapol, Megan i Animals. Postawiona przed faktem: trzy marne karmy i szczurka za dwa dni, zdecydowałam, że nie mam zbytnio wyboru i kupiłam Vitapol. Na przesyłkę internetową byłoby już za późno. No a teraz, kiedy teoretycznie mam czas na zakup internetowy, w szafce stoi już 500g Vitapolu. Czyli znowu, trudny manewr. Jestem beznadziejna, mój pierwszy szczur spędzi pierwsze tygodnie u mnie w samotności i za małej klatce i na marnym żarciu. Niestety, znów skutki nieprzemyślanych niespodzianek.
Cóż, na dziś to chyba tyle, teraz tylko czekać na panią albinoskę i w planach polepszenie jej warunków.
Z mojego postu chyba dosyć jasno wynika przy okazji, że jeśli chce się sprawić przyjacielowi wymarzonego zwierzaka, to naprawdę lepiej z tym przyjacielem to skonsultować albo chociaż o zwierzaku poczytać. W końcu kumple mogli mi kupić większą klatkę bez szczura, a ja cieszyłabym się równie mocno, jeśli nie bardziej, bo miałabym świadomość, że moim przyszłym pupilom będzie u mnie dobrze. No cóż ^^
W każdym razie, brawa dla tych, którzy to przeczytali
Kiedy pojawi się panienka, spodziewajcie się napływu zdjeć i postów dwa razy dłuższych o niej, a z upływem czasu i o jej domniemanej koleżance 

Tak naprawdę moja przygoda z ogonami jeszcze właściwie nie trwa. To dłuższa historia, więc aby nie wyszedł totalny zamęt, zacznę od samego początku, który może i mało ma związanego z samymi przygodami ze szczurami, ale zacząć od czegoś trzeba ^^
Samo zakochanie w ogonach pojawiło się dosyć nagle i niespodziewanie, ale bardzo szybko przekształciło się w niemalże uwielbienie i mocne, zakorzenione w samym sercu pragnienie: "Chcę mieć szczura!". Tak, dokładnie "szczura", bo te pół roku temu o ogonach nie wiedziałam niemal nic, a uczucie było ślepe. Na szczęście (moje i moich przyszłych podopiecznych) w życiu nie podjęłabym się opieki nad zwierzęciem, o którym nie wiem nic, więc nim chociaż zaczęłam rozmowy z mamą (u mnie głos ma zawsze ona, jej zgoda "z urzędu" zapewnia mi zgodę taty ^^), przewertowałam na wylot trzy strony o szczurach (dwie polsko-, jedną anglojęzyczną) i drugie tyle forów. Kiedy już byłam w miarę przygotowana merytorycznie, zaczęły się negocjacje z mamą. Przez kilka pierwszych tygodni była całkowicie przeciwna, pełna negatywnych stereotypów o szczurach i ogólnie uważała, że zwariowałam

Aktualna sytuacja wygląda tak:
- Mam urządzoną (nawet żwirek wysypałam we wtorek wieczorem, będąc pewną, że następnego dnia przybędzie nowa lokatorka) klatkę, która niestety jest tak naprawdę trochę większą chomiczówką (wysokość ok. 40cm, długość ok. 40cm, głębokość ok. 27cm). Musi wystarczyć przez jakieś dwa/trzy miesiące, potem tata obiecał kupić mi taką, w której swobodnie będą się czuły dwa szczury. Boli mnie jej wielkość, ale mam nadzieję, że przez krótki okres dla młodej szczurki wystarczy. Wyposażyłam ją jak najlepiej umiałam (hamaczek, lina do wspinania się, jaskinio-sypialnia z kołowrotka, dwie rury plastikowe, jedna z rolki po papierze toaletowym), aby miała co robić przez ten czas.
- Szczurka przyjechać ma w przyszłą środę. Ma być to młoda (mam nadzieję, że nie zbyt młoda) albinoska. Tata koleżanki, kiedy kupował, umówił się ze sprzedawcą, że ma być to szczur zdrowy i niezaciążony, zagroził, że w innym przypadku będzie chciał zwrotu pieniędzy, a poznać umie, bo to w końcu wet. Cóż, przynajmniej tyle, mam nadzieję, że sprzedawca dotrzyma warunków. Doskonale wiem, że szczur z zoologa to zły wybór, ale w tej sytuacji już nic nie zrobię, mogę tylko wierzyć w wiedzę weta i obiecać sobie samej, że nigdy w sklepie zwierzaka nie kupię.
- Przez najbliższe dwa/trzy miesiące, czyli dopóki nie pojawi się duża klatka, szczurka niestety będzie sama, ale nie wyobrażam sobie trzymania dwóch szczurzyc, nawet młodych, w takich warunkach rozmiarowych, zresztą żadna hodowla mi do małej klatki szczura nie sprzeda, czy forumowicz nie da adoptować, co w pełni szanuje i nawet popieram. Tak niestety kończą się niespodzianki sprawiane przez ludzi, którzy nie mają pojęcia, co na prezent dają. Ale cóż. Postaram się ze wszystkich sił, aby wytrzymała ten okres bez koleżanki.
- W poniedziałkowe popołudnie zrobiłam istny rajd po zoologach w moim mieście (jest ich tu jedynie trzy, więc dużo do objechania nie miałam), aby znaleźć dobrą karmę, jaką kolbę i ściółkę. Ściółkę wzięłam Pinio, bo tylko taka była aktualnie dostępna i chyba to nienajgorzej (w przyszłości rozważam zrąbki bukowe, ale to kiedy skończę ten żwirek). Kolba Vitapolu, ale z tego co się orientuję, kolby mają dobre, więc tutaj okej. No ale jedzenie podstawowe... Niestety, tu znowu minus, bo wszędzie tylko Vitapol, Megan i Animals. Postawiona przed faktem: trzy marne karmy i szczurka za dwa dni, zdecydowałam, że nie mam zbytnio wyboru i kupiłam Vitapol. Na przesyłkę internetową byłoby już za późno. No a teraz, kiedy teoretycznie mam czas na zakup internetowy, w szafce stoi już 500g Vitapolu. Czyli znowu, trudny manewr. Jestem beznadziejna, mój pierwszy szczur spędzi pierwsze tygodnie u mnie w samotności i za małej klatce i na marnym żarciu. Niestety, znów skutki nieprzemyślanych niespodzianek.
Cóż, na dziś to chyba tyle, teraz tylko czekać na panią albinoskę i w planach polepszenie jej warunków.
Z mojego postu chyba dosyć jasno wynika przy okazji, że jeśli chce się sprawić przyjacielowi wymarzonego zwierzaka, to naprawdę lepiej z tym przyjacielem to skonsultować albo chociaż o zwierzaku poczytać. W końcu kumple mogli mi kupić większą klatkę bez szczura, a ja cieszyłabym się równie mocno, jeśli nie bardziej, bo miałabym świadomość, że moim przyszłym pupilom będzie u mnie dobrze. No cóż ^^
W każdym razie, brawa dla tych, którzy to przeczytali

