Danon... odszedł wczoraj [*]
: ndz lut 22, 2015 9:53 am
Opowiem wam moją historię, bo chciałabym pokazać wam ile znaczył dla mnie Danon, i zarazem chcę to wszystko sobie przypomnieć. Był początek roku szkolnego, wybrałam się do sklepu zoologicznego, by sprawić Ogryzkowi kolegę. Mały, drobny, przestraszony, siedział w kącie, tak mi było go szkoda. Jedyny szczurek w tym sklepie. Miał 1,5 miesiąca. Zapłaciłam za niego jedyne 15 złote, ale to jaki był, będzie niezapomniane. Zakochałam się w nim od razu. Na początku był przestraszony, ale później nieco się oswoił i z ludźmi i z otoczeniem. Razem z Ogryzkiem spali w jednym domku, pili z jednego poidełka, wychodzili z klatki. Byłam taka szczęśliwa. Danon zawsze przychodził do mnie, skakał z nogi na nogę, wchodził na ramię i miział mnie futerkiem po szyi. Mógł tak godzinami siedzieć pod włosami, lubił wysokie miejsca, z których można było sobie poobserwować widoczki. Zawsze był nieśmiały, ale bardzo przywiązywał się do ludzi. Naprawdę. W nocy wymykał się z klatki, wskakiwał na kanapę i układał się koło mnie, zasypiał. Ja go tak kochałam, w końcu był moim ulubieńcem. Przytulałam go codziennie, on to tak lubił.. A gdy zachorował, wszystko się zmieniło. Poszłam raz go umyć, i załapał to cholerstwo. W ciągu 3 dni pasożyty go wykończyły do potęgi. Tak mi było go żal. Stosowałam szamponik przeciwko temu i proszek. Jednak poddał się akurat przy końcu leczenia. A była naprawdę taka nadzieja. Odizolowałam go od Ogryzka do mniejszej klatki, kocyk, wszystko mu tam zrobiłam. Codziennie przynosiłam jabłka, pomidory i przeróżne świeże owoce i warzywa. Gdy było z nim już naprawdę źle, a to wszystko stało się w ciągu 3 dni.. siedziałam przed klatką i tylko go miziałam.. nie mógł już nawet poruszyć rączką. Miał otwarte oczka... Coś pękało we mnie, byłam naprawdę.. załamana tą całą sytuacją. Wyjęłam go z klatki, gdy był już na pograniczu i go zaczęłam przytulać, powtarzałam mu do uszka, żeby się nie poddawał, że ma z tym walczyć, że jeśli teraz zyska energię, to wyjdzie z tego. Byłam cała zaszlochana. Chciałam być z nim do ostatnich jego minut. Głaskałam go nieustannie. Tak ciężko oddychał, czasem tylko prychnął, ale gdy załapał dech, wiedziałam, że już nie ma szans. Zaczął piszczeć mi na rękach i wyciągać po te resztki powietrza. Widziałam, jak zdychał. Okropny widok i przez większość nocy miałam to przed oczyma. Włożyłam go do klatki i wyszłam z pokoju, naprawdę nie mogłam na to patrzeć, ryczałam, ale gdy weszłam po raz ostatni do pokoju, usiadłam przed klatką, nie oddychał, tylko zaczął się trząść i skurczać. Nie mogłam w tym pokoju spać, całą noc przepłakałam, a teraz mam tak sine oczy, że ledwo widzę, i chodzę i nadal płaczę. To jak utrata własnego dziecka. Czuję się, jakby ktoś wyrwał ze mnie cząstkę mnie. Danon, przynajmniej już się nie męczy [*]
Wybaczcie, że to jest takie długie, ale.... sama nie wiem.
To był mój ukochany Danon, a rodzice, którzy mi powtarzają, że to tylko szczur, szkoda, bo tego nie rozumieją..To była duża więź... I wybaczcie jeszcze za opisanie tej całej śmierci, ale dobrze by było, gdy początkujący, wiedzieli, jak ona następuje... Wybaczcie jeszcze raz ;(
Wybaczcie, że to jest takie długie, ale.... sama nie wiem.
To był mój ukochany Danon, a rodzice, którzy mi powtarzają, że to tylko szczur, szkoda, bo tego nie rozumieją..To była duża więź... I wybaczcie jeszcze za opisanie tej całej śmierci, ale dobrze by było, gdy początkujący, wiedzieli, jak ona następuje... Wybaczcie jeszcze raz ;(