Tłukłam się autobusem po Niego do Katowic 27 listopada i od tego też dnia zamieszkał u mnie. Cieszyłam się z Niego jak dziecko. Agutek, rex, do tego dumbuś. Po prostu spełnienie marzeń.
Nakasha doszła do wniosku, że Jego znaczenia to bareback spotted. I tak już zostało.
Tydzień temu umówiłam się na kastrację bo terroryzował stado, pogryzł też i mnie. Zaczął szaleć i trwało to już od dłuższego czasu.
Kilka dni temu, może przedwczoraj, troszeczkę mu przeszło. Pomyślałam, że może dać Mu jeszcze czas, że może jednak to przejdzie. Zabrałam Go jednak dzisiaj, na tę tak nie groźną operację. Przez myśl mi nie przeszło, że może tego nie przeżyć.
Na miejscu został zważony, wygłaskany, potem czekałam na swoją - jego kolejkę na zabieg, tuląc Go w rękach tak, jak robi się to codziennie. Nie pożegnałam się z Nim, przecież kilka godzin później miał już chodzić normalnie i miałam pilnować, żeby nie zrywał sobie szwów. Już jedną kastrację miałam za sobą - kastrację Emana.
Gdy odbierałam Go z lecznicy, był woreczkiem kręcącym główką na zmianę w lewo i w prawo. Specjalnie w poniedziałek kupiłam termofor, pani Agnieszka po kastracji zmieniła wodę na gorącą, owinęłyśmy termofor ręcznikiem i zapakowałam chłopców do transporterka. On leżał w cieple, przykryłam Go starannie ręcznikiem, żeby się nie wyziębił.
Wróciłam do domu ok 13.45, wpuściłam Teo i Burtona do klatki (bo byli na wizycie kontrolnej), wyciągnęłam Jego, kiwał się lekko na boki. Złożyłam ręcznik i położyłam z powrotem do transporterka, położyłam Go na termofor, przymknęłam klapkę transporterka i wstałam.
Wróciłam maksymalnie minutę później, już nie żył. Już było za późno na zastrzyki, na jakąkolwiek pomoc. Już go nie było. Przednie łapki miał mocno zaciśnięte, oczka lekko przymrużone.
Siedziałam w kurtce obok transporterka, głaszcząc Go po główce, prosząc żeby wrócił. Płakałam jak chyba nigdy przedtem. Nie wiedziałam, że można tak płakać z powodu śmierci szczura bo nigdy aż tak nie płakałam.
Nie chciałam w najbliższym czasie pisać tutaj, ale musiałam. Nie potrafię sobie z tym poradzić.
Szejk miał około dziewięciu miesięcy. Zasnął na wieczność o równej 14 godzinie.
Ze mną był trzy miesiące, trzy piękne miesiące z miękkim futerkiem i wielkimi uszkami, ze swoim zadziornym charakterem i miziastością. Moje Spełnienie Marzeń.
Zdjęcia robione wczoraj wieczorem:


Wieczorem ważył 542 gramy. Był pięknym, wielkim szczurzym samcem.
Biegnij teraz moje Słoneczko, gdziekolwiek jesteś. Tam jest nieskończenie wiele Twoich ulubionych rodzynek, mlecznych dropsów, orzechów i kaszki ryżowej. Tam już nic Ci się nie stanie.
Kocham Cię Maleńki, pilnuj nasze stadko tam z góry.
Żegnaj Szejku. [']