Najpi?kniejsza z pi?knych
: sob sty 15, 2005 8:57 pm
W styczniu ubiegłego roku moja Rózia uciekła do klatki Kanta i Hegla. Do dziś nie wiem który był sprawcą ale urodziła 12 ślicznych ogonków. Wśród nich pięknego agutka, które sobie pozostawiłam. Tak została u mnie Mysia. Od samego początku była bardzo człekolubna szczurką. Lubiła chodzić na dalekie wycieczki ale zawsze przybiegała gdy sie ją wołało. Uwielbiała też wspinać się po nogach na kolana i przyglądacć co robimy. Delikatna, smukła, pieknie ubarwiona i o wspaniałym charakterze, który z wiekiem coraz bardziej stawał się wyrazisty. Myślałam o tym aby połączyć Mysię i Dzikiego ale nie zdążyłam.
W niedziele rano dałam wszystkim ogonkom smakołyki, Mysia jako jedna z pierwszych zabrała się za jedzenie. Kiedy wróciłam do domu późnym wieczorem przygotowałam plasterki kiełbaski i znowu dałałam ogonkom. Mysia nie zareagowała, była zwinięta w kuleczkę i nie ruszała się, sierść miała nastroszoną. Wzięłam ja na ręce a ona po prostu leciała mi przez palce, była wychłodzona i wiotka. Owinęłam ją w ręcznik frotowy, przygotowałam antybiotyk żeby przetrwała noc i oddzieliłam od innych dziewczynek. Trochę się zagrzała, zaczęła też podnosić główke ale nadal nie chciała jeść. W poniedziałek pojechaliśmy do weta. Dokładnie ją przebadał, praktycznie nie była żadnych zmian, jednak przy dokładnym badaniu brzuszka okazało sie, że ma powiększona sledzionę. Dostała antybiotyk. Ja polecenie, że jesli nie nastąpi poprawa mam z nia przyjść następnego dnia a jak bedzie to w środę. Wieczorem Mysia zaczęła jeść i pić, troche też pobiegała ale bardzo szybko się męczyła. Byłam jednak dobrej mysli, cieszył mnie kazdy objaw poprawy. W środę, znowu czuła się gorzej niż we wtorek ale nie było tak żle jak w niedziele czy poniedziałek. W badaniu wyszło, że śledzionia trochę się zmniejszyła. Dostała następny zastrzyk. Wieczorem jednak było jeszcze gorzej niż rano ale troszeczke jadła i piła, jednak zaczęła mieć objawy niewydolności serca. W czwartek poszłam z nią do weta, było coraz gorzej. W badaniu osłuchowym były niewielkie zmiany, śledziona znowu silnie powiększona. Wet zmienił antybiotyk, dodał steryd i witaminy oraz kropelki na poprawienie działania całego organizmu w tym pracy serca. Szybko po zastrzyku mała poczuła się lepiej, trudno było mi ja utrzymać w jednym miejscu. Poprawa trwała kilka godzin. Kilka minut po 19 jej stan gwałtownie sie pogorszył, znowu przestała się poruszać, szybko traciła temperaturę. Trwało to kilkanaście minut, Mysia szybko odchodziła, nie zdążyłam sie nawet ubarać żeby pojechać z nią do jakiejś dyżurującej lecznicy.
13.01.2005r. o godz. 19,22 odeszła moja prześliczna dziewczynka. W moim sercu nie ma już miejsca na ból. Jestem zła, wściekła na to, że ktoś tak urządził świat.
W niedziele rano dałam wszystkim ogonkom smakołyki, Mysia jako jedna z pierwszych zabrała się za jedzenie. Kiedy wróciłam do domu późnym wieczorem przygotowałam plasterki kiełbaski i znowu dałałam ogonkom. Mysia nie zareagowała, była zwinięta w kuleczkę i nie ruszała się, sierść miała nastroszoną. Wzięłam ja na ręce a ona po prostu leciała mi przez palce, była wychłodzona i wiotka. Owinęłam ją w ręcznik frotowy, przygotowałam antybiotyk żeby przetrwała noc i oddzieliłam od innych dziewczynek. Trochę się zagrzała, zaczęła też podnosić główke ale nadal nie chciała jeść. W poniedziałek pojechaliśmy do weta. Dokładnie ją przebadał, praktycznie nie była żadnych zmian, jednak przy dokładnym badaniu brzuszka okazało sie, że ma powiększona sledzionę. Dostała antybiotyk. Ja polecenie, że jesli nie nastąpi poprawa mam z nia przyjść następnego dnia a jak bedzie to w środę. Wieczorem Mysia zaczęła jeść i pić, troche też pobiegała ale bardzo szybko się męczyła. Byłam jednak dobrej mysli, cieszył mnie kazdy objaw poprawy. W środę, znowu czuła się gorzej niż we wtorek ale nie było tak żle jak w niedziele czy poniedziałek. W badaniu wyszło, że śledzionia trochę się zmniejszyła. Dostała następny zastrzyk. Wieczorem jednak było jeszcze gorzej niż rano ale troszeczke jadła i piła, jednak zaczęła mieć objawy niewydolności serca. W czwartek poszłam z nią do weta, było coraz gorzej. W badaniu osłuchowym były niewielkie zmiany, śledziona znowu silnie powiększona. Wet zmienił antybiotyk, dodał steryd i witaminy oraz kropelki na poprawienie działania całego organizmu w tym pracy serca. Szybko po zastrzyku mała poczuła się lepiej, trudno było mi ja utrzymać w jednym miejscu. Poprawa trwała kilka godzin. Kilka minut po 19 jej stan gwałtownie sie pogorszył, znowu przestała się poruszać, szybko traciła temperaturę. Trwało to kilkanaście minut, Mysia szybko odchodziła, nie zdążyłam sie nawet ubarać żeby pojechać z nią do jakiejś dyżurującej lecznicy.
13.01.2005r. o godz. 19,22 odeszła moja prześliczna dziewczynka. W moim sercu nie ma już miejsca na ból. Jestem zła, wściekła na to, że ktoś tak urządził świat.