8 godzin
Moderator: Junior Moderator
-
- Posty: 95
- Rejestracja: czw mar 11, 2004 2:16 pm
8 godzin
Mota była moim trzecim szczurkiem...mimo,że była ze mną tylko 1,5 roku zdążyłyśmy utworzyć mnóstwo wspólnych rytuałów...np.:każdego wieczora po pościeleniu łóżka otwierałam górne drzwiczki klatki i czytając książke czekałam ,aż wyjdzie i wskoczy mi na piersi i będzie ją "czytać" razem ze mną.kiedy tylko byłam w domu otwierałam jej klatke i pozwalałam chodzić gdzie tylko chciała(chociaż mój mały leniuszek ograniczał się do łóżka i klatki-ale to już był jej wybór)każdego dnia na powitanie wylizywała w całości moje obydwie dłonie ,żebym była taka czyściutka jak ona-bo to była prawdziwa kobietka:nigdy nie musiałam dbać o jej pazurki i ząbki-co wieczór sama je obgryzała i piłowała na orzeszku włoskim ,który jej od czasu do czasu wrzucałam...moja mysia nigdy nie zrobiła siusiu ani kupki na żaden mebel poza jej własną klateczką i jak każda baba uwielbiała prase kobiecą,pare razy próbowała nawet zaciągnąć w całości cosmopolitan do swojego domku...była bardzo spokojna,delikatna i ...kobieca...i właśnie ta kobiecoś ją zabiła...
tego dnia otworzyłam drzwiczki jak zwykle ale ona tylko zwinęła sie w ciaśniejszy kłębuszek ...co za spioch,pomyślałam,ale dałam jej spokuj w końcu dosyć często przesypiała całe dnie żeby buszować ze mną do 3 w nocy.koło 24:00 wróciłam do domu z jakiejś nie specjalnie ciekawej imprezy i odtworzyłam górne drzwiczki klatki(chciałam pościelic łożko i "poczytać" w jej towarzystwie.wyszłam do kuchni po kawałek serka i kanapki a kiedy wróciłam do pokoju motusia ze zmierzwionym ,wilgotnym futerkiem poczłapała do krawędzi łóżka i spojrzała na mnie mętnym wzrokiem.chwyciłam ją w ręke a ona była prawie zupełnie bezwładna,nie wiedziałam co sie dzieje i zaczęłam ja oglądać ze wszystkich stron...okazało się ,że cały brzuszek ma umazany krwią który wydobywa się z jej...no właśnie ...nie byłam w stanie nawet ustalić czy z odbytu czy z pochwy...wpadłam w histerie pobiegłam powiedzieć o tym rodzicom i chłopakowi ,który własnie miał jechać do domu...kiedy weszliśmy do pokoju moteńka leżała na kupce mrożonych truskawek taką miała gorączke...myślałam ,że zjadła coś ostrego przez moją nieuwage i teraz to coś niszczy jej maleńkie ,szczuraskowe jelitka.jednak o 24 w sobote niewiele mogłam zrobić i musiałam czekać do rana.jeszcze nigdy tak nie płakałam,a takiej nocy nie życze nikomu,nawet najgorszemu wrogowi.wprawdzie wszyscy próbowali mnie uspokoić ale na niewiele się to zdało.próbowałam nawet zasnąć ale budziły mnie koszmary,jeden z nich sprawił ,że obudziłam się z płaczem śniło mi się ,że motka wyszła z klatki i weszła na moją rekę budząc mnie lizaniem po palcach,kiedy we śnie otorzyłam oczy cała dłon mialam we krwi.to było najgorsze ,bezsilne,przepełnione strachem i poczuciem winy 8 godzin w moim życiu.o 7 rano ja i mój chlopak wyszliśmy z nią do weterynarza ,pod lecznicą prawie zemdlałam,przyjęcia zaczeły się o 8 i o 8 dowiedziałam sie że mychunia jest w stanie agonalnym ,że to jakieś sprawy kobiece i że dokładnie to nie wiadomo co jej jest,ale właściwie ma minimalne szanse.Lekarze myśleli ,że ona roni ciąże...tylko że ona nigdy nie miała samca...mimo to postanowili ja leczyć ...dali jej jakieś zastrzyki na wzmocnienie i przeciwko krwawieniu,na drugi dzień miałam przyjść do kontroli i aby podjąć decyzje co do operacji...moje maleństwo było tak zimne,że lekarz kazał ją trzymać pod kaloryferem.dwie godziny póżniej już nie żyła...gdy zaczęły się przedśmiertne drgawki uciekłam z pokoju,jednak mój chłopak,był z nią do ostatniej chwili i