Jak szczury zmieniły Was/Wasze życie?
: czw lis 19, 2015 2:10 pm
UWAGA! Będzie długo!
Mam moje maluchy bardzo krótko, jednak już widzę ogromne zmiany, jakie zaszły wraz z ich przybyciem. Zmieniłam się nie tylko ja, ale także mój TŻ, a nawet podejście znajomych. Może od początku.
Jestem z mężem już od 1 roku studiów. Zamieszkaliśmy ze sobą tydzień po pierwszym spotkaniu, miłość od pierwszego wejrzenia . Najpierw mieszkaliśmy na stancji z innymi, później w mini kawalerce (16m2), a teraz mamy 3pokojowe mieszkanie. Nawet przez 2 lata pracowaliśmy w tym samym miejscu, później wspólnie założyliśmy firmę. Żyjemy bardzo skromnie, wszystko co możliwe odkładamy na przyszły dom. Jesteśmy ludźmi, którzy wychodzą raz w tygodniu na najtańszą imprezę, nie kupujemy ciuchów, mebli, nigdy nie byliśmy na wakacjach, czasem wychodzimy do kina i tyle. Takie mega dusigrosze. Firma rozkręciła się bardziej, niż przypuszczaliśmy, zarabiamy naprawdę dużo, jednak żyjemy tak, jak wtedy, gdy zarabialiśmy "po studencku". Firma zrobiła też wiele złego - mąż potrafił pracować od 6 do 23, nie wychodziliśmy nigdzie, mało ze sobą rozmawialiśmy, robiło się między nami oschle i nieprzyjemnie.
Aż na zakończenie naprawdę pokaźnego zlecenia (kiedy to oboje pracowaliśmy przez 2tyg. po 16 godzin dziennie) zrobiliśmy imprezę ze znajomymi. Wywiązała się rozmowa, że ja chcę w końcu kota, TŻ chce psa, więc (w wielkim żarcie) pójdziemy na kompromis i weźmiemy szczura. Na drugi dzień przyszedł znajomy, w ręce miał kartonik, a w nim Garosza. Byliśmy zszokowani, nic nie wiedziałam o szczurach, nigdy o nich nic nie przeczytałam, nie mieliśmy nawet klatki czy jedzenia! Kac przeszedł nam błyskawicznie, wysłałam męża do zoologicznego po COKOLWIEK, a Garosza schowałam pod bluzą. Byłam chyba bardziej wystraszona niż on. TŻ wrócił z klatką (chomiczą ;/) i podrzędnym jedzeniem. Od razu zdaliśmy sobie sprawę, że to za mało, więc zamówiliśmy większą klatkę i dostawę karmy. Do tego zabawki, kuwetę, domki, hamaki itd. Jednego dnia wydaliśmy prawie 1000 zł. Na szczurka. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby mój mąż tak ochoczo wydawał pieniądze. Byłam z niego dumna. Po niecałych 2 tygodniach Garosz dostał towarzysza Thralla.
Kłótnie między mną a mężem wreszcie nabrały sensu . Może brzmi to głupio, ale wszystko jest lepsze od obojętności. Teraz nie tylko trzeba było pracować, ale poświęcać każdą chwilę szczurkom. Na początku nie umieliśmy tego pogodzić, jednak raz-dwa "wpisaliśmy się" w tryb dzienny maluchów. Tym samym ja z mężem zaczęłam spędzać dużo więcej czasu. Mamy wreszcie kogoś "naszego", nie tylko to marzenie o domu, które spełni się za rok czy dwa. Te szczurki są teraz. Mąż wychodząc na zwykłe zakupy często wraca z jakimiś zabawkami, czy nowym kocem "będzie dla rojbrów". Człowiek, o którym myślałam, że jest największym skąpcem na ziemi. Zbliżyliśmy się do siebie, znowu jesteśmy "rodziną". To pierwszy plus szczurków.
Jestem osobą maksymalnie nerwową. Stąd też po części były nasze związkowe problemy. Często krzyczałam, obrażałam się, robiłam fochy. Teraz, jak coś mnie zdenerwuje, idę do małych, przytulam się, popatrzę jak się bawią i automatycznie poziom stresu spada do zera . To drugi plus szczurków.
Znajomi i rodzina notorycznie pożyczali od nas pieniądze - "tyle macie, na nic nie wydajecie, za kilka miesięcy oddam". Zaczęło nas to bardzo męczyć, ponieważ oprócz firmy gramy też na giełdzie, więc pieniądze u nas nie leżą w skarpecie. Teraz, jak przychodzą w odwiedziny i widzą, że szczurki mają dobrobyt i co chwilę coś nowego, to trochę nie wiedzą, co powiedzieć. Podobnie z imprezami - często wyciągali nas na zwyczajnie chlanie, bo "przecież nie macie dzieci, a jak postawicie 4 piwa nic wam się nie stanie". Teraz mówimy, że nie możemy, bo szczurki od 20/21 się bawią i chcemy z nimi być. Więc znajomi zaczęli przychodzić do nas. Z prezentami. Dla szczurków . To trzeci plus.
Pewnie by można jeszcze wymieniać i wymieniać. Każdego dnia te małe paszczaki robią coś, co chwyta moje serce, widać ich miłość do nas. Tak czy siak pijacka decyzja mojego kumpla o kupieniu nam szczurka była chyba najlepszą, jaką podjął w trakcie całego swojego życia .
