Od kilku dobrych miesięcy byłam zupełnie nieobecna na forum. Ze względu na brak czasu oraz pieniędzy musiałam się rozstać z dwoma panami z mojego stada, a kolejna dwójka niestety odeszła niespodziewanie. Oczywiście nie potrafiłam żyć bez szczurków i ich kochanego smrodku, a jak.
Aktualnie są ze mną Leoś (husky) oraz Czarek (kapturek) - pięciomiesięczne chłopaki, które są ze sobą praktycznie od małego. Leosia przygarnęłam z "wpadki" (chociaż później dowiedziałam się, że szczurki zostały rozmnożone celowo - "aby mieć jeszcze jednego szczurka" no i się nie udało... W duchu liczyłam, że z Leosia będzie piękny Rexik, ale z tego zostało mu tylko lekko kręcone futerko na pleckach) - bardzo energiczny chłopak, ciekawski i kontaktowy, chociaż rzadko daje się pogłaskać. Zwiedził już każdy kąt w pokoju. A, i poza tym siusia na mnie za każdym razem, jak jego narządy mają styczność z moją ręką. No, cóż...
Czarka wzięłam z zoologa, ale dość mi znanego. Szczurki w nim pojawiają się naprawdę rzadko i są bardzo oswojone. (Proszę, nie oceniajcie.) Kapturek jest bardzo, bardzo przystojny i bardziej "mizialski" niż jego towarzysz. Bardzo lubi bawić się moimi włosami oraz naszyjnikami. Łapie je w taki śmieszny i słodki sposób ^^.
Tak, i teraz... Zawsze chciałam mieć łysego szczurka. Od czasu do czasu przeglądam olx, albo Szczurze Adopcje i "a nóż i widelec coś się trafi". I, proszę... wpadka z Częstochowy. Łyse szczurki za darmo, niecałą godzinę drogi ode mnie... Uśmiechnęłam się pięknie do mamy i pojechałyśmy, bo ona zna tamte rejony


Niektórzy wiedzą lub nie: łączenie bardzo mnie zestresowało. Postanowiłam włożyć wszystkich panów do transportera i niestety Leoś kilkakrotnie podziabał małego. Nie była to czysta agresja, może bardziej natarczywość, ale jednak. Także Czarek i Leoś poszli do swojej dużej klatki, a łysolek do mniejszej, tymczasowej. Od tamego czasu wymieniałam im szmatki, a dzisiaj... HURRA! Postanowiłam wypuścić wszystkich na wybieg i... super! Leoś i Czarek (który poprzednio miał małego gdzieś) byli niezwykle podekscytowani, czasami ledwo za nim nadążali


Powtórzę to jeszcze kilkakrotnie, a w poniedziałek spróbujemy wszystkich włożyć do jednej dużej i czyściutkiej klatki

Ps. Mowię o nowym "mały", "łysolek", ponieważ biedak jeszcze nie ma imienia... Zupełnie nie potrafię niczego wymyślić. Mam nadzieję, że to przyjdzie z czasem.
Ps2. Dziękuję wszystkim, którzy pomogli mi przetrwać te jakże stresujące chwile łączenia. Za pomoc i wsparcie

Kilka zdjęć z dzisiejszego wybiegu i nie tylko:

"Ukradłem pani kawałek ciasta ze stołu i mam taaakie piękne oczka..."

"Tak paskudzimy ścianę"

Taki jestem paskudny i łysy




Serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy za każde wejście i obejrzenie naszych ślicznych pyszczków
