![Obrazek](http://images30.fotosik.pl/295/2b12b4bea7b270eam.jpg)
Nasza Tija, Tijutka, Dzidziuś, Mynioniek Kochany, Szczurzynka. Odeszła jak miała około 18-19 miesięcy. To już prawie 3 miesiące temu a ja nie mogę się z tym pogodzić. Tęsknię, tęsknimy. Ciągle powraca pytanie „Co jeszcze mogłam zrobić?”
Nie miała swojego tematu na Forum, trafiłam tu dopiero jak odeszła, więc to będzie jej „zastępczy temat”.
![Obrazek](http://images24.fotosik.pl/295/0b63f5224aabc892m.jpg)
Córka przyniosła ją ze sklepu na swoje 13 urodziny. O szczurach wiedziałam tyle, ze są brzydkie i mają wstrętne ogony. Ale ona była śliczna, malutka, czerwonooka z różowym ogonkiem cudnej urody. Nie wiedzieliśmy jak powinien zachowywać się szczur, ale od razu widać było ze coś z nią jest nie tak. Potem okazało się że prawie nie widzi, z wiekiem jej się jeszcze pogarszało. Ta niepełnosprawność zdeterminowała jej życie – chodziła bardzo wolno, na nowym terenie po parę centymetrów, nie szalała, nie biegała, pewnie czuła się w miejscach które znała czyli w klatce, na swojej wersalce i w niej, na dywanie i na naszych rękach.
![Obrazek](http://images41.fotosik.pl/30/ecfd301c2921ecbcm.jpg)
![Obrazek](http://images26.fotosik.pl/295/c9617dd2dcdaa89bm.jpg)
Była naszym małym Dzidziusiem, mięciutką Przytulanką, Kruszynką , uwielbiała spać na rękach, właściwie w każdej pozycji byle z nami
![Obrazek](http://images40.fotosik.pl/30/f97ef53afda0efa8m.jpg)
![Obrazek](http://images26.fotosik.pl/295/d7fcdab7b7e4e384m.jpg)
![Obrazek](http://images31.fotosik.pl/400/4f3891303c3b6b42m.jpg)
![Obrazek](http://images24.fotosik.pl/295/e499e9dca1a320eem.jpg)
![Obrazek](http://images34.fotosik.pl/400/e87d6d8846ae4764m.jpg)
Nie lubiła obcych miejsc, nie lubiła obcych ludzi, nie pozwalała się dotykać, po prostu odchodziła.
Miała piękna sierść, nie wiem co to za kolor, trochę pomarańczowy, utkany srebrnymi włoskami, taki trójwymiarowy Widać na powiększeniu.
![Obrazek](http://images42.fotosik.pl/30/4115b606e831e1bdm.jpg)
Uwielbiała ser, choć miała uczulenie, orzeszki szczególnie pistacjowe, warzywa, gerber ki, mięsko. Nie znosiła jajek, uciekała jak najdalej.
![Obrazek](http://images25.fotosik.pl/294/b04d58f893fdae9bm.jpg)
![Obrazek](http://images40.fotosik.pl/30/390c19afe48ea51fm.jpg)
Była bardzo mała, drobna, mieściła się na otwartej dłoni mimo, ze dostawała najlepsze jedzenie, witaminki itp. Ale była zdrowa ( poza tym, ze nie widziała), do końca bez porfirynki, z lśniącą sierścią.
Zachorowała nagle – był wieczór, chodziła po stole, potem córka wsadziła ją do klatki, dała smakołyk. Nagle Tijutka rozpłaszczyła się , wyciągnęła i tak została, ledwo się czołgała. Nie wiedziałam, że szczurek może zbladnąć, a ona w sekundzie zrobiła się przeźroczysta, białe uszka, biały nosek i łapki, nawet ogonek zbladł. Oddychała szybko, boczki falowały. Była sobota więc trzęsąc się pojechaliśmy do Arki gdzie jest całodobowy dyżur, nie wierząc że dojedzie żywa> dojechała. Wet powiedział że stan jest krytyczny, nie wiadomo co się dzieje, może wylew wewnętrzny, może atak serca? Dał jej parę zastrzyków i zaproponował że zostawi w szpitaliku na noc, będzie mógł reagować na zmiany, nawadniać. Nie obiecywał ze przeżyje do rana, ale obiecał o nią dbać. Nie spałam w nocy, byłam pewna że jak zadzwonię rano to powie ze się nie udało. Ale Maleństwo walczyło, przeżyła noc i jeszcze kolejny dzień na intensywnej opiece w szpitaliku. W poniedziałek odebrałam całkiem zdrowego szczurka, z energią, jakby nic się nie stało, ale wet powiedział, że nie wiedzą co jej było, atak może się powtórzyć. Byłam szczęśliwa, że kochani weterynarze darowali nam jeszcze trochę czasu, czas na pożegnanie.
Po powrocie do domu jeszcze bardziej garnęła się do nas i jeszcze bardziej nie cierpiała obcych. Zachowywała się jak pies obronny, podchodziła do każdej nowej osoby i gryzła, starała się przepędzić obcych z jej foteli, wersalki , dywanu. Trzeba było ja chować w klatce na czas odwiedzin, bo gryzła bardzo mocno.
Następny atak przyszedł za 2 tygodnie, znów niespodziewanie, rozpłaszczyła się na dywanie, zbladła, ledwo łapała powietrze. I znów wet. Zastrzyki. Tym razem pozbierała się po paru godzinach a rano była zdrowym, wesołym szczurkiem. Chodziliśmy do weta na zastrzyki, miała leki do domu + zastrzyki na wypadek ataku. Ataki były jeszcze 2, ale lekkie, po podaniu leku w domu dochodziła do siebie po 2-3 godzinach. Tak minęło około 10 najpiękniejszych tygodni, czas darowany, kiedy ze strachem zaglądaliśmy rano do klatki czy żyje, po powrocie do domu z bijącym sercem sprawdzaliśmy czy nie miała ataku jak nas nie było.
Był to czas strachu, rozpieszczania, żegnania.
Wydawało się, że już nic jej nie grozi, była w świetnej formie, miziasta przylepa.
W TEN dzień wychodziłam z domu późno, około 11.00, jechałam na konferencje. Rano Tijutka chodziła po pokoju, była bardzo ożywiona, znalazła wejście do szuflady którego nie odkryła przez kilkanaście miesięcy, wyglądała na bardzo zadowoloną. Co chwilę przychodziła do mnie i pchała się na ręce, nie chciała wrócić do klatki. Jak w końcu ją wsadziłam siedziała w rogu i patrzyła z wyrzutem, chciała żebym ja wypuściła. Zachowywała się bardzo dziwnie.
Teraz wiem, że Ona wiedziała, że to było POŻEGNANIE.
![Obrazek](http://images27.fotosik.pl/294/5fa6ceb09923ce59m.jpg)
Dzidziusiu Kochany, bądź szczęśliwa za TM.
Teraz żyję Waszymi szczurkami Drodzy Forumowicze, odwiedzam wszystkie posty, płacze nad ogonkami które odeszły, trzymam kciuki za te chore, za Sutre, Teuśka,, Filipka, Solisie, Kyoko i cała resztę.
Dbajcie o swoje skarby, tak szybko odchodzą.