
Był u mnie 2 lata ale dostałam go jako 8-miesięcznego samca. Przeżył więc jak widzicie dość długo.
Dla mnie jednak nie dość i nie mogę się pogodzić z faktem, że nie ma już mojego fukacza.
Ciamek nie miał łatwego życia i przez to nie byl typem milusiego stworzonka.
Pani, która go mi oddała, stwierdziła że nagle ma na niego astmę i alergię i musi się pozbyć z domu szczura. Za pośrednictwem zaprzyjaźnionej lecznicy Ciamek trafił do mnie jako skrajnie agresywny samiec z problemami skóry. Pani wykąpała Ciamka w mydełku, żeby się lepiej prezentował przed adopcją, bo nie wpadła na to, że dziwna sierść może być objawem choroby... jej pierwsze słowa po przyniesieniu go do mnie brzmiały - on jest milusi i wcale nie gryzie.
W pierwszych dniach oswajania Ciamka okazało się, czemu zawdzięcza swoje imię. Pani twierdziła, że on ciamka, ale on po prostu fukał jak wściekły. Pogryzł mnie kilka razy dotkliwie, co dało mi do myślenia. Przypominał zaszczute zwierzę, które broni się przed wszystkim.
Ale Ciamek nie był głupi i choć oswajanie trwało długo, udało się.
Po kilku miesiącach dawał się pogłaskać, wziąć na ręce, przychodził na zawołanie, ale dopiero po roku zaczął się zachowywać jak inne moje szczury - sam domagał się zabawy, poświęcenia mu uwagi, co zawsze demonstrował włażeniem mi na ramię.
Niestety tolerował tylko mnie, bo dalej na obecność ludzi reagował fukaniem i jeżeniem się. Stal się moim osobistym obrońcą, bo kiedy siedział na ramieniu i ktoś chciałby mnie wtedy dotknąć, gryzł bez mrugnięcia okiem, po czym przytulał się do mojego policzka.
Przyznacie że to wyjątkowy dowód przywiązania.
Bo Ciamek był wyjątkowy. Teraz biega po drugiej stronie tęczy.
Odszedł ze starości. We śnie.