Artiś i Hipek są u mnie od piątku. Chłopaki sześcio i siedmiotygodniowi, jeden kontrastem drugiego, adoptowani, więc w miarę ufni.. ale tego się nie spodziewałam! Wypuściłam dzieciarnię na wybieg po łóżku, siadłam sobie na środku i obserwowałam towarzystwo. Artiś, którego wiecznie pełno i to wszędzie, co chwile lata do mnie, wskakuje na ramię, włazi do kaptura i biegnie dalej. Hipek, opanowany jak zwykle, zwiedza z zaangażowaniem okolicę.

Pierwszy zainteresował się pudełkiem z wysypanym w rogu żwirkiem, które ustawiłam. Grzeczny, obwąchał i poszedł dalej. Latały tak urwisy ponad pół godziny. Spodziewałam się, że Hipek pójdzie spać, bo oczka mu się lepiły od pewnego czasu. Ułożył się w owym pudełeczku zerka sobie na mnie, podczas gdy Artiś stara się wcisnąć pod poszewkę poduszki. Ale zamiast spać panicz zaczyna zgrzytać ząbkami i, o losie, pulsuje oczkami! Nie miał czym się stresować, więc zinterpretowałam to jako objaw radości. Nie spodziewałam się zupełnie, że tak szybko któryś z chłopaków będzie w stanie tak się zrelaksować w nowym miejscu, jeszcze bliziutko mnie

Mam się z czego cieszyć, czy szaleję z entuzjazmem?

"Raczkująca" zaszczurzona

Ze mną: ogonki Arystoteles i Hipokrates, psiaki Krecik i Jackie
Za TM: koszatniczka Tuptuś, koty Lucky i Adolf