
Przedwczoraj zauważyłam u mojego szczurka małą gulkę pod szyją.
Tak więc wczoraj z rana pojechałam do prywatnej klinki weterynaryjnej w sąsiednim mieście. Niestety, szanowny pan weterynarz średnio się zainteresował ogonkiem. Obejrzał go i kazał smarować maścią ithiolową i ... czekać! Jeśli powiększy się i pęknie - ropniak, jeśli nie - nowotwór i wtedy przyjechać na zabieg. Nawet tego nie nakłuł! Pomyślałam że z facetem coś nie tak i nie mam zamiaru czekać. Jeśli to rak, to na co mam czekać? (tym bardziej że maluch ma dopiero 1,5 msc)
Wróciłam autobusem do swojej mieścinki i z wielką obawą poszłam do miejscowego weta. Dlaczego z obawą? Już wyjaśniam.
Byłam tam kiedyś z chomikiem, okazało się że miał ropniaka. Pani wycisnęła ropę i podała zastrzyk. Wszystko było ok i kazała przyjść na następny dzień. Oczywiście przyszłam ponownie. Chomcio znowu dostał zastrzyk, ale po powrocie było inaczej. W domu chomik dostał dziwnego szczękościsku i nie mógł chodzić. Na następny dzień było jeszcze gorzej. Zauważyłam że chomik w ogóle nie reaguje (takie jakby upośledzenie umysłowe) garbi sie przy chodzeniu. Nie wiedział co się wokół niego dzieje. Podejrzewam że pani weterynarz przedawkowała lek, lub uszkodziła mu coś igłą.
I wracając do tematu.
Wchodząc do gabinetu przywitał mnie weterynarz. Wziął szczurka, obejrzał i przekuł gulkę ... - i tu wielka ulga. Wypłynęła ropa!
Bardzo dokładnie wszystko wycisnął (ale biedak piszczał) i dał zastrzyk.
Kazał przyjść jeszcze raz dzisiaj i jutro.
Po przyniesieniu do domu Kurt mimo wielkiego stresu wyglądał jak nowo narodzony. (wcześniej z ropniakiem był strasznie apatyczny, nawet wyjść z klatki nie chciał). Od razu zabrał się za gerberka i wyleciał z klatki. Pospacerował po czym podszedł wprost do mojego łóżka i czekał aż go podsadzę.


Dzisiaj też się świetnie czuje. (właśnie biega po łóżku)
I teoretycznie dzisiaj też powinien iść na zastrzyk...
Ale ja się strasznie boję. Bo jeśli stałoby się z nim to samo co wczesniej z chomikiem, to chyba bym tego nie przeżyła i nigdy sobie nie wybaczyła.
Proszę, doradźcie mi coś... Poszlibyście do weta do którego nie macie kompletnie zaufania? I to na dokładkę będzie ta sama babka co wcześniej praktycznie zabiła mi chomika? Tym bardziej że ogon zachowuje się całkiem żywo. Miejsce po ropieniu dzisiaj oglądałam - nic się na razie nie zbiera ponownie, wygląda w porządku. Może mogłabym sama mu coś kupić w aptece i przecierać? I nie chodzi tu o kwestię pieniędzy, ale ja naprawdę się cholernie boję żeby to się znowu nie powtórzyło...
Doradźcie coś, proszę
I jeszcze jedno małe pytanie.
Jak malucha kupiłam to wyglądał tak:
http://img146.imageshack.us/img146/4046/1000629jz9.jpg
Miesiąc później tak:
http://img444.imageshack.us/img444/3205/1000647tn8.jpg
http://img467.imageshack.us/img467/7203/1000646md9.jpg
Czytając forum, wydedukowałam że to husky..
Ale jednak wolałabym się zapytać ogoniastych ekspertów.

Cóż to za stwór według Was?

I czy możliwe jest że jeszcze wyjaśnieje?