Szczury starają się "najeść" na siłę
: pt lip 04, 2014 9:54 pm
Hej
Wiem, mistrzostwa nie zrobiłam dołączając nową szczurzycę do pozostałych dwóch. O ile mój nerwus Vivi już się uspokoiła, to zaobserwowałam kolejny (wiem, jestem w tym mistrzynią) problem.
Początkowo (jak V i M były we dwie) stała sobie miseczka około taka, może troszkę większa http://animalia.pl/produkt,2919,112,tri ... 90-ml.html (może ze 100 ml). Była wypełniona ok 60% karmą i 40% świeże jedzonko przyrządzone przez Mamusię. Zawsze starczało na całą noc, szczurki zjadały wszystko, rano dostawa.
Postanowiłam trochę odgrubić Morganę, bo nie chcę, żeby miała problemy zdrowotne, a jak ktoś ładnie kiedyś napisał na tym forum "szczur poradzi sobie z deficytem żywności. Nie poradzi sobie natomiast z nadmiarem, bo takie zjawisko nie występuje w przyrodzie". Sypałam troszkę mniej, ale nie zaobserwowałam nic niepokojącego.
Doszedł trzeci szczurek, więc doszła druga miska; pojemności ok. 50 ml, może mniej (1/2 pierwszej).
Wiem, że zrobiłam głupio, głupio, bo obydwa wydarzenia zbiegły się blisko w czasie i teraz oto obserwuję takie zjawisko:
- 7:00 rano przynosze jedzenie
- 7:30 - nie ma już 80% z tego, co przyniosłam
Szczurasy rozbiegają się w kąty, każda je w innym. Nie ma miejsca "chomikowanie", czyli chowanie jedzonka pod ściółkę. Jedzą na miejscu, ile mogą. (Wcześniej we dwie stały przy misce, a nie po kątach)
- 19:00 nie ma już praktycznie nic, a jeszcze 12 godzin przed nimi. Szczurasy wiszą na klatce i tęsknie się we mnie wpatrują.
Już nie chodzi mi nawet o to, że jest mi ich żal, ale - przynajmniej dla człowieka - tak długa przerwa skutkuje późniejszym obżarstwem i zwolnieniem metabolizmu... Rano znów się napchają jak świnie i cały dzień są głodne. To nie może być zdrowe. Wolałabym, żeby było jak wcześniej - jest miska, jest sobie cały dzień i nie ma stresu.
Zgaduję, że jest to obawa, że "Nowa" wyżre im "ich" jedzenie z miski. A jak Amarena widzi, że one przed nią wyjadają, to sama wyjada, bo się boi, że dla niej nie starczy. I tak się kręci...
Na razie radzę sobie tak, że dokładam im jeszcze na noc owocki i warzywa. Ale co z tego, jak cała miska (!) zniknęła zanim zdążyłam napisać ten post.
Obawiam się też walk o jedzenie. No i obawiam się o Morganę, gdyż takie praktyki mogą ją uczynić jeszcze "puszystszą"... Amareny też nie chciałabym utuczyć, bo też zauważyłam, że sporo wyjada z koryta.
Co zrobić?
1. Przeczekać i liczyć, że zaczną sobie w końcu dawkować te 1,5 miski? I bezwzględnie nie dokładać?
2. Karmić je mniejszymi porcjami kilka razy dziennie? (nie ukrywam, że byłby to dla mnie problem i ciężko byłoby z regularnością...)
3. Inny pomysł?
Wiem, mistrzostwa nie zrobiłam dołączając nową szczurzycę do pozostałych dwóch. O ile mój nerwus Vivi już się uspokoiła, to zaobserwowałam kolejny (wiem, jestem w tym mistrzynią) problem.
Początkowo (jak V i M były we dwie) stała sobie miseczka około taka, może troszkę większa http://animalia.pl/produkt,2919,112,tri ... 90-ml.html (może ze 100 ml). Była wypełniona ok 60% karmą i 40% świeże jedzonko przyrządzone przez Mamusię. Zawsze starczało na całą noc, szczurki zjadały wszystko, rano dostawa.
Postanowiłam trochę odgrubić Morganę, bo nie chcę, żeby miała problemy zdrowotne, a jak ktoś ładnie kiedyś napisał na tym forum "szczur poradzi sobie z deficytem żywności. Nie poradzi sobie natomiast z nadmiarem, bo takie zjawisko nie występuje w przyrodzie". Sypałam troszkę mniej, ale nie zaobserwowałam nic niepokojącego.
Doszedł trzeci szczurek, więc doszła druga miska; pojemności ok. 50 ml, może mniej (1/2 pierwszej).
Wiem, że zrobiłam głupio, głupio, bo obydwa wydarzenia zbiegły się blisko w czasie i teraz oto obserwuję takie zjawisko:
- 7:00 rano przynosze jedzenie
- 7:30 - nie ma już 80% z tego, co przyniosłam
Szczurasy rozbiegają się w kąty, każda je w innym. Nie ma miejsca "chomikowanie", czyli chowanie jedzonka pod ściółkę. Jedzą na miejscu, ile mogą. (Wcześniej we dwie stały przy misce, a nie po kątach)
- 19:00 nie ma już praktycznie nic, a jeszcze 12 godzin przed nimi. Szczurasy wiszą na klatce i tęsknie się we mnie wpatrują.
Już nie chodzi mi nawet o to, że jest mi ich żal, ale - przynajmniej dla człowieka - tak długa przerwa skutkuje późniejszym obżarstwem i zwolnieniem metabolizmu... Rano znów się napchają jak świnie i cały dzień są głodne. To nie może być zdrowe. Wolałabym, żeby było jak wcześniej - jest miska, jest sobie cały dzień i nie ma stresu.
Zgaduję, że jest to obawa, że "Nowa" wyżre im "ich" jedzenie z miski. A jak Amarena widzi, że one przed nią wyjadają, to sama wyjada, bo się boi, że dla niej nie starczy. I tak się kręci...
Na razie radzę sobie tak, że dokładam im jeszcze na noc owocki i warzywa. Ale co z tego, jak cała miska (!) zniknęła zanim zdążyłam napisać ten post.
Obawiam się też walk o jedzenie. No i obawiam się o Morganę, gdyż takie praktyki mogą ją uczynić jeszcze "puszystszą"... Amareny też nie chciałabym utuczyć, bo też zauważyłam, że sporo wyjada z koryta.
Co zrobić?
1. Przeczekać i liczyć, że zaczną sobie w końcu dawkować te 1,5 miski? I bezwzględnie nie dokładać?
2. Karmić je mniejszymi porcjami kilka razy dziennie? (nie ukrywam, że byłby to dla mnie problem i ciężko byłoby z regularnością...)
3. Inny pomysł?