O, dziękujemy za pamięć
Wszystko zdaje się grać, szczególnie Liw i Tula "grają"... wydają identyczne dźwięki. Zagadka. Ale ogólnie w porządku i dobrze

Zrobiłam dziewczynom kolejną porcję domowej karmy, bo poprzednia trzeciego dnia przywitała mnie wyfruwającym z pudła molem. Jak jedzą!

Dosypuję im trochę trójkącików Selective, bo lubią - i to właśnie one zostały w miseczce, a ziarno na ziarnie się nie ostało
Parę dni temu była przygoda i wielki, wielki szczurzy strach. A było tak:
Wracam z pracy, taszcząc torebkę i zakupy pod pachą. Z wielu metrów od klatki słyszę miauczącego głośno kota. Wchodzę do klatki, a dzieciak sąsiadów z czwartego mówi, że kotka mała za nim przylazła i nie chce się odczepić i co teraz. Myślałam, że może to kota sąsiadki z góry, bo też tak miauka, ale nie - sąsiadki kicia w domu. Odkładam zakupy na ziemię i hops - koteczka już na moich rękach, tuli się, wczepia we mnie, płacze, miauka... tatuś dziecka mówi stanowcze "NIE!" na propozycję azylu na dzień lub 2 (mam nadzieję, że przypomni to sobie, jeśli kiedyś to jego pies nawieje, i że będzie prosił siły wyższe, aby ktoś się zaopiekował, zamiast olać

). Sąsiadka - no nie bardzo, bo ich kot... no to cóż, rada, nie rada, idę z tą kupką nieszczęścia do domu, bo przecież nie zostawię na pastwę losu... kot ze 3 miesiące, bankowo nie dzikus, błyszczące, czyste, miękkie futerko, ufna, ale przestraszona zewnętrznego, obcego świata, tuląca się do żywych istot. Zwiała malutka albo ktoś ją wyrzucił

Niosę do domu, w którym są szczury moje, w którym w każdym pomieszczeniu leży mnóstwo płyt meblowych, narzędzi, gratów, wszystko na głowie stoi, bo remont, i w którym mogę kota najwyżej ulokować w łazience, bo w sypialni nie mam szyby w drzwiach. Weszłam do przedpokoju z kotą na rękach i tak stoję i myślę, co tu robić. Sąsiadka z góry z córką przyleciały przynieść mi karmę, ale patrzą, patrzą... i sąsiadka mówi: a dobra tam, weźmiemy ją na DT, no może nasza jej nie zje, a drzwi się pozamyka... jakoś damy radę! Uff, uff, uff

No i jakoś jest, kotunia 2 dni później przywitała mnie wyniosłą pozą na kanapie, ale jak tylko wyciągnęłam rękę, ściana kocich manier runęła i hopsa, na rączki

W domu sąsiadki od razu jak u siebie, rozrabianie, rączki, na łóżko, żadnego tam strachu nowego miejsca i chowania się pod łóżka. Zrobiłam ogłoszenia, poszłyśmy z sąsiadkami rozwiesić na osiedlu, może uciekła, może ktoś jej szuka... choć nie widziałam żadnych ogłoszeń

Kotula ma więc DT grzecznościowe z moim zobowiązaniem, że gdyby cokolwiek, to to mój kłopot - weterynarz, czy gdyby zaczęło być to uciążliwe - natychmiast zabieram kociaka tudzież wiozę do weta i płacę oczywiście.
No ale, moje szczury... kota poszła z sąsiadkami, ja weszłam do domu, umyłam ręce, poszłam wypuścić szczury i...

Jakie przerażenie

Kamienne posągi w klatce, tulące się do siebie ze strachu, nawet zakazanym herbatnikiem nie dały się ożywić

Poszłam się przebrać, żeby nie pachnieć, ale już było za późno, poczuły kota z przedpokoju. jedna Liwia wybiegła sprawdzić, co tak "śmierdzi" kotem, ale też miała w gaciach pełno - normalnie powinna się jeżyć, ocierać i fukać wściekle, a tylko wypatrywała wielkimi oczyma. To dziwne, bo zapachy znajomych kotów nigdy nie napędzały strachu - a może zapach tylko na człowieku działa inaczej, a może się nakręciły od agutek, one chyba bardziej bojaźliwe. Jeszcze następnego dnia towarzystwo nie bardzo chciało ze mną gadać, ale już wróciło d normy
Oto i piękność

Oddawałam sąsiadce ze łzami w oczach - tak ja się właśnie nadaję na DT. Biorę na ręce stworzenie i już kocham
