Tesia - nie przeżyła operacji ;(
Moderator: Junior Moderator
Tesia - nie przeżyła operacji ;(
Witam wszystkich,
Forum czytam już od dawna, ale nigdy nic nie pisałam. Nie miałam potrzeby. Dziś mam ogromną potrzebę podzielenia się z Wami tą historią...
Półtora roku temu adoptowalismy Telmę i Luise - były z interwencji TOZ'u (dostaliśmy je od Zjawy). Obie bardzo pokochaliśmy, każda miała swoj wspaniały charakter. Mówiliśmy: nasze małe córeczki...teraz mamy już tylko jedna córeczkę.
Tesia była "ciepłą kluchą" - w przeciwieństwie do Lusi, która jest ciekawską iskierką. Kiedy wracaliśmy do domu Tesia zawsze wychodziła z klatki nas witać. Przytulała się do ręki jak mały kotek.
Kiedy puszczaliśmy je, żeby biegały po pokoju Lusia miała zawsze setki pomysłów co zbroić - Tesia najchetniej nie oddalała się od nas dalej niż na 0,5 m. Nasz kochany przytulasek...
Teśka była chyba dwa razy wieksza od Lusi. Nie wiem czemu, ale poprostu miała skłonność do tycia. Była grubaskiem - to trzeba pwiedzieć otwarcie. Nie wiem dlaczego, bo jadły tyle samo. Chyba miała taką skłonność i już.
Pewnego dnia u Tesi pojawił się guz pod skórą w okolicy sutka. Juz wczesniej miewała stany zapalne, ale po dwóch-trzech dniach wszysko się wchłaniało. Ten jednak nie znikał, tylko rósł - i to szybko...
W środę (22.11) pojechałam z nią do Warszawy do dr Wojtyś. Na następny dzień umówiłysmy się na operacje. Pani Wojtyś namówiła mnie jeszcze na sterylizację "przy okazji". Pytałam czy to nie szkodzi, że ona jest taka grubiutka...usłyszałam tylko, że "nie pomoże, ale bedzie wszysko ok". Dowiedziałam się też, że w tej klinice nigdy się nie zdażyło, żeby zwierzak nie przeżył operacji - więc nie ma się czego bać.
Miałam cholera złe przeczucia! Nie chciałam tam jechać! Rano się z nią bawiła i aż mnie coś w środku ściskało. Byłam przy conajmniej 10 operacjach kotów i psów, zawsze wiedziałam, że to jest słuszne, że wszystko będzie ok...nie tym razem.
Tesie zabraliśmy z lecznicy ok. 16, wybudzoną lecz troche zakręconą - jak to po narkozie.
Po godzinie dojazdu do domu (mieszkamy pod Sochaczewem) też wszystko było ok.
Długo się kręciła, była niespokojna. Piła trochę wody - wszysko tak, jak mówiła W.
Koło godziny 21 straciła przytomność. Zupełnie się wyłaczyła. Panika, płacz, szukanie telefonów internecie, wasze awaryjne gg (jeszcze raz dziękuje Ani za pomoc). W konczu szybka decyzja o powrocie do Warszawy - na Bemowo. Dostała tam zastrzyk przeciwwstrząsowy, płyny. I została w inkubatorku pod tlenem. Jak się z nią żegnałam to już mrugała oczkami, ruszała wąsikami...już myślałam, że bedzie ok!
Rano telefon z lecznicy...odeszła o 4 nad ranem. Tragedia, łzy..i pytanie: dlaczego się na to wszystko zgodziłam? Dlaczego ją im oddałam i pozwoliłam...zabić? Nie mam pretensji do lekarzy...raczej sama do siebie. Żyłaby jeszcze może kilka miesięcy, szcześliwa, radosna...potem podjęli byśmy decyzje o eutanazji. A tak? Ostatnie chwile w bólu, w strachu, całkiem sama, wśród miałczących kotów i wyjących psów.
Z sekcji wynikło, że miała malutkie, zapadnięte płuca. Przyczyną śmierci był krwotok do płuc i uduszenie. Dlaczego? Nie wiadomo...ja tego pojąć nie umiem.
