Wczoraj, a w zasadzie dzisiaj w nocy bawiłam sie z nim jeszcze po godzinie 2,oo, cały czas był bardzo wesoły, zainteresowany tym co dzieje sie dookoła. Przed 3-cią włożyłam go do klateczki, potrzył na mnie tęsknym wzrokiem, gdy odchodziłam.
Dzisiaj rano zajrzałam do klatki. Ja zwykle chłopaki zwrócili w moją stronę swoje pyszczki, tylko Lord nie. Zauważyłam, że leży w trocinkach i nie porusza się, zaczęłam go wołac ale nie reagował. Włożyłam ręke do klatki a on już miał wychłodzone ciałko. Wzięłam go do ręki, jego ciałko było juz sztywne ale wyglądał jakby zasnął, oczka miał zamknięte.
Nie wiem co sie stało, dlaczego tak nagle odszedł, nie chorował, nie wykazywał oznak starości, do końca przewodził w swoim stadku. Byc może był starszy niz myślałam, ale to teraz tylko moje domniemamie.
Żegnaj mój mały przyjacielu