głaskał ja przez cały czas za uszkiem...tak jak lubiła najbardziej...po wszystkim przytulił mnie i pocałował w czoło i widziałam ,że jemu tez jest bardzo żle i krecą sie łzy w oku.to wszystko miało miejsce 7 marca w przed dzien dnia kobiet-moja mała kobietka nie dożyła swojego swieta...dzisiaj wciąż jeszcze bardzo trudno mi o tym pisać i wiem,że robie to bardzo chaotycznie...ale bardzo chciałam gdzieś pozostawić po niej ślad...nigdy nie przestane sobie wyrzucać,że nie zwróciłam uwagi na to ,że nie wyszła rano z klatkie,wtedy może była jeszcze dla niej szansa...
tego dnia otworzyłam drzwiczki jak zwykle ale ona tylko zwinęła sie w ciaśniejszy kłębuszek ...co za spioch,pomyślałam,ale dałam jej spokuj w końcu dosyć często przesypiała całe dnie żeby buszować ze mną do 3 w nocy.koło 24:00 wróciłam do domu z jakiejś nie specjalnie ciekawej imprezy i odtworzyłam górne drzwiczki klatki(chciałam pościelic łożko i "poczytać" w jej towarzystwie.wyszłam do kuchni po kawałek serka i kanapki a kiedy wróciłam do pokoju motusia ze zmierzwionym ,wilgotnym futerkiem poczłapała do krawędzi łóżka i spojrzała na mnie mętnym wzrokiem.chwyciłam ją w ręke a ona była prawie zupełnie bezwładna,nie wiedziałam co sie dzieje i zaczęłam ja oglądać ze wszystkich stron...okazało się ,że cały brzuszek ma umazany krwią który wydobywa się z jej...no właśnie ...nie byłam w stanie nawet ustalić czy z odbytu czy z pochwy...wpadłam w histerie pobiegłam powiedzieć o tym rodzicom i chłopakowi ,który własnie miał jechać do domu...kiedy weszliśmy do pokoju moteńka leżała na kupce mrożonych truskawek taką miała gorączke...myślałam ,że zjadła coś ostrego przez moją nieuwage i teraz to coś niszczy jej maleńkie ,szczuraskowe jelitka.jednak o 24 w sobote niewiele mogłam zrobić i musiałam czekać do rana.jeszcze nigdy tak nie płakałam,a takiej nocy nie życze nikomu,nawet najgorszemu wrogowi.wprawdzie wszyscy próbowali mnie uspokoić ale na niewiele się to zdało.próbowałam nawet zasnąć ale budziły mnie koszmary,jeden z nich sprawił ,że obudziłam się z płaczem śniło mi się ,że motka wyszła z klatki i weszła na moją rekę budząc mnie lizaniem po palcach,kiedy we śnie otorzyłam oczy cała dłon mialam we krwi.to było najgorsze ,bezsilne,przepełnione strachem i poczuciem winy 8 godzin w moim życiu.o 7 rano ja i mój chlopak wyszliśmy z nią do weterynarza ,pod lecznicą prawie zemdlałam,przyjęcia zaczeły się o 8 i o 8 dowiedziałam sie że mychunia jest w stanie agonalnym ,że to jakieś sprawy kobiece i że dokładnie to nie wiadomo co jej jest,ale właściwie ma minimalne szanse.Lekarze myśleli ,że ona roni ciąże...tylko że ona nigdy nie miała samca...mimo to postanowili ja leczyć ...dali jej jakieś zastrzyki na wzmocnienie i przeciwko krwawieniu,na drugi dzień miałam przyjść do kontroli i aby podjąć decyzje co do operacji...moje maleństwo było tak zimne,że lekarz kazał ją trzymać pod kaloryferem.dwie godziny póżniej już nie żyła...gdy zaczęły się przedśmiertne drgawki uciekłam z pokoju,jednak mój chłopak,był z nią do ostatniej chwili i głaskał ja przez cały czas za uszkiem...tak jak lubiła najbardziej...po wszystkim przytulił mnie i pocałował w czoło i widziałam ,że jemu tez jest bardzo żle i krecą sie łzy w oku.to wszystko miało miejsce 7 marca w przed dzien dnia kobiet-moja mała kobietka nie dożyła swojego swieta...dzisiaj wciąż jeszcze bardzo trudno mi o tym pisać i wiem,że robie to bardzo chaotycznie...ale bardzo chciałam gdzieś pozostawić po niej ślad...nigdy nie przestane sobie wyrzucać,że nie zwróciłam uwagi na to ,że nie wyszła rano z klatkie,wtedy może była jeszcze dla niej szansa...