Nikomu nie życzę tego, co przeżyliśmy przez ostatnie kilka dni. Mogłabym pewnie piać i pisać o wszyskich szczegółach...ale chyba i tak już dość miejsca zajęłam. Chcę tylko jednego: zastanówcie się dobrze przed operacją szczura. Przygotujcie się na najgorsze. I nie ufajcie bezgranicznie nawet najlepszym lekarzom. Podobno to, że była grubaskiem, jednak bardzo źle wpłynęło na operacje (mówiąc bardzo ogólnie). Jeśli macie takiego szczuraska, zastanówcie się podwójnie!
A Lusia została sama. Jest taka smutna...prawie się nie rusza. Robię co mogę, żeby ją rozweselić, zająć czymś, dać coś pysznego do jedzenia (bo prawie nic nie chce jeść). Jeśli stracimy też ja...nawet nie chcę o tym myśleć.
Pragnę tu zapalić świecę za moją kochaną córeczkę. I od tej chwili pamiętać, tylko to, co dobre.
Forum czytam już od dawna, ale nigdy nic nie pisałam. Nie miałam potrzeby. Dziś mam ogromną potrzebę podzielenia się z Wami tą historią...
Półtora roku temu adoptowalismy Telmę i Luise - były z interwencji TOZ'u (dostaliśmy je od Zjawy). Obie bardzo pokochaliśmy, każda miała swoj wspaniały charakter. Mówiliśmy: nasze małe córeczki...teraz mamy już tylko jedna córeczkę.
Tesia była "ciepłą kluchą" - w przeciwieństwie do Lusi, która jest ciekawską iskierką. Kiedy wracaliśmy do domu Tesia zawsze wychodziła z klatki nas witać. Przytulała się do ręki jak mały kotek.
Kiedy puszczaliśmy je, żeby biegały po pokoju Lusia miała zawsze setki pomysłów co zbroić - Tesia najchetniej nie oddalała się od nas dalej niż na 0,5 m. Nasz kochany przytulasek...
Teśka była chyba dwa razy wieksza od Lusi. Nie wiem czemu, ale poprostu miała skłonność do tycia. Była grubaskiem - to trzeba pwiedzieć otwarcie. Nie wiem dlaczego, bo jadły tyle samo. Chyba miała taką skłonność i już.
Pewnego dnia u Tesi pojawił się guz pod skórą w okolicy sutka. Juz wczesniej miewała stany zapalne, ale po dwóch-trzech dniach wszysko się wchłaniało. Ten jednak nie znikał, tylko rósł - i to szybko...
W środę (22.11) pojechałam z nią do Warszawy do dr Wojtyś. Na następny dzień umówiłysmy się na operacje. Pani Wojtyś namówiła mnie jeszcze na sterylizację "przy okazji". Pytałam czy to nie szkodzi, że ona jest taka grubiutka...usłyszałam tylko, że "nie pomoże, ale bedzie wszysko ok". Dowiedziałam się też, że w tej klinice nigdy się nie zdażyło, żeby zwierzak nie przeżył operacji - więc nie ma się czego bać.
Miałam cholera złe przeczucia! Nie chciałam tam jechać! Rano się z nią bawiła i aż mnie coś w środku ściskało. Byłam przy conajmniej 10 operacjach kotów i psów, zawsze wiedziałam, że to jest słuszne, że wszystko będzie ok...nie tym razem.
Tesie zabraliśmy z lecznicy ok. 16, wybudzoną lecz troche zakręconą - jak to po narkozie.
Po godzinie dojazdu do domu (mieszkamy pod Sochaczewem) też wszystko było ok.
Długo się kręciła, była niespokojna. Piła trochę wody - wszysko tak, jak mówiła W.
Koło godziny 21 straciła przytomność. Zupełnie się wyłaczyła. Panika, płacz, szukanie telefonów internecie, wasze awaryjne gg (jeszcze raz dziękuje Ani za pomoc). W konczu szybka decyzja o powrocie do Warszawy - na Bemowo. Dostała tam zastrzyk przeciwwstrząsowy, płyny. I została w inkubatorku pod tlenem. Jak się z nią żegnałam to już mrugała oczkami, ruszała wąsikami...już myślałam, że bedzie ok!