Wybaczcie elaborat, tak mnie wzięło na podzielenie się szczęściem z serducha.
Mam moje maluchy bardzo krótko, jednak już widzę ogromne zmiany, jakie zaszły wraz z ich przybyciem. Zmieniłam się nie tylko ja, ale także mój TŻ, a nawet podejście znajomych. Może od początku.
Jestem z mężem już od 1 roku studiów. Zamieszkaliśmy ze sobą tydzień po pierwszym spotkaniu, miłość od pierwszego wejrzenia . Najpierw mieszkaliśmy na stancji z innymi, później w mini kawalerce (16m2), a teraz mamy 3pokojowe mieszkanie. Nawet przez 2 lata pracowaliśmy w tym samym miejscu, później wspólnie założyliśmy firmę. Żyjemy bardzo skromnie, wszystko co możliwe odkładamy na przyszły dom. Jesteśmy ludźmi, którzy wychodzą raz w tygodniu na najtańszą imprezę, nie kupujemy ciuchów, mebli, nigdy nie byliśmy na wakacjach, czasem wychodzimy do kina i tyle. Takie mega dusigrosze. Firma rozkręciła się bardziej, niż przypuszczaliśmy, zarabiamy naprawdę dużo, jednak żyjemy tak, jak wtedy, gdy zarabialiśmy "po studencku". Firma zrobiła też wiele złego - mąż potrafił pracować od 6 do 23, nie wychodziliśmy nigdzie, mało ze sobą rozmawialiśmy, robiło się między nami oschle i nieprzyjemnie.
Aż na zakończenie naprawdę pokaźnego zlecenia (kiedy to oboje pracowaliśmy przez 2tyg. po 16 godzin dziennie) zrobiliśmy imprezę ze znajomymi. Wywiązała się rozmowa, że ja chcę w końcu kota, TŻ chce psa, więc (w wielkim żarcie) pójdziemy na kompromis i weźmiemy szczura. Na drugi dzień przyszedł znajomy, w ręce miał kartonik, a w nim Garosza. Byliśmy zszokowani, nic nie wiedziałam o szczurach, nigdy o nich nic nie przeczytałam, nie mieliśmy nawet klatki czy jedzenia! Kac przeszedł nam błyskawicznie, wysłałam męża do zoologicznego po COKOLWIEK, a Garosza schowałam pod bluzą. Byłam chyba bardziej wystraszona niż on. TŻ wrócił z klatką (chomiczą ;/) i podrzędnym jedzeniem. Od razu zdaliśmy sobie sprawę, że to za mało, więc zamówiliśmy większą klatkę i dostawę karmy. Do tego zabawki, kuwetę, domki, hamaki itd. Jednego dnia wydaliśmy prawie 1000 zł. Na szczurka. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby mój mąż tak ochoczo wydawał pieniądze. Byłam z niego dumna. Po niecałych 2 tygodniach Garosz dostał towarzysza Thralla.
Kłótnie między mną a mężem wreszcie nabrały sensu . Może brzmi to głupio, ale wszystko jest lepsze od obojętności. Teraz nie tylko trzeba było pracować, ale poświęcać każdą chwilę szczurkom. Na początku nie umieliśmy tego pogodzić, jednak raz-dwa "wpisaliśmy się" w tryb dzienny maluchów. Tym samym ja z mężem zaczęłam spędzać dużo więcej czasu. Mamy wreszcie kogoś "naszego", nie tylko to marzenie o domu, które spełni się za rok czy dwa. Te szczurki są teraz. Mąż wychodząc na zwykłe zakupy często wraca z jakimiś zabawkami, czy nowym kocem "będzie dla rojbrów". Człowiek, o którym myślałam, że jest największym skąpcem na ziemi. Zbliżyliśmy się do siebie, znowu jesteśmy "rodziną". To pierwszy plus szczurków.
Jestem osobą maksymalnie nerwową. Stąd też po części były nasze związkowe problemy. Często krzyczałam, obrażałam się, robiłam fochy. Teraz, jak coś mnie zdenerwuje, idę do małych, przytulam się, popatrzę jak się bawią i automatycznie poziom stresu spada do zera . To drugi plus szczurków.
Znajomi i rodzina notorycznie pożyczali od nas pieniądze - "tyle macie, na nic nie wydajecie, za kilka miesięcy oddam". Zaczęło nas to bardzo męczyć, ponieważ oprócz firmy gramy też na giełdzie, więc pieniądze u nas nie leżą w skarpecie. Teraz, jak przychodzą w odwiedziny i widzą, że szczurki mają dobrobyt i co chwilę coś nowego, to trochę nie wiedzą, co powiedzieć. Podobnie z imprezami - często wyciągali nas na zwyczajnie chlanie, bo "przecież nie macie dzieci, a jak postawicie 4 piwa nic wam się nie stanie". Teraz mówimy, że nie możemy, bo szczurki od 20/21 się bawią i chcemy z nimi być. Więc znajomi zaczęli przychodzić do nas. Z prezentami. Dla szczurków . To trzeci plus.
Pewnie by można jeszcze wymieniać i wymieniać. Każdego dnia te małe paszczaki robią coś, co chwyta moje serce, widać ich miłość do nas. Tak czy siak pijacka decyzja mojego kumpla o kupieniu nam szczurka była chyba najlepszą, jaką podjął w trakcie całego swojego życia .
Wybaczcie elaborat, tak mnie wzięło na podzielenie się szczęściem z serducha.