8 godzin
Poplakalam sie... ostatnio umarl moj maly przyjaciel Quba... nadal mi ciezko jak o tym mysle... mial pol roku ... Trzymaj sie... wiem ze ci ciezko...
przykro mi ...
Dobrze jest być kochanym... 

8 godzin
Bardzo mi przykro. Wiem jak boli strata małego przyjaciela...
jednak nie powinnaś sobie zarzucać że na coś nie zwróciłaś uwagi, nie zrobiłaś. Dbałaś o nią, kochałaś i ona to czuła a to przecież najważniejsze. Pewnie każdy myśli, że nie zauważył czegoś, co byłoby oznaką choroby szczuraska, ja tak też myślałam, że gdyby wcześniej... to może... ale teraz z perspektywy czasu - jeszcze dość krótkiego - po odejściu mojego Miśka, myślę że zrobiłam co mogłam, a przy ciężkich chorobach naszych szczurciów tak naprawdę niewiele można pomóc...
Najlepszym lekarstwem na nasz ból po stracie maluszka, jest zajęcie myśli innym szczurciem ( to "lekarstwo poleciła" mi Ania, kiedy płakałam po Miśku, sprawdzona skuteczność)
Najlepszym lekarstwem na nasz ból po stracie maluszka, jest zajęcie myśli innym szczurciem ( to "lekarstwo poleciła" mi Ania, kiedy płakałam po Miśku, sprawdzona skuteczność)
8 godzin
Trzymaj się. Twoja mała kobietka teraz jest w szczurkowym niebie i innym opowiada jaką wspaniałą miała przyjacólkę.
8 godzin
Bardzo boli strata po kimś ukochanym, nie łatwo przejść po tym do życia codziennego. Ale pomyśl sobie, że po tym strasznych 8 godzinach ona patrzy na Ciebie z góry i bawi się z naszymi ogonkami, po tamtej stronie tęczy. Jak już minie trochę czasu, to poczytaj książkę z inną kobietką.... 

8 godzin
trzymaj sie...
8 godzin
Strasznie mi przykro. Pamiętam jak było z moją Zuzą... kilka miesięcy choroby, bezsilność moja i lekarzy, nic nie mogłam zrobić a gdy przyszły ostatnie 24 godziny jej zycia - nie chciałam dopuścić do siebie myśli, że odchodzi. Nie spałam, nie jadłam, tylko stale lezałam obok niej... Niestety moja Zuzanka nie mogła leżeć na łóżku - musiała być oparta o scianke w kartonie, bo inaczej nie mogła oddychać. Okropnie tak było patrzeć i łudzić się, że może zaraz wstanie bo zaczyna się rzucać - potem bolało jeszcze bardziej bo okazało się, że te drgawki są połączone z wielkim bólem - Niunia piszczała i podsiuśkiwała pod siebie w momencie drgawek, doskonale wiem co czujesz i nie jestem w stanie pwoiedzieć Ci, że będzie lepiej.