Rano telefon z lecznicy...odeszła o 4 nad ranem. Tragedia, łzy..i pytanie: dlaczego się na to wszystko zgodziłam? Dlaczego ją im oddałam i pozwoliłam...zabić? Nie mam pretensji do lekarzy...raczej sama do siebie. Żyłaby jeszcze może kilka miesięcy, szcześliwa, radosna...potem podjęli byśmy decyzje o eutanazji. A tak? Ostatnie chwile w bólu, w strachu, całkiem sama, wśród miałczących kotów i wyjących psów.
Z sekcji wynikło, że miała malutkie, zapadnięte płuca. Przyczyną śmierci był krwotok do płuc i uduszenie. Dlaczego? Nie wiadomo...ja tego pojąć nie umiem.
Nikomu nie życzę tego, co przeżyliśmy przez ostatnie kilka dni. Mogłabym pewnie piać i pisać o wszyskich szczegółach...ale chyba i tak już dość miejsca zajęłam. Chcę tylko jednego: zastanówcie się dobrze przed operacją szczura. Przygotujcie się na najgorsze. I nie ufajcie bezgranicznie nawet najlepszym lekarzom. Podobno to, że była grubaskiem, jednak bardzo źle wpłynęło na operacje (mówiąc bardzo ogólnie). Jeśli macie takiego szczuraska, zastanówcie się podwójnie!
A Lusia została sama. Jest taka smutna...prawie się nie rusza. Robię co mogę, żeby ją rozweselić, zająć czymś, dać coś pysznego do jedzenia (bo prawie nic nie chce jeść). Jeśli stracimy też ja...nawet nie chcę o tym myśleć.
Pragnę tu zapalić świecę za moją kochaną córeczkę. I od tej chwili pamiętać, tylko to, co dobre.
- __AnKA19__
- Posty: 103
- Rejestracja: ndz wrz 21, 2008 3:11 pm
- Lokalizacja: Głogów
Re: Tesia - nie przeżyła operacji ;(
dla Tesi [']
;( ;( ;(
;( ;( ;(
Z nami: Chopin, Lio, Shortii, Mała Mii, Zgredzio
W serduszku: Lilu ('), Edzia (')
W serduszku: Lilu ('), Edzia (')
Re: Tesia - nie przeżyła operacji ;(
Kaliani bardzo Ci współczuję i rozumiem co teraz czujesz. Uważam jednak, nawet jestem tego pewna, że każdy z nas decydując się na operacje swego podopiecznego robi to po przemyśleniu, konsultacji z lekarzem i w dobrej wierze, chcąc poprawić komfort życia pupila. Kwestia powodzenia operacji jest oczywiście poparta jakimiś statystykami (czyli np. w tej a tej lecznicy % niewybudzonych szczurków równy jest prawie zeru), jednak jest to ingerencja w żywy organizm i zawsze istnieje ryzyko, że coś sie nie uda, czegoś przewidzieć się nie dało itp. Tak było w Twoim przypadku.
Zrobiłaś słusznie decydując się na operację, ponieważ nie usuwany guz trawi te małe ciałka niezwykle szybko i skutecznie. Twoja decyzja skróciła nieco życie ogonka (pytanie: ile?), jednak uważam, że była to dobra decyzja. Nie patrzyłaś na postępujące osłabienie, brak apetytu, trudność w poruszaniu się (jak okropny jest dzień, w którym odkrywamy, że szczurek nie jest w stanie się już sam umyć...) itd. Dolegliwości jest wiele i są bardzo uciążliwe dla szczurka i przykre dla opiekuna.
Rozumiem Cię bardzo dobrze (ja akurat miałam taki przypadek z kotką, odeszła samotnie, w obcej lecznicy, wśród obcych wetów...).
Czy szczurcie pochodzą z interwencji TOZu z 2007r.? takie 2 mioty przyniesione przez kogoś do siedziby TOZu? jesli tak, są to siostry mojej Ziuty i Rity.
