Moja najmilsza Dzidzia...
Moderator: Junior Moderator
Moja najmilsza Dzidzia...
Trafiłam na to forum ponad dwa lata temu, przygotowując się do powitania w moim domu nowego członka - Szczurzyny. Odzywałam się rzadko, poczytywałam Was jednak dośc często, szczególnie ostatnio, szukając dla Szczury koleżanki. Nie zdążyłam.
Zabrała mi ją prawdopodobnie mykoplazmoza - weterynarz nie potwierdził, jednak ja jestem tego pewna. Zaczęło się dość gwałtownie, zaczerwienieniem nozdrzy w okolicach pierwszego dnia świąt - pomyślałam, że to pylące żwirki, które miała w klatce - przerzuciłyśmy się na papierowe ręczniki. Potem było coraz szybciej i coraz gwałtowniej. Pojawiły się wycieki porfiryny z oczu i nosa, ogólne osłabienie. W ciągu tygodnia ze zwierzaka, którgo w wigilię wyciągałam spod zlewu - zwiała mi z klatki i nie chciała do niej wracać, świat zewnętrzny jest dużo bardziej ciekawy - zmieniła się w chorą inwalidkę. Widziałam jak jest jej ciężko, jak bardzo próbuje walczyć, jak pogłębia jej się skręt głowy w prawą stronę - podawałam witaminy, jeżówkę, robiłam inhalacje, w najbliższym możliwym dniu pojechałyśmy do weta. Zastrzyki, chwilowe polepszenie. Myślałam, że mamy przed sobą jeszcze miesiąc, dwa... Ustąpiły wycieki, oddech pogłębił, obrzęk z mordki znikł - inhacje utrzymywałam przez cały ten czas, prawie do ostatniego momentu...
Jednak wszystko wróciło, jeszcze gwałtowniej. Zaczęły sie problemy z chodzeniem, jedzeniem, piciem. Przez ostatnie kilka dni Dzidzia zasypiała tylko na moich rękach.
Nawet nie wiecie, jak ciężko mi było podjąć decyzję o uśpieniu. Czekałam do ostatniego możliwego momentu - kiedy widziałam, że kończy się jej godne życie, że nie ma siły jeść, podnieśc głowy, by się napić. Gdybym mogła być z nią cały czas, siedzieć w domu - nigdy bym się na to nie zdecydowała. Bałam się jednak, że wrócę do domu i znajdę Dzidzię bez życia - i nigdy nie dowiem się, czy nie cierpiała bardzo? czy nie umierała długo, czy po prostu zasnęła i odeszła? Nie dałabym rady żyć, mając świadomość, że jej ostatnie chwile były spędzone w samotności, pośród rozrzuconych płatków. Nie dałabym.
Nie byłam gotowa na jej chorobę, nie byłam gotowa i na śmierć. Klatka stoi pusta a ja ciągle mam wrażenie, że usłyszę, jak moja Rybka skacze po półkach i gryzie pręty. W życiu nie myślałam, że będzie mi tak ciężko, tak potwornie ciężko...
Najgorsze, że szczurki są na tyle duże, że odczuwa się brak ich słodkiego ciężaru na piersi a zbyt małe, by pozostawić po sobie coś więcej. Mam tylko klatkę, domek, miseczkę z nalaną wodą, trochę pociętych kabli i husteczkę, którą wycierałam jej zalany porfiryną nosek. Ta husteczka boli chyba najbardziej, ale nie mam zamiaru jej wyrzucać.
Tęsknię. Brak mi jej ogromnie. Próbuję się jakoś trzymać, ale im bardziej próbuję, tym mniej wychodzi... czuję, że tak czy inaczej, zostawiłam ją samą, w zimnej ziemi. To jest koszmar, wielka pusta dziura w sercu...
Zabrała mi ją prawdopodobnie mykoplazmoza - weterynarz nie potwierdził, jednak ja jestem tego pewna. Zaczęło się dość gwałtownie, zaczerwienieniem nozdrzy w okolicach pierwszego dnia świąt - pomyślałam, że to pylące żwirki, które miała w klatce - przerzuciłyśmy się na papierowe ręczniki. Potem było coraz szybciej i coraz gwałtowniej. Pojawiły się wycieki porfiryny z oczu i nosa, ogólne osłabienie. W ciągu tygodnia ze zwierzaka, którgo w wigilię wyciągałam spod zlewu - zwiała mi z klatki i nie chciała do niej wracać, świat zewnętrzny jest dużo bardziej ciekawy - zmieniła się w chorą inwalidkę. Widziałam jak jest jej ciężko, jak bardzo próbuje walczyć, jak pogłębia jej się skręt głowy w prawą stronę - podawałam witaminy, jeżówkę, robiłam inhalacje, w najbliższym możliwym dniu pojechałyśmy do weta. Zastrzyki, chwilowe polepszenie. Myślałam, że mamy przed sobą jeszcze miesiąc, dwa... Ustąpiły wycieki, oddech pogłębił, obrzęk z mordki znikł - inhacje utrzymywałam przez cały ten czas, prawie do ostatniego momentu...
