Nie było mnie i nie mogłam dodać zdjęć ale nadrabiam zaległości.
Robienie im zdjęć jest strasznie męczące... ,,Złapanie'' ich w kadr nie jest łatwe, ale udało mi się kilka razy  . 
Zdjęcia z 10 października, świerzszych nie mam bo mi coś aparat szwankuje, ale wnet powinny być.
Tutaj razem
A tu siwiejący Harry  Harry...
...i znowu on
Nareszcie! Ron!
Ron
I ron
Harry...
...i znowu on
Nareszcie! Ron!
Ron
I ron  
Zawiodłam się... Na tych zdjęciach w ogóle nie widać jak urosły, ale za to jak się je weźmie na ręce to czuć   

 . Teraz są jeszcze większe.
Ron przeżył już swój pierwszy zawód miłosny... Spotkał parę, pieknych kruczoczarnych skarpetek. Nie odstępował ich na krok, podczas gdy Harry biegał po kanapie. I może ta miłość mogła by trwać dłużej, gdyby nie to, że trafił akurat na ulubione skarpetki mojej mamy  . Po bolesnej rozłące, już jakoś doszedł do siebie. 
A wczoraj chłopcy pierwszy raz biegali po podłodze. Niestety pojedyńczo bo jak puszczałam ich razem to każdy biegł w inną strone i nie byłam w stanie ich upilnować. Harry jak tylko go zawołałam przybiegał i chodził krok w krok za mną. Ron był bardziej niezależny  . Kiedy go wołałam wchodził do jakieś doniczki albo za stos gazet leżących na podłodze i udawał że go nie ma... 
Harry jest większy i cięższy od Rona i zdecydowanie więcej je, ale Ron za to jest bardziej ruchliwy. Chyba trzeba będzie namówić mamę do kupna pożądnej wagi  .