Nuny ju? nie ma...
: sob lis 26, 2005 9:12 pm
Była z nami tydzień. Historia, dosyć lakoniczna, jej choroby znajduje się w innym dziale. Codzienne wizyty u weta, leki, troskliwa opieka na nic się zdały. Dzisiaj rano jeszcze była ruchliwa, jak zawsze wesoła, niezwykle łagodna i lgnąca do ludzi. Najlepiej czuła się bawiąc się i śpiąc na kolanach mojej dziewczyny. Nagle nastąpiło pogorszenie, więc znów szybko do lekarza. Zapalenie płuc, niewydolność wątroby- gasła w oczach. Przez cały dzisiejszy dzień była trzymana na kolanach w kocu, bo już tylko leżała. Pod koniec życia, kiedy Laura mówiła jej że ma wyzdtowieć podniosła ostatkiem sił swój łepek i ostatni raz spojrzała na nią. Potem odeszła.
Nie wiem co jest bardziej przykre- myśl że pochowaliśmy Nunę czy patrzenie na rozpacz mojej dziewczyny. Była młodym szczurasem, mogła jeszcze tyle przeżyć...
Nie wiem co jest bardziej przykre- myśl że pochowaliśmy Nunę czy patrzenie na rozpacz mojej dziewczyny. Była młodym szczurasem, mogła jeszcze tyle przeżyć...