Myślę że chyba już jestem gotowa napisać kilka słów o mojej Dziubeńce.
Nasza przygoda zaczęła się od mojego kiepskiego humoru. Mój Jarek w ramach pocieszania zabrał mnie na zakupy abym poprawiła sobie humor. Jednak zamiast kupowania ciuchów skończyło się na wizycie w sklepie zzologicznym.
Zawsze chciałam szczurka, ale wiedziałam że rodzice nie byliby zadowoleni z kolejnego stwora w domu.
Przeszłam do klatek z gryzoniami a tam siedziała moja Dziubeńka. Wiedziałam że chcę czarnuszka. Wzięłam ją na ręce i już jej nie oddałam. Była taka grzeczna i do tego miała charakterystyczną, bo złamaną końcówkę ogonka.
Rodzice akurat wyjechali na urlop więc miałam 2 tygodnie na obmyślenie planu działania.
Po powrocie rodziców Dziuba żyła w ukryciu jeszcze 3 miesiące, aż któregoś dnia powiedziałam rodzicom że mamy jeszcze jednego stwora w domu. Początkowo byli niezadowoleni ale później bardzo ją polubili.
Spędzałam z nią całe dnie. Chpodziła ze mną w kapturze. Bardzo się przez to przywiązała do mnie i ja do niej też. Codziennie aż do końca swojego krótkiego życia siedziała u mnie w kapturze lub na ramieniu. Ostatnie swoje chwile też spędziła ze mną.
Wszędzie zabierałam ją ze sobą, każde wakacje razem. Nigdy nie zostawiałam jej w domu.
Teraz czuję ogromną pustkę mimo że ma jeszcze trzy ogony. Przykro mi że ich tak nie kocham na Dziubkę, ale ona będzie miała zawsze pierwszeństwo w moim sercu bo to ona była Pierwsza.
Nie sądziłam że tak można się przywiązać do takiego maleństwa, pies, kot owszem a tu szczurek.
Jest jednak jedna pozytywna rzecz która pozwoliła mi na troche zapomnieć o bólu, mianowicie udało mi się Krecia - wdowca, połączyć z moimi dwoma dziewczynami. Śpią sobie słodko w klateczce przytulone razem. Może trochę Beza go prostuje ale bardzo delikatnie
Już pogodziłam się z myślą że Dziuby nie ma ze mną, jednak wiem że biega z Tusią i innymi ogonkami po serkowych polach, gdzie jest bardzo szczęśliwa.