Ciężko mi tu wracać ostatnio. Groszek wraca, niestety, w regularnych koszmarach. Naprawdę, nie tak chciałabym go pamiętać.
Lipiec spędziłam biegając między pracą a kursem praktycznym dogoterapii, bardzo intensywnym. Ejka najpierw wzbudziła politowanie swoim niepozornym wyglądem wśród tych wszystkich dumnych goldenów i huskych, a potem zakasowała ich inteligencją, entuzjazmem i energią. Dostała tytuł Prymuski Kursu.

Była również przezywana małym kujonkiem i pracoholiczką.
Sierpień spędzamy na wsi, z czego ja i pies się cieszymy, szczurzaste trochę mniej, bo warunki do wybiegów mają tu takie sobie. Upały też mocno dały w kość.
Pat nadal jest największym ze szczurusiów, pół kilo mięśni, a przy tym charakter ma niezwykle delikatny. Jest ciut strachliwy, ale tylko ciut i wydaje mi się, że stworzyliśmy fajne porozumienie. Wygląda poważnie, ale uwielbia czasem pobawić się z ręką. Dziab od której ze starszych pań u Pata na ogonie, choć wyglądał niewinnie, przekształcił się we wrednego ropnia. Teraz już wszystko się zagoiło, ale blizna została brzydka.
Mat jest tym odważniejszym, bardziej otwartym w tym duecie, jednak on również ma tę niezwykłą delikatność w sobie, całkowity brak agresji.
Udało mi się też poznać nieco lepiej dwóch młodszych chłopców. Fineasz, ten mniejszy, z szerszą pręgą na grzbiecie, odpowiada swojemu bajkowemu imiennikowi - otwarty, ruchliwy, pogodny i nieziemsko pomysłowy. Ferb jest bardziej zdystansowany, dość strachliwy, ale jak już się otworzy, to całkiem zabawowy. I daje przesłodkie buziaki.

Mali chłopcy nie stracili jeszcze jajek, dlatego nadal nie mogę połączyć stada.
U starszyzny stara bieda. Tzn. tfu, tfu, odpukać, po Latimerce i Blu nie widać tych dwóch lat z groszami. Latka ma tyle energii, jakby żarła dynamit, Blu jest leniwym misiem, jak zawsze.
Elza i Heidi też się jakoś trzymają. Ostatnio próbowałam oszacować, ile lat mają panny i wychodzi, że z pewnością mają powyżej 2,5 roku. Martwi mnie Heidi, która wyprodukowała sobie matrwicę nieznanego pochodzenia i teraz mam dylemat, szukać weta tu, na wsi, gnać kilkadziesiąt km do Płocka, do niesprawdzonego, ale jednak specjalisty, czy może wstrzymać się jeszcze 5 dni, bo za tyle mniej więcej planujemy i tak wracać do Łodzi. Martwica wydaje się czysta i sucha, martwi mnie tylko jej tajemnicze źródło.