Ku pamięci najcudowniejszemu Lucjanowi
: wt cze 28, 2016 4:22 pm
				
				Choć upłynęło już trochę czasu, sądzę, że nadal warto uczcić pamięć najukochańszego zwierza na świecie, Lucjana.
Szczurek trafił do mnie w lutym tego roku, po tym, jak przeszłam bardzo burzliwy dla mnie okres, depresyjny i bez nadziei, gdzie zamknęłam się na świat i nie miałam z nim styczności, w przenośni i dosłownie. Spędziłam pół roku w szpitalu psychiatrycznym, z krótkimi przepustkami. Po wyjściu postanowiłam, że pragnę mieć przyjaciela u swojego boku. I w ten sposób padło na młodego, łysego, z czerwonymi ślepiami ogona. Pokochałam Go od razu. Otworzyłam się dzięki Niemu na ludzi oraz uczucia, niemalże całkiem zapominając o przeszłości. Dotychczas byłam i tak mocno zżyta ze zwierzętami, ale więź jaka narodziła się między mną a Luckiem była niepowtarzalna, magiczna. Lucek nie lubił przebywać z innymi szczurami. Uciekał od nich do maminowego rękawa od bluzy. Ufał mi bezgranicznie. Spał ze mną, jadł ze mną, mył się przy mnie. Przybiegał na imię, jadł z ręki, gdy wracałam do domu i brałam go na ręce, wylizywał mnie dokładnie po całej twarzy i rękach. Zaczęło się od zwykłego przeziębienia. Pojechaliśmy do weterynarza, Maleństwo dostało leki i tak od wizyty do wizyty, udało się go wyleczyć w 90%. Któregoś dnia, w maju przestał się wypróżniać. Miał apetyt, był ruchliwy, nic nie zapowiadało tragedii... Tego samego dnia, pod wieczór Lucka opuściły nagle siły. Leżał w jednym miejscu, zgrzytał ząbkami. Tamtej nocy nie zmrużyłam oka. Siedziałam przy nim, głaskałam go, próbowałam podawać mu jedzenie, ogrzewałam go w kołdrze, termoforem, całowałam go. O ok. 5 nad ranem jego ciało zaczęło wydawać nieprzyjemny zapach, jądra stały się fioletowo-sine. Jego ciałko, delikatne ciałko było całkiem zimne, pomimo moich godzinnych prób. Czuł się na pewno fatalnie i tak wyglądał, a jednak zdołał przeczołgać się bliżej mojej ręki i polizać ją. Z samego rana, gdy tylko gabinet weterynaryjny był czynny, wzięłam Szczurka do kosza wiklinowego i pojechałam rowerem do miasta. Nikt nie chciał zawieźć mnie autem, mimo, że pokazywałam im w jakim stanie jest Lucjan i płakałam na cały dom. Ludzie są bezduszni. O godz. 10 Mały był już w gabinecie. Pani włożyła Go do transportera, owiniętego w mojej bluzie, przy termoforze, podała mu coś podskórnie. Miałam przyjechać po Niego o 14. Przez cztery godziny siedziałam bezczynnie pod budynkiem, w którym znajdował się weterynarz. Na godzinę przez ustaloną porą zaczęłam mieć złe przeczucia. Jednak gdy w końcu tam weszłam, ogarnęła mnie nadzieja, że jednak wszystko jest w porządku.. Nie było tak. Lucek zmarł. Zmarł, w sterylnym otoczeniu, przy obcej babie. A mnie przy Nim nie było. Pani weterynarz chciała zrobić sekcję zwłok i określić dokładnie przyczynę śmierci, lecz nie zgodziłam się na to. Nie zniosłabym tego widoku, stwierdziłam, że już dość się nacierpiał i po śmierci należy mu się spokój. Jego ciałko było zawinięte w papierowy ręcznik i włożone do małego, foliowego woreczka. Ubodło mnie to głęboko, że moje Maleństwo zostało potraktowane jak przedmiot. Martwego człowieka nie zawija się w papier toaletowy i nie wsadza do worka. Być może takie są procedury, jakkolwiek, na widok tego, jak Lucjan został przygotowany do wzięcia i pochowania, zrobiło mi się słabo. Opanowując płacz przez całą drogę, skręciłam w pola i zabrałam Go nad rzekę, gdzie wyciągając Go z papieru, położyłam Go na kolanach i zaczęłam płakać tak głośno, jak tylko się dało. Nie wiem, ile tam z Nim siedziałam. Po wszystkim ułożyłam szczurka w koszu, przykrywając Go bluzą i wróciłam do domu. Nie ja Go pochowałam. Nie dałam rady. Śmierć Lucka zabrała mi tą część mnie, która pojawiła się wraz z Jego obecnością, i nigdy nie dostanę jej z powrotem. Ból po Jego stracie odczuwam do teraz. Wspominam, jaki był dzielny i zdeterminowany do tego by żyć, kochać i być szczęśliwym zwierzakiem u boku swej pani. Nie wyrzuciłam po Nim ani jednej rzeczy. Jego domek, tunel, hamak znajdują się w kartonie i nigdy nie skorzysta z nich żaden inny szczurek. Lucjan był wyjątkowy, a oddając Jego rzeczy komuś innemu, poczułabym się zdrajczynią.
Spoczywaj w spokoju, moje Maleństwo. Zawsze będę Cię kochać.
