Choć chętnie pominęłabym te smety czuje jednak, ze początek ówdzie jest dość konieczny aby trafić do punktu dzisiejszego i bardziej, hm, ciepłego miejsca w którym znajdujemy, tak jak i moje poprzednie rekiny zasługują na wzmiane
Moja historia z szczurami zaczęła się, co teraz wydaje sie dla mnie wieki temu, w roku 2008, gdzie dwunastoletnie i zbuntowane dziecie postanowiło kupić sobie zwierze które wszystkim dookoła moze powytykać jako swoje i powszechnie uważane za najbrzydsze (wole nie myśleć co by było, gdyby ta zachcianka została w owym czasie spełniona...)
Jednak dopiero pod koniec roku 2009 rodzice, za pewne zmęczeni ciągłym ględzeniem, zabrali dziecię to najbliższego zoologa i...tak trafił do naszego domu Muminek (tu na forum lepiej znany już jako Młody). Wyobrażenie, które przez rok kreowałam sobie w głowie na temat szczurów rzecz jasna szybko prysło - maluch byl zdziczały a ja nie miałam pojęcia, jak do niego podejść. Brrr..Tak sobie kwitł w akwarium aż do stycznia, kiedy uratowała (!!!) go z tej niedoli zocha, z którą cudem udało mi sie wtedy skontaktować.
Postanowiłam bardziej poszerzyć horyzonty w szczurzej dziedzinie, wiec niedługo po wyjeździe Młodego, już bardziej przygotowana sprowadziłam do domu dwie małe delikwentki ~~ Shaidi i Mysze. Wspominam je jako spokojne, zrównoważone (na tyle ile szczurza natura pozwala) szczurzynki, które zawsze wolały mieć swoj kąt. Niestety typowy u mnie zanik pamięci sprawił, ze mało pamiętam z tego okresu, jednak na pewno był to czas spędzony na odkrywaniu, zarówno dla szczurzyc jak i dla mnie samej. Pomimo ich indywidualnej preferencji bardzo sie z sobą zżyłyśmy, wolnobiegajace towarzyszyły mi przy praktycznie każdej czynności, i to na pewno one zapoczątkowały tak naprawde mój sentyment do tych stworzeń
GMR robiło swoje, pewnego lata z Polski udało sprowadzić mi sie dwóch samczyków(Teroro & Tetsuo) z ANAHATA RATTERY, grałam tez jako dom tymczasowy dla wielu ogonów poratowanych z pobliskiego zoologa.
Pierwsza zostawiła nas Shaidi.
Moja mala nieufna czarnulka, i wydarzenie to pokaleczyło mnie do stopnia, gdzie na sile uciszyłam w sobie miłość do reszty stada by tylko tego uniknąć - po prostu sie bałam. Ale one trzymały sie kurczowo (za co teraz jestem im wdzięczna) i godnie starzały sie w swoim towarzystwie, okres, który byl prawdziwą sielanką tej (nie;)świętej trójcy...




C.D. nastąpi