No i znowu mamy gościa, smutnego gościa.
Rozchorowała się Zosia, szczurcia Michała i Beaty. Zosia jest juz starszą dziewczynką, ma 2 latka. Nie pamietam kiedy, chyba półtorej roku temu była u nas gościnnie na miesiąc, kiedy Beata musiała wyjechać. Wtedy była asocjalną szczurcią, strasznie sie biła z oczesnymi moimi dziewczynkami. Po dwóch tygodniach nauczyła się życia w stadku a po powrocie do swojej opiekunki i po kilku miesiącach dostała koleżankę, Kreskę. Moich dziewczynek z tego czasu juz nie ma, Zosia nadal jest ale bardzo sie zminiła od tego czasu. Jest barzo miłą i kochana szczurcią, chociąż tgrochę terytorialną. Ale dawna asocjalna szczurcia odeszła w zapomnienie. Jakiś rok temu Zosia chorowała na zapalenie płuc, udało się ja wyleczyć i od tej poro wszystko było ok. Niestety 2 tygodnie temu zapalenie wróciło. Wydawało się, że dwutygodniowa kuracja Enrobiofloxem dała dobre efekty. Niestety dzisiaj, czyli 2 dni po zaprzestaniu podawania leków stan Zosi bardzo się pogorszył. Zaczęła się dusić. Beata pojechała z nia do naszego weta. Stan płuc jest nieciekawy, najprawdopodobniej jest płyn w płucach, stąd to duszenie. Zosia dostała Furosemid w zastrzyku i jeszcze jakis lek, niestety Beata nie pamięta co. Ponieważ wymaga codziennych wizyt u weta a Michał i Beata nie mieszkaja w Gliwicach, na dodatek ich zajęcia nie bardzo pozwalają na codzienne przyjazdy tutaj, Zosia trafiła do nas. Zamieszkała w mniejszej klatce i aklimatyzuje się. Poznała Demi i Nadie ale bardzo się zdenerwowała, co odbiło sie na jej sposobie oddychania, więc na razie będzie mieszkac sama. Nie wiem jak pójdzie leczenie, całkiem mozliwe, że obecność płynów w płucach spowodowana jest problemami z serduszkiem. To zobaczymy przy następnym badaniu, jak płuca beda troche odciążone. Byc może Zosia zostanie z nami juz do końca swoich dni.
Co do pozostałych naszych maluchów, to bez zmian.
Komarek chodzi na długie spacerki, długie, bo dużo czasu zabiera mu pokonanie niewielkiego odcinka drogi.
Nadia wiekszośc dnia przesypia albo na hamaczku, albo w pudłach, czasami też przy nas. Oczywiście nie zapomina przychodzic po smakołyki. Nie wiej jak w tym drobnym ciałku mieści się tyle jedzenia.
Demisia od czasu do czasu świszcze ale regularne badania nie wykazują jakiś większych zmian. Ciagle sie jednak o nia boję, zwłaszcza po niespodziewanym odejściu Boryska.
Lilu owinęla sobie Ryśka dookoła łapek. Jest jego pupilką. Kilka dni temu patrzę, Rysiek leży na kanapie, smera po brzuszku leżącą na pleckach z rozcapierzonymi giczołami Lilu a ta w tym czasie daje mu buziaczki

Wcale się nie dziwię, że się w niej zakochał

. Ogólnie rzecz biorąc Lilu jest ogromnym przytulkiem. No i to jest problem, bo to spory grubasek, no ale jak jej czegoś nie dac, kiedy ona tak czaruje swoimi oczkami.
Liloo i Lati nadal maja niespożytą energię. Wszędzie ich pełno, wszedzie wejdą. Liloo jest coraz bardziej podobna do mamy, powoli zbliża się do niej nawet wielkością. Obie, czyli mama i córa razem biegają, razem spią. Rzadko juz się ze soba kłócą a jeśli, to kłótnie są chwilowe - jak to wśród bab.
Lati zyje sobie trochę z boku, czasami mi żal, gdy widzę, że jest osobno od dziewczyn. No ale cóż ona juz taka jest, sama się od nich odsuwa. Za to my na tym korzytamy, bo uwielbia do nas przychodzić

. No i znowu zmienia swój kolorek, odcień lila powoli zanika, ponownie robi się bardziej kawowa a raczej kawa z mlekiem. Co prawda na kolorkach mi nie zalezy ale nich mi w końcu ktos powie jaki ona ma odcień, bo przez te zmiany zaczynam dochodzić do wniosku, że ma w sobie cos z kameleona
