Od zawsze kochałam gryzonie. Miałam już w swoim życiu chomiki, świnki morskie, myszki i przez jeden dzień szczurcię. Do dziś nie wiemy, dlaczego mała przeżyła u nas tylko jedną noc i jeden dzień. Była ze sklepu zoologicznego, więc może po prostu była chora...
Na dwa tygodnie przed początkiem sesji koleżanka z roku zaczęła rozpytywać ludzi, czy nie chcieliby przygarnąć szczurka. Ja zgłosiłam się od razu, bo nie mogę żyć bez zwierząt - u mnie w domu na wsi zawsze było ich pełno. Zaczęły się negocjacje z moją drugą połówką, z rodzicami i wyszukiwanie informacji o szczurach w internecie. Kiedy już wszyscy byli przekonani (mama: "ale ma być tylko jeden! po co Ci dwa szczury, one bez problemu mogą żyć w pojedynkę"), zakupiłam klatkę, transporterek, jedzonko itd. W końcu nadszedł Ten Dzień (dzień przed pierwszym egzaminem w sesji

Imię wybrane było już dawno, mały zwie się Edwin van der Sar, w skrócie Edwin, na cześć mojego ukochanego bramkarza reprezentacji Holandii

Maluch ma teraz trochę ponad miesiąc, jest cudowny i powoli się do mnie przyzwyczaja. Codziennie spędzamy razem godzinę w łazience (żeby się chłopak trochę wybiegał, łazienka to jedyne miejsce w mieszkaniu, gdzie nie ma dzikiej plątaniny kabli i tysiąca zakamarków, w które można się wcisnąć), a potem biorę go do kieszeni lub kaptura bluzy i tak spędzamy mniej więcej 2 godziny dziennie... Ostatnio 4, bo Edwin przysnął, a ja się uczyłam i jakoś tak wyszło

Zdecydowałam już, że po wakacjach znajdę mu kolegę. Po przeczytaniu paru słów na temat samotnych szczurów uznałam, że postąpiłam okropnie biorąc tylko jednego ogonka. Niestety w tej chwili nie mam możliwości, żeby wziąć drugie maleństwo. Po pierwsze - najważniejsze - muszę najpierw zarobić na większą klatkę, po drugie jadę na wakacje do domu, a jak mama zobaczy dwa szczurasy to mnie udusi
