Rufus, ostatni ogonek... [*]
: śr cze 18, 2014 4:52 pm

Stało się najgorsze, wczoraj 17.06 o godzinie 15:43 pożegnałam ostatniego z mojej trójki Panów, mojego kochanego Rufiego.
Żal straszny i pustka ogromna, przeżywam teraz jego odejście jak i koniec mojego stada. Brak mi tych wszystkich obowiązków, zmieniania wody w poidełku, wymieniania szmatek. A najbardziej wieczornego tulenia i porannego spotkania w łazience - Rufusik od stycznia (śmierć JJ'ka

Musiałam wczoraj podjąć tę okropną decyzję o eutanazji, nie umiałam sprawić by wyzdrowiał, mogłam tylko sprawić by już przestał cierpieć...

Ciężko okrutnie, ale chciałabym go chwilę powspominać... bo zawdzięczam mu naprawdę wiele uśmiechu i zachowam na zawsze w sercu wiele pięknych wspomnień.

Rufus zawitał u mnie w roczek mojego chrześniaka, wyrwałam się na chwilę pod koniec imprezy by go odebrać (bałam się, że "przepadnie" bo z poprzednią właścicielką próbowałam umówić się na konkretny termin przez kilka dni). Przygarnęłam go z ogłoszenia z tablica.pl , mieszkał sam, w małej klatce, podobno głównie na wybiegu. U mnie miał zostać kolegą Juvcia, który był w konflikcie z JJ'kiem. Według opisu był spokojny i przytulasty - drugi Juvek.



Rufusek jadł dużo,ale spalał wszystko będąc ciągle w biegu, dopiero pod koniec życia gdy zwolnił musiałam limitować mu jedzenie, bo brzuszek się obtuścił. Lubił jeść, rzucał się na miskę zanim zdążyłam ją zamontować, jak trwało to zbyt długo odpychał moje palce łapkami

Późno zaczął dbać o higienę - zwykle siusiał na półki, do legowiska. Z czasem jednak zaczął ogonek doczyszczać perfekcyjnie, biegać do toalety (chcąc wyjąć go z klatki gdy dopiero się obudził, wkładałam go do kuwety, siusiał i wychodził na wybieg, mogłam go "wysadzać" jak dzieciaczka,a jak długo siedział u mnie na klanach to jak tylko wkładałam go do klatki biegł szybciutko żeby się wysiusiać . Lubił jeść w kuwecie. To było takie jego bezpieczne miejsce.
Dbał też o mnie - podgryzał paznokcie, usuwał zadziorki i to z taką precyzją ,że lepiej sama nie umiałabym sobie zrobić. Nie zostawał nawet ślad po problemie

Nie bał się podróży (jeździł ze mną do Wrocławia, bo gorzej znosił rozłąkę ze mną niż podróż i zmianę otoczenia), nie bał się psa, a nawet jak Lusi, nasz beagiel, wkradła się do pokoju rzucał się na pręty jakby chciał ją zabić


Zmienił się przez ostatnie miesiące, gdy został sam i cały "szczurzy" czas był dla niego, dostawał jeszcze więcej uwagi zbliżył się do mnie, zostaliśmy prawdziwymi przyjaciółmi, czułam, że jestem dla niego kimś ważnym i on był (i jest) dla mnie. Na wybiegu potuptał po pokoju i przybiegał do mnie na kolana, wtulał się, lizał mnie po rękach, po ustach, zasypiał wtulony, dawał się kiziać, nawet po brzuszku. Ze śmiesznych rzeczy, które mi się teraz przypominają to było jeszcze jego zaglądanie pod bluzkę, jak miałam go na rękach, często odchylał łapką dekolt w mojej bluzce i wkładał głowę by zajrzeć pod spód , zboczuch mój mały.
Rufus był bardzo przystojnym chłopakiem, pięknie wychodził też na zdjęciach, warunkiem był dobry aparat, telefonem ciężko było zrobić mu zdjęcie bo ciągle się poruszał.

Rufus zasnął szybko, dość spokojnie, byłam przy nim, głaskałam, całowałam do samego końca. Spoczął teraz w ogródku obok kolegów a jego kochana duszyczka robi zapewne zamieszanie za tęczowym mostem. Ciężko go podsumować w paru słowach, w przeszłości nazwałabym go wariatem, łobuzem, szczurzym adhd, teraz chyba po prostu kochanym przyjacielem.
Kocham Cię Rufus, mój przyjacielu, zawsze będę Cię pamiętać :*
