No to lecimy. Po udanej lekturze
"Maga", sięgnęłam po kolejne książki
Jeffery'a Deavera -
"Błękitna Pustka" i "
Panienski Grób".
Deaver pisze bardzo dobre kryminały. Tak się złożyło, że żadna z tych książek nie należy do jednej serii, chociaż przez podobieństwo stylu, czasem ma się wrażenie, że mowa o tym samym detektywie... Nie wiem, czy to wina autora, czy tylko tłumaczenia. Mimo to, każda z tych opowieści jest diametralnie inna, łączy je... jakby to nazwać... specjalizacja? I tak w Magu mamy do czynienia z zabójcą-iluzjonistą, w Pustce - hakerem, a w Panieńskim Grobie, wchodzimy w świat głuchoniemych zakładniczek. W każdej z książek zagłębiamy się w opisywanym świecie, widać, że autor długo przygotowuje się do tematu zanim go poruszy. Mają jeszcze jedną cechę wspólną - gdy myślisz, że już wszystko zmierza do happy-endu, a w prawej dłoni zostało ci kilka kartek - dopiero zaczyna się najgorsze
Zwroty akcji jak u Christie.
Jeśli mam oceniać, to najgorzej wypada "Błękitna Pustka". Autor tak się skupia na pojęciach świata komputerowego, że fabuła na tym traci. Zakończenie też mnie nie porwało. Za to "Panieński Grób" i "Mag" - rewelacja!
(Jeśli mam być czepliwa, to tłumaczowi mojego wydania "Grobu" zrobiłabym krzywdę za spolszczanie postaci komiksowych "Ludzie-X, Rosomak"...
Dla równowagi, fantasy -
A.R Reystone - "Dziewiąty Mag", tom I.
Hmm. Zaczęło się źle. Nawet bardzo. Wprowadzenie jest tak chaotyczne i słabe kompozycyjnie, że autentycznie męczy. Urywany styl zostaje, ale wraz z rozwojem fabuły daje się znieść. Niestety, według mnie świat przedstawiony oraz bohaterowie są mało autentyczni. Nie przekonują mnie. Autorka czerpie z wizerunków głęboko zakorzenionych w umysłach czytelników - elfy, smoki, pegazy, chimery, fauny, dodaje do tego baśniową otoczkę i najwyraźniej uważa, że to wystarczy, bo bardzo skąpi opisów. Całość jest tak nieautentyczna, że czytając czuję się jakbym oglądała film animowany, albo grała w grę komputerową, co zdarza mi się po raz pierwszy - zazwyczaj łatwo "wpadam" w świat autora i uczestniczę w nim do ostatnich kartek. A smoki są żywcem wzięte z filmu "Jak wytresować smoka", słowo daję.
Niestety, autorka popełnia kardynalny błąd debiutujących pisarek fantasy - skupia się na uczuciach, ignorując wszystkie inne elementy, z wątkiem głównym włącznie. Rozpaczliwie szukam zagrożenia, o którym tak często wspominają jej bohaterowie, a co dostaję? Trzyzdaniowy opis ataku trolla na miasto i od tej pory wstawki, że kolejne ataki się odbyły. Aha. Szukam informacji o skomplikowanej strukturze życia w świecie równoległym, szczegóły dotyczące społeczeństwa, hierarchii, historii - dostaję szczątki informacji, bo "główna bohaterka przeczytała o tym w książce". To samo o smokach którą są najistotniejszym elementem tego świata. Skąd się wzięły, jak wygląda ich szkolenie, jakie są gatunki - dostaję opis, że bohaterka o tym przeczytała. Czyli ona wie, ale ja nadal nie. Mało tego - dostaję opis, jak przybywa do miasta, jak "parkuje" pegaza, jak wchodzi do biblioteki, jak dostaje księgę i jakie są jej relacje z bibliotekarką, ale nie otrzymuję żadnych interesujących informacji! Za to mam 500 stron romansu...
Ekhm. Mimo wszystko pozostałe dwa tomy przeczytam i to bez niechęci. Powody są dwa - nie lubię zostawiać rozgrzebanej historii. A po drugie - czyta się to naprawdę nieźle mimo wszystko, wchodzi gładko. Zresztą powyższy opis świadczy o tym, że jednak wywołuje emocje - w końcu mogłabym napisać "czytałam, słabe, nie polecam", a nie się uzewnętrzniać. Życzę autorce, aby kolejne książki były bardziej dojrzałe, bo potencjał jest, a każda kolejna kobieta - pisarka fantasy w Polsce mnie raduje.