			Szczurek trafił do mnie w lutym tego roku, po tym, jak przeszłam bardzo burzliwy dla mnie okres, depresyjny i bez nadziei, gdzie zamknęłam się na świat i nie miałam z nim styczności, w przenośni i dosłownie. Spędziłam pół roku w szpitalu psychiatrycznym, z krótkimi przepustkami. Po wyjściu postanowiłam, że pragnę mieć przyjaciela u swojego boku. I w ten sposób padło na młodego, łysego, z czerwonymi ślepiami ogona. Pokochałam Go od razu. Otworzyłam się dzięki Niemu na ludzi oraz uczucia, niemalże całkiem zapominając o przeszłości. Dotychczas byłam i tak mocno zżyta ze zwierzętami, ale więź jaka narodziła się między mną a Luckiem była niepowtarzalna, magiczna. Lucek nie lubił przebywać z innymi szczurami. Uciekał od nich do maminowego rękawa od bluzy. Ufał mi bezgranicznie. Spał ze mną, jadł ze mną, mył się przy mnie. Przybiegał na imię, jadł z ręki, gdy wracałam do domu i brałam go na ręce, wylizywał mnie dokładnie po całej twarzy i rękach. Zaczęło się od zwykłego przeziębienia. Pojechaliśmy do weterynarza, Maleństwo dostało leki i tak od wizyty do wizyty, udało się go wyleczyć w 90%. Któregoś dnia, w maju przestał się wypróżniać. Miał apetyt, był ruchliwy, nic nie zapowiadało tragedii... Tego samego dnia, pod wieczór Lucka opuściły nagle siły. Leżał w jednym miejscu, zgrzytał ząbkami. Tamtej nocy nie zmrużyłam oka. Siedziałam przy nim, głaskałam go, próbowałam podawać mu jedzenie, ogrzewałam go w kołdrze, termoforem, całowałam go. O ok. 5 nad ranem jego ciało zaczęło wydawać nieprzyjemny zapach, jądra stały się fioletowo-sine. Jego ciałko, delikatne ciałko było całkiem zimne, pomimo moich godzinnych prób. Czuł się na pewno fatalnie i tak wyglądał, a jednak zdołał przeczołgać się bliżej mojej ręki i polizać ją. Z samego rana, gdy tylko gabinet weterynaryjny był czynny, wzięłam Szczurka do kosza wiklinowego i pojechałam rowerem do miasta. Nikt nie chciał zawieźć mnie autem, mimo, że pokazywałam im w jakim stanie jest Lucjan i płakałam na cały dom. Ludzie są bezduszni. O godz. 10 Mały był już w gabinecie. Pani włożyła Go do transportera, owiniętego w mojej bluzie, przy termoforze, podała mu coś podskórnie. Miałam przyjechać po Niego o 14. Przez cztery godziny siedziałam bezczynnie pod budynkiem, w którym znajdował się weterynarz. Na godzinę przez ustaloną porą zaczęłam mieć złe przeczucia. Jednak gdy w końcu tam weszłam, ogarnęła mnie nadzieja, że jednak wszystko jest w porządku.. Nie było tak. Lucek zmarł. Zmarł, w sterylnym otoczeniu, przy obcej babie. A mnie przy Nim nie było. Pani weterynarz chciała zrobić sekcję zwłok i określić dokładnie przyczynę śmierci, lecz nie zgodziłam się na to. Nie zniosłabym tego widoku, stwierdziłam, że już dość się nacierpiał i po śmierci należy mu się spokój. Jego ciałko było zawinięte w papierowy ręcznik i włożone do małego, foliowego woreczka. Ubodło mnie to głęboko, że moje Maleństwo zostało potraktowane jak przedmiot. Martwego człowieka nie zawija się w papier toaletowy i nie wsadza do worka. Być może takie są procedury, jakkolwiek, na widok tego, jak Lucjan został przygotowany do wzięcia i pochowania, zrobiło mi się słabo. Opanowując płacz przez całą drogę, skręciłam w pola i zabrałam Go nad rzekę, gdzie wyciągając Go z papieru, położyłam Go na kolanach i zaczęłam płakać tak głośno, jak tylko się dało. Nie wiem, ile tam z Nim siedziałam. Po wszystkim ułożyłam szczurka w koszu, przykrywając Go bluzą i wróciłam do domu. Nie ja Go pochowałam. Nie dałam rady. Śmierć Lucka zabrała mi tą część mnie, która pojawiła się wraz z Jego obecnością, i nigdy nie dostanę jej z powrotem. Ból po Jego stracie odczuwam do teraz. Wspominam, jaki był dzielny i zdeterminowany do tego by żyć, kochać i być szczęśliwym zwierzakiem u boku swej pani. Nie wyrzuciłam po Nim ani jednej rzeczy. Jego domek, tunel, hamak znajdują się w kartonie i nigdy nie skorzysta z nich żaden inny szczurek. Lucjan był wyjątkowy, a oddając Jego rzeczy komuś innemu, poczułabym się zdrajczynią.
Spoczywaj w spokoju, moje Maleństwo. Zawsze będę Cię kochać.
 Moja szczurzyca też była moją najlepszą przyjaciółką niestety jedyną wadą tych zwierzątek jest to że krótko żyją
 Moja szczurzyca też była moją najlepszą przyjaciółką niestety jedyną wadą tych zwierzątek jest to że krótko żyją  .  Trzymaj się
.  Trzymaj się