Reasumując - zrobiłaś dla Telmy wszystko co mogłaś, by ulżyć jej w cierpieniu i poprawić komfort życia. Rozstanie z przyjacielem zawsze boli. Pozostaje nam pocieszać się myślą, że nasz ukochany zwierz nie czuje juz bólu i nie cierpi. Nie ma sensu gdybanie, nic nie zmienia faktów.
Współczuję i pocieszam
[*] dla Tessy, na dalszą drogę[/b]
ps. co do tuszy szczurka - moja Tolka tez była grubaskiem, a jednak narkozę zniosła świetnie i nie było komplikacji, tak więc nie jest to jednak główny czynnik zmniejszający szanse powodzenia zabiegu
Zrobiłaś słusznie decydując się na operację, ponieważ nie usuwany guz trawi te małe ciałka niezwykle szybko i skutecznie. Twoja decyzja skróciła nieco życie ogonka (pytanie: ile?), jednak uważam, że była to dobra decyzja. Nie patrzyłaś na postępujące osłabienie, brak apetytu, trudność w poruszaniu się (jak okropny jest dzień, w którym odkrywamy, że szczurek nie jest w stanie się już sam umyć...) itd. Dolegliwości jest wiele i są bardzo uciążliwe dla szczurka i przykre dla opiekuna.
Rozumiem Cię bardzo dobrze (ja akurat miałam taki przypadek z kotką, odeszła samotnie, w obcej lecznicy, wśród obcych wetów...).
Czy szczurcie pochodzą z interwencji TOZu z 2007r.? takie 2 mioty przyniesione przez kogoś do siedziby TOZu? jesli tak, są to siostry mojej Ziuty i Rity.
Reasumując - zrobiłaś dla Telmy wszystko co mogłaś, by ulżyć jej w cierpieniu i poprawić komfort życia. Rozstanie z przyjacielem zawsze boli. Pozostaje nam pocieszać się myślą, że nasz ukochany zwierz nie czuje juz bólu i nie cierpi. Nie ma sensu gdybanie, nic nie zmienia faktów.
Współczuję i pocieszam

[*] dla Tessy, na dalszą drogę[/b]
ps. co do tuszy szczurka - moja Tolka tez była grubaskiem, a jednak narkozę zniosła świetnie i nie było komplikacji, tak więc nie jest to jednak główny czynnik zmniejszający szanse powodzenia zabiegu
mój cały babiniec już za TM...
[*] Fiona Pumka Lusia Tola Layla Sheila Zbójka Rita Frida Ziuta Emma Laguna Dotka Szelma Andariel i kotka Loona
[/size]
[*] Fiona Pumka Lusia Tola Layla Sheila Zbójka Rita Frida Ziuta Emma Laguna Dotka Szelma Andariel i kotka Loona
[/size]
Re: Tesia - nie przeżyła operacji ;(
(*) dla Tesi
------------------------
Kaliani, nie obwiniaj się ani przez chwilkę! Szybkorosnący guz o ile jest nowotworowy - jest wyrokiem dla zwierzaka, a jedynym ratunkiem operacja . Operacja daje szansę na wyzdrowienie. Przy szybkorosnącym guzie ,bez operacji ,mogą szybko nastąpić przerzuty, niewidoczne dla nas, a często bolesne dla szczurka ( wątroba, nerki) lub utrudniające oddychanie ( płuca, krtań)
Zrobiłaś to, co radził sprawdzony i doświadczony wet, ale nie wszystko zawsze się udaje, nawet u ludzi:(
Trzymaj się.
------------------------
Kaliani, nie obwiniaj się ani przez chwilkę! Szybkorosnący guz o ile jest nowotworowy - jest wyrokiem dla zwierzaka, a jedynym ratunkiem operacja . Operacja daje szansę na wyzdrowienie. Przy szybkorosnącym guzie ,bez operacji ,mogą szybko nastąpić przerzuty, niewidoczne dla nas, a często bolesne dla szczurka ( wątroba, nerki) lub utrudniające oddychanie ( płuca, krtań)

Zrobiłaś to, co radził sprawdzony i doświadczony wet, ale nie wszystko zawsze się udaje, nawet u ludzi:(
Trzymaj się.