Jednak wszystko wróciło, jeszcze gwałtowniej. Zaczęły sie problemy z chodzeniem, jedzeniem, piciem. Przez ostatnie kilka dni Dzidzia zasypiała tylko na moich rękach.
Nawet nie wiecie, jak ciężko mi było podjąć decyzję o uśpieniu. Czekałam do ostatniego możliwego momentu - kiedy widziałam, że kończy się jej godne życie, że nie ma siły jeść, podnieśc głowy, by się napić. Gdybym mogła być z nią cały czas, siedzieć w domu - nigdy bym się na to nie zdecydowała. Bałam się jednak, że wrócę do domu i znajdę Dzidzię bez życia - i nigdy nie dowiem się, czy nie cierpiała bardzo? czy nie umierała długo, czy po prostu zasnęła i odeszła? Nie dałabym rady żyć, mając świadomość, że jej ostatnie chwile były spędzone w samotności, pośród rozrzuconych płatków. Nie dałabym.
Nie byłam gotowa na jej chorobę, nie byłam gotowa i na śmierć. Klatka stoi pusta a ja ciągle mam wrażenie, że usłyszę, jak moja Rybka skacze po półkach i gryzie pręty. W życiu nie myślałam, że będzie mi tak ciężko, tak potwornie ciężko...
Najgorsze, że szczurki są na tyle duże, że odczuwa się brak ich słodkiego ciężaru na piersi a zbyt małe, by pozostawić po sobie coś więcej. Mam tylko klatkę, domek, miseczkę z nalaną wodą, trochę pociętych kabli i husteczkę, którą wycierałam jej zalany porfiryną nosek. Ta husteczka boli chyba najbardziej, ale nie mam zamiaru jej wyrzucać.
Tęsknię. Brak mi jej ogromnie. Próbuję się jakoś trzymać, ale im bardziej próbuję, tym mniej wychodzi... czuję, że tak czy inaczej, zostawiłam ją samą, w zimnej ziemi. To jest koszmar, wielka pusta dziura w sercu...
Re: Moja najmilsza Dzidzia...
Doskonale Cię rozumiem.
(*) dla szczurzynki
(*) dla szczurzynki
- sylwiaiiwo8
- Posty: 69
- Rejestracja: pt lut 22, 2008 8:37 pm
Re: Moja najmilsza Dzidzia...
dla Dzidzi która jest teraz w lepszym szczurzym świecie bez chorób i bólu ['][']
<:3)~Tośka <:3)~Ita <:3)~Cezar
za tęczowym mostkiem <:3)~Brutus
http://s10.bitefight.onet.pl/c.php?uid=149994
za tęczowym mostkiem <:3)~Brutus
http://s10.bitefight.onet.pl/c.php?uid=149994
Re: Moja najmilsza Dzidzia...
Trzymaj się ciepło. Za jakiś czas przestanie boleć tak bardzo... obiecuje!
Na drogę dla szczurci [*]
Na drogę dla szczurci [*]
Re: Moja najmilsza Dzidzia...
[*]
[*] Mała Kawowa Apokalipsa... ciąg dalszy nastąpi. [/color][/size]
Gdyby szczury nie istniały, należałoby je wymyślić.
Gdyby szczury nie istniały, należałoby je wymyślić.
Re: Moja najmilsza Dzidzia...
teraz juz nie cierpi i nie chce zebys ty cierpiala <przytul>
dla szczurki [*]
dla szczurki [*]
Re: Moja najmilsza Dzidzia...
Przytulam mocno <'><'> Na TEN moment nigdy sie nie jest przygotowanym niestety...
+ Anioły:Banshee,Buba,Carphata,Cirilla,Dziabaducha,Jacuś,Kokarda,Kroova,Layla, Lilitu,LordKlaklon,Masumi,Mushishi,Nefilim,Noktula,Pudlich,Runa,Rosalka,Sandija,Shiloh,Shirin,
Spirulina,Rubin,Trebuszka +
Na moim ramieniu:PaniFujibe~
Spirulina,Rubin,Trebuszka +
Na moim ramieniu:PaniFujibe~