¡oɹƃǝןן∀ ɐu ʎɹnʇɐıʍɐןʞ ǝıdnʞ ǝıu ʎpƃıu znſ
-
- Posty: 95
- Rejestracja: czw mar 11, 2004 2:16 pm
8 godzin
dziękuje za rady...8 marca dostałam w prezencie od chłopaka nową myszke-maleńką fetorcie(od śmierdziuszkowatych kupek,zachowania jak po speedzie i zamiłowania do wszelkiego rodzaju serków) w skrócie-fetke...początkowo nie mogłam sie do niej przekonać i drażniły mnie rożnice jakie zauważałam między nią a motusią...ale po 4 czy 5 dniach po raz pierwszy sama wyszła z klatki-na dodatek górnym wejściem i zupełnie jak motusia usiadła między mną a ksiazka umyła sie ,posiedziała,polizała po palcach i zwiała do klateczki...tym mnie złamała,pokochałam nawet te różnice...fetusia jest bystra,ruchliwa,odważna i ciekawska-zupełnie inna od motki,ale rytuał pozostał...niestety ona też jest chora,początkowo myślałam ,ze to stres,od 11 lecze ja u weterynarza i boję sie ,że znowu będe cierpieć...
8 godzin
jeeesu aż mi spłynęła niejedna łza
współczucia.
Tak to właśnie jest ze zwierzątkami...chwile odejścia i samo odejście to masakra.
Dobrze, że już masz nowego szczurka i że możesz troche zapomnieć o byłym.
Fetka też chora? Jeesu czy rzeczywiście szczury tak często chorują?
BTW "Fetka" - jednak nazwałaś ją od speeda?
Bo taka ruchliwa? ;)hehe
dla niewtajemniczonych: Amfetamina-->Feta (inaczej) -->Fetka
3msie!
Tak to właśnie jest ze zwierzątkami...chwile odejścia i samo odejście to masakra.
Dobrze, że już masz nowego szczurka i że możesz troche zapomnieć o byłym.
Fetka też chora? Jeesu czy rzeczywiście szczury tak często chorują?
BTW "Fetka" - jednak nazwałaś ją od speeda?

dla niewtajemniczonych: Amfetamina-->Feta (inaczej) -->Fetka
3msie!
Pozdrawiam!
KIKA <:3 )~
KIKA <:3 )~
8 godzin
Wiem że to nie czas i miejsce pisać takie rzeczy, ale pytałam weta co mogło być przyczyną śmierci Twojej ukochanej kobitki.
Podała mi dwa najczęściej spotykane przypadki o takich objawach.
1. To cysta w macicy, która pękła i szczura wykrwawia się
2. Niezaleczone ropomacicze.
Bardzo mi przykro, że w takich przykrych okolicznościach to się stało. Zapytałam o to weta, abyś nie miała wyrzutów że czegoś niedopatrzyłaś. Pozdrawiam Ciebie i Twoją nowa przyjaciółkę.
Podała mi dwa najczęściej spotykane przypadki o takich objawach.
1. To cysta w macicy, która pękła i szczura wykrwawia się

2. Niezaleczone ropomacicze.
Bardzo mi przykro, że w takich przykrych okolicznościach to się stało. Zapytałam o to weta, abyś nie miała wyrzutów że czegoś niedopatrzyłaś. Pozdrawiam Ciebie i Twoją nowa przyjaciółkę.
...Tusia, Dziuba,Kruffka,Beza biały aniołek w sercu....Kreciu kocham Cię
Wybacz; Nikita,Fredziulek, Marokko, Greta wredotka

-
- Posty: 95
- Rejestracja: czw mar 11, 2004 2:16 pm
8 godzin
dzięki mada ...obawiam sie ,ze weterynarz też mógł być nie najlepszy...w tej samej lecznicy mojej nowej myszce zamiast podskurnie podano antybiotyk domieńśniowo i ma teraz bezwładną łapkę na jakiś tydzień(mam nadzieje,że to nic poważniejszego)teraz zmieniłam lekarza i mam nadzieje ,że będzie lepiej...