od dwóch tygodni jesteśmy z partnerem szczęśliwymi posiadaczami dwóch dziewczynek. Dusi i Fredzi. Dusia, bo o niej będę pisać, była zawadiacka, wesoła i bardzo przywiązana do nas ("buziaczki" i zaczepianie/bawienie się z nami było na porządku dziennym, jak tylko wstajemy/wracamy do mieszkania szczurki przybiegały do drzwiczek klatki i wypuszczaliśmy je, żeby mogły zwiedzać ale generalnie do nas przychodziły). Wczoraj była u mnie koleżanka (nie wiem czy to istotne- ma u siebie kota, może nim pachniała, nie wiem). Chcieliśmy "pochwalić się" naszymi super oswojonymi szczurkami, więc otworzyłam klatkę i obie dziewczynki wyszły, ale rozbiegły się i schowały. OK-nie wyciągałam ich na siłę, uznałam,że same przyjdą. Po chwili jedna przyszła, ale druga- Dusia, została po 20 min wyjęta spod fotela i była przerażona! Trzęsła się, serduszko jej biło. Schowałam ją do klatki, nie chciała wyjść pomimo otwartych drzwiczek, była jak nie ona... Dziś rano sądziłam, że doszła do siebie, ale jest to samo- jakby w ciągu jednej chwili zmieniła się o 180 stopni. Jest niepewna, nie chce wyjść z klatki, nie reaguje na nas, obcy szczur po prostu

Założyłam tu konto, bo może ktoś z was miał podobny problem...? Nie wiem czy na siłę ją brać, mówić do niej, próbować ośmielić, czy lepiej dać jej czas, żeby sama się uspokoiła. Martwi mnie to bardzo, zwłaszcza, że do wczoraj nie można się było od niej opędzić, taka była żywiołowa i towarzyska...