Chciałbym podzielić się z wami moją radością, związaną z udanym zabiegiem usunięcia guza u jednego z naszych ogoniastych. Niedawno adoptowaliśmy 2 szczurasy dumbo.Jednak mimo zapewnień(nazwijmy go darczyńcą) o jednakowej płci szczurków,okazało się, ze jest to parka.W przypadku naszej gromadki odpada ta opcja ,nie chcemy współzawodnictwa u naszych facetów.
Korzystając z uprzejmości pewnego,zaprzyjaźnionego właściciela sklepu "zoo",który zagwarantował ze nie staną się karmą,dogadaliśmy podmianę na 2 facetów. Po tygodniu oczekiwania.odebraliśmy ich.
Jeden z nich okazał się "red eye devilem"

co natychmiast uwiodło moją zonę

Niestety

,na grzbiecie miał szramę i rankę,na wysokości szyi. nasza interpretacja była taka,że szczurki się docierały i z tąd ta ranka,jednak obserwowaliśmy go ze szczególną uwagą. Borys ,bo tak Go zwą w okolicy

okazał się nadwyraz spokojnym i przyjacielskim zwierzakiem każdą, najmniejszą pieszczotę odwzajemnia lizaniem rąk. O zgrozo szrama na jego grzbiecie zaczęła rosnąć zmieniając się w garb

. Podejrzewając infekcje udaliśmy się do "weta"
Dr.Tomasz P. (ograniczam się jedynie do imienia choć chiał bym go zareklamować), natychmiast zdiagnozował guza, Nasza reakcja mogła być tylko jedna, RATUJEMY!!!
Po2 godzinach niepewności odebraliśmy Boryska ze szramą ,od szyi do połowy pleców i 10 szwami. Usunięty guz miał wielkość połowy nakrętki.od butelki PET

, brakowało połowy grzbietu BORYSA.Odseparowaliśmy go od reszty,i do chwili zdjęcia szwów trzymaliśmy w osobnej ,przylegającej do wspólnej, klatce.Po tygodniu codziennych wizyt i zastrzyków szczurek zaczął dochodzić do siebie. Teraz już ma zdjęte szwy i odpukać.... cieszy się wspólnym przebywaniem w stadku.Jest słodziakiem i "przylepom"nadal pod czujną obserwacją

Przesłanie z całej mojej rozwlekłej opowieści jest takie:
NIE PODDAWAJCIE SIĘ .WALCZCIE O KAŻDEGO OGONA BO SA SŁODKIE I KOCHANE Pozdrawiam