ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Dział poświęcony wszystkim zwierzakom, które macie lub chcielibyście mieć. Można tutaj się chwalić i słodzić do woli!

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

Merch , Leia : oczywiście macie rację , ale to była cudza listwa , a cudze to święte .
Szczurcia zaś wszędzie czuje się "u siebie" :)
Yss : czy skarpetka nie pochodziła aby z Grenlandii ? ;)



Po porannej kawie wypitej w miłym towarzystwie TŻ zajął się w łazience pianką montażową,
ja zaś siedzę zamknięta ze Szczurcią w pokoju i robię remanent w szafie .
Jestem tu zamknięta ze względu na sierściuszka , który zdążył był już oczywiście dokonać inspekcji prac remontowych w łazience babci i omal nie utytłał się w piance , spadłej gdzieniegdzie podczas prac na podłogę i jeszcze niezastygłej .
Szczurcia użyteczną chce być i pomaga mi jak tylko może , a już zwłaszcza , jak nie może ;
niepotrzebne lub nieatrakcyjne jej zdaniem rzeczy sprawnie znakuje ostrymi ząbkami .
Nasze zdania nie zawsze są zbieżne i co jakiś czas natrafiam na jej charakterystyczne znaczniki na jakimś ulubionym przeze mnie ciuchu .
Kilka razy ginie mi znienacka i muszę bardzo uważać , by nie przysiąść na stercie odłożonych ubrań , skrywających małą łobuzicę . Czasem tylko szelest foliowej torby zdradza , gdzie Szczurcia upatrzyła sobie tym razem schowanko .
Po skończonych pracach idziemy w odwiedziny do naszej ulubionej znajomej ; chętnie pochwalilibyśmy się naszym cudownym ogonkiem , ale są tam ( a jakże ) dwa psy i wolimy oszczędzić szczuruni niepotrzebnego stresu .
Przykro nam zostawiać niunię samą , dlatego zamykamy łazienkę i pozostawiamy otwarty stołowy , przedpokój oraz kuchnię z wyłączoną lodówką .
W głowie kiełkuje mi podejrzenie , że coś z nami jest chyba nie tak , gdyż zostawiamy jej też włączony telewizor .
Nie będę tu zdradzała , które z nas wychyla się z tą propozycją .

Wróciwszy , długo szukamy Szczurci , nawołujemy i nawołujemy , ale bezskutecznie – obrażony ogonek powędrował za meble w kuchni i milczy oskarżycielsko .
Błagamy zatem i zaklinamy przestrzeń za kuchennymi szafkami , ale czeluść milczy, zacięta w swojej urazie .
Sięgamy zatem po ostateczną , nie za często stosowaną deskę ratunku : wyłączamy telewizor
i bardzo głośno , z premedytacją sadystów , rozwijamy z papierków czekoladowe trufle .
Zgodnie z naszymi przewidywaniami , Szczurcia dochodzi do wniosku , że zawsze wszak może obrazić się trochę później , i wychodzi z ukrycia z miną godną , niemal wyniosłą .
Nie daje się jednak za żadną cenę przytulić ani wypieścić .
Trudno , zdrada jednych przyjaciół wobec drugich mimo wszystko pozostaje zdradą .
Popołudnie i część wieczoru ogonek spędza w maszynie do szycia i dopiero głód ją stamtąd wygania ; okazuje nam w końcu wielkoduszność i wspólnie z nami zasiada do kolacji ,
z sobie tylko właściwym wdziękiem dopraszając się o najlepsze kąski i ( oczywiście ) dostając je bez większych z naszej strony ceregieli .
A kiedy zlizuje kropelki winka z palców - sam czar ; mruży przy tym czarne oczka niczym kotek delektujący się walerianą .
My też się raczej nie ociągamy i tak , miły wieczór przechodzi w milszą jeszcze noc , po czym zgodnie udajemy się wszyscy na spoczynek .
Szczurcia swoim zwyczajem pilnuje nas z wysokości poduszki .

Po pobudce nazajutrz nie ma niestety czasu na kokoszenie się w pościeli , choć zazwyczaj nikt się przed tym nie wzbrania ; musimy jak najwcześniej wrócić do domu