Re: Tesia - nie przeżyła operacji ;(
Kolejny dzień i kolejne pożegnanie...
Może już starczy... limit na ten miesiąc powinien już się wyczerpać, zauważyliście że prawie codziennie pojawia się tu kolejny temat... przeklęty listopad
Trzymaj się Kaliani.
Dla Tesi na drogę [*]
Może już starczy... limit na ten miesiąc powinien już się wyczerpać, zauważyliście że prawie codziennie pojawia się tu kolejny temat... przeklęty listopad

Trzymaj się Kaliani.
Dla Tesi na drogę [*]
Re: Tesia - nie przeżyła operacji ;(
Nie obwiniaj sie , zrobilas wszystko co moglas.
Operacja zawsze jest pewnym ryzykiem, niestety u szczurkow zwlaszcza otylych wyzszym, z drugiej strony czsc guzow u szczurow dosc szybko rosnie i powoduje , ze powstaje potrzeba eutanazji. Nie wiesz co by bylo gdyby. Staralas sie dac jej szanse , na pewno gdzies tam jest Ci za to wdzieczna.
Przykro mi bardzo . Trzymaj się.
A malutkiej niech sie wiedzie po drugiej stronie...
Operacja zawsze jest pewnym ryzykiem, niestety u szczurkow zwlaszcza otylych wyzszym, z drugiej strony czsc guzow u szczurow dosc szybko rosnie i powoduje , ze powstaje potrzeba eutanazji. Nie wiesz co by bylo gdyby. Staralas sie dac jej szanse , na pewno gdzies tam jest Ci za to wdzieczna.
Przykro mi bardzo . Trzymaj się.
A malutkiej niech sie wiedzie po drugiej stronie...
Re: Tesia - nie przeżyła operacji ;(
Bardzo wam dziękuję za wpisy. Dużo dla mnie znaczą.
RattaAna: moje dziewczynki wzięłam z interwencji z 10 maja 2007.
RattaAna: moje dziewczynki wzięłam z interwencji z 10 maja 2007.
Re: Tesia - nie przeżyła operacji ;(
No to maja duzo "siostrzyczek", czesc z nich takze po drugiej stronie.
U mnie sa 3, wzielas je dorosle czy jeszcze malutkie?
U mnie sa 3, wzielas je dorosle czy jeszcze malutkie?
-
- Posty: 25
- Rejestracja: pn lip 14, 2008 1:45 pm
Re: Tesia - nie przeżyła operacji ;(
ŁEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!
mam nadzieje, że szybko wymyślą ten eliksir młodości, bo mają zaraz go do sklepów dac
ZAPALAM ŚWIECZKE ZA TESIE

mam nadzieje, że szybko wymyślą ten eliksir młodości, bo mają zaraz go do sklepów dac
ZAPALAM ŚWIECZKE ZA TESIE

[spam]
Wycięte przez: Ania
Wycięte przez: Ania
Re: Tesia - nie przeżyła operacji ;(
Przykro mi z powodu Tesi ale możliwe że bawi sie teraz z moim Maniusiem. Więc napewno bedzie szczesliwa. Trzymaj sie bo wiem ze to nie łatwe stracic przyjaciela.
Mój pyszczek:♥ Franek ♥
W sercu : Maniuś [*] ,Niunita [*], Nonejmik[*] ,Zboczuś[*]
W sercu : Maniuś [*] ,Niunita [*], Nonejmik[*] ,Zboczuś[*]
Re: Tesia - nie przeżyła operacji ;(
Były jeszcze małe, ale nie wiem dokładnie w jakim wieku.
Na szczeście Luśka dochodzi chyba już do siebie. Jest bardziej aktywna, ma apetyt.
Mam nadzieję, że jeszcze długo z nami będzie
Na szczeście Luśka dochodzi chyba już do siebie. Jest bardziej aktywna, ma apetyt.
Mam nadzieję, że jeszcze długo z nami będzie
