Uni, dziękuję bardzo
Skrót dla niecierpliwych: stan szczurów w domu - sztuk 6. Stan zdrowych szczurów w domu - sztuk 0,5

Koniec komunikatu
Michał wczoraj zabrał na kontrolę liw i Tulę. Wykonano obu pannom RTG (doktor Tomek kitra gdzieś dodatkową parę rąk, bankowo... sam robi szczurom fotki, choć te się drą i wiją). Mimo nasilających się u Liw odgłosów (opisy daruję, repertuar bogaty), widać wyraźną poprawę zarówno serduszka, jak i bieżącej sprawy z płucami, zostaje jednak jeszcze na antybiotykach. O punkciki w płucach wypytam jak pojadę następnym razem... panna czuje się dobrze, pobiegała wczoraj sporo i nie dała mi w spokoju naszykować leku, bo chciała już, koniecznie. A rano i wieczorem znów szantaż - dosyp kaszy, bo nie zjem. Wczoraj spóźniłam się przez dziunię do roboty

Ona mnie któregoś dnia sprzeda za coś do żarcia, co sama wybierze, zobaczycie.
Tulinka - z płucami poprawa, ale też jeszcze na lekach zostaje, bo to duże zapalenie jednak. Niestety, zdrowe dotąd serduszko jest teraz powiększone. Na tyle wyraźnie, że ja, laik, gołym okiem wypatrzyłam w domu w porównaniu z poprzednim RTG przed jakichś 2 tygodni. Nie wiem, co tak nagle, czy zmęczyło się zapaleniem płuc... było zdrowe dopiero
Michał zabrał też Pączka, bo kichanie i smarki biją ostatnio rekordy. Osłuchowo jednak jak zwykle czysto, serduszko OK, ale... no nie chcę krakać, doktor wypatrzyła to i owo, subtelniuchne objawy. Ja dziś dodatkowo w czyimś temacie wyczytałam informację (
Uni! przypadkiem trafiłam, a zawsze to jedna cegiełka do obserwacji...), na co może wskazywać, kiedy szczur przy głaskaniu po główce "bodzie". Z miesiąc temu śmiałam się do Michała, że Pączek bodzie jak krowa, no nie przyszło mi na myśl, że to może być coś innego niż "ssssspadaj, nie chcę głaskania". Krótko mówiąc, spodziewamy się ataku przysadki

Na razie obserwować.
Dziś ja wstałam o bandyckiej porze i przed pracą zabrałam agutki na drugą turę przeglądu - Michał nie mógł, bo nie mamy jeszcze torby na koci transporter, a nie chciałam upychać na styk 6 bab w jednym małym. Wizyta była planowana ze względu na przedłużające się, choć niezbyt częste kichanie u Czikity. Ale - Michał wszedł wczoraj z babami do domu, nachylił się, a tu Tinusia zagruchała do niego...
No więc ja dziś o 7 rano Tinusię w pudło, Czikitę też, i Alutkę oczywiście, bo, wiadomo, kto szuka, ten znajdzie, choć Alutce nic nie jest, tak mi się przynajmniej wydawało. No ale jak choróbsko się rozpanoszyło, to wszystkie zabrałam - i wszystkie wylądowały na enro... nic strasznego, po prostu infekcje, no ale. Teraz będę wstawać godzinę wcześniej, żeby rozdać leki
Boję się tych infekcji i zapaleń. Znów, jak u Tuli i jak przy poprzedniej chorobie Tiny - jedno zagruchanie i koniec objawów, i szczęście, że ktoś usłyszał, był obok. Żadnej porfiryny, żadnego polegiwania, motorki w dupkach w normie, apetyty nawet ponad. Teraz będę mieć schizę, że nawet jak wszystko wygląda na zdrowe, to pewnie i tak jest chore.
Tina i Czika mają na mnie strasznego focha, ponieważ musiałam je rano łapać dość niemiło po 2 razy. A musiałam, bo co wsadzałam jedną do pudła, to druga uciekała, oczywiście w zakamarek

Wróciłam z pracy, nie przywitały się ze mną, nawet zadków nie podniosły. Chciałam pogłaskać, Czika zwiała, Tina odsunęła się urażona, powoli, ale za to z odpowiednio zdegustowaną miną

Nie pomogło przekupstwo gerberkiem, nie wyszły też do mnie, kiedy przygotowywałam. Zawołane zjadły, odwróciły się, poszły sobie i tyle je dziś widziałam...

Aguty nienawykłe do wycieczek, a sezon nie sprzyja przyzwyczajaniu poprzez zabieranie do rodziców na wyżerkę. Nie to, co starsze - widzą szykowanie transporterka i wskakują same, gotowe do drogi
