Moja zołza, wredota, największy małpiszon, jakiego kiedykolwiek miałam w domu. Dużo razem przeszłyśmy, była paskudna, agresywna i nieznośna, biegała po mieszkaniu i atakowała wszystko, co się rusza. Długo się do siebie przekonywałyśmy, długo pracowałyśmy nad jej agresją, czasami miałam jej serdecznie dosyć, ale... pokochałam tego zołzulca, i chyba z wzajemnością... Zrobił się z niej szczur zaczepno-obronny, podbiegała do mnie, skakała mi po nogach, podgryzała i uciekała, żebym ją goniła. Niby syczała, kopała i fukała, kiedy brałam ją na ręce, ale dawała się pogłaskać. Moja szczurencja ze zrytym charakterkiem...
Dobranoc Teflonku, wredna flądro, będę za Tobą tęsknić tak, jak chyba za żadnym innym szczurem...


