Flora
: pn lip 25, 2005 2:35 pm
Dziś, 25 lipca, odeszła Flora.
Wczoraj bardzo jej się pogorszyło, nie mogła jeść, miała wycieki w oczu i na nic nie reagowała. Zdecydowałam się ją uśpić, mimo tego, co pisała Ania o swoim szczurze. Nie mogłam patrzeć, jak się męczy chcąc jeść i nie umiejąc trafić łapką do pyszczka, a z drugiej strony mając nikłą nadzieję, że po takim pogorszeniu pomimo tygodniowego leczenia i tego, że wcześniej już było lepiej, może jej się znowu poprawić. Weterynarz chyba potem coś mówił, że podejmuję dobrą decyzję, ale nie słuchałam go nawet.
Teraz parę słów o Florze, bo to był kochany szczurek i niech zostanie w waszej pamięci. Florcia miała dopiero półtora roku, nie dwa, jak mówiłam. Zajrzałam wczoraj do indeksu i okazało się, że wzięłam ją w marcu 2004 roku, a nie rok wcześniej, jak mi się zdawało. Była jednym ze szczurów przeznaczonych do zabicia podczas ćwiczeń z molekularnej organizacji komórki. Udało jej się przeżyć, bo wyniki ze szczurzych tkanek wychodziły nie takie jak trzeba, więc zdecydowano sie kupić po prostu kurzej wątróbki. Zostały trzy szczury, które by uśpiono albo sprzedano do zoo, więc bez problemu pozwolili, żebym sobie jednego wzięła.
Nigdy nie oswoiła sie na tyle, żebym mogła ją pogłaskać lub wziąć do ręki, ale też ani razu mnie nie ugryzła i w ogóle była kochanym, mądrym zwierzakiem. Żyła u mnie rok ponad to, co jej było przeznaczone i mam nadzieję, że było jej tu dobrze. A teraz już w szczurzym niebie zajada smakołyki.
Wczoraj bardzo jej się pogorszyło, nie mogła jeść, miała wycieki w oczu i na nic nie reagowała. Zdecydowałam się ją uśpić, mimo tego, co pisała Ania o swoim szczurze. Nie mogłam patrzeć, jak się męczy chcąc jeść i nie umiejąc trafić łapką do pyszczka, a z drugiej strony mając nikłą nadzieję, że po takim pogorszeniu pomimo tygodniowego leczenia i tego, że wcześniej już było lepiej, może jej się znowu poprawić. Weterynarz chyba potem coś mówił, że podejmuję dobrą decyzję, ale nie słuchałam go nawet.
Teraz parę słów o Florze, bo to był kochany szczurek i niech zostanie w waszej pamięci. Florcia miała dopiero półtora roku, nie dwa, jak mówiłam. Zajrzałam wczoraj do indeksu i okazało się, że wzięłam ją w marcu 2004 roku, a nie rok wcześniej, jak mi się zdawało. Była jednym ze szczurów przeznaczonych do zabicia podczas ćwiczeń z molekularnej organizacji komórki. Udało jej się przeżyć, bo wyniki ze szczurzych tkanek wychodziły nie takie jak trzeba, więc zdecydowano sie kupić po prostu kurzej wątróbki. Zostały trzy szczury, które by uśpiono albo sprzedano do zoo, więc bez problemu pozwolili, żebym sobie jednego wzięła.
Nigdy nie oswoiła sie na tyle, żebym mogła ją pogłaskać lub wziąć do ręki, ale też ani razu mnie nie ugryzła i w ogóle była kochanym, mądrym zwierzakiem. Żyła u mnie rok ponad to, co jej było przeznaczone i mam nadzieję, że było jej tu dobrze. A teraz już w szczurzym niebie zajada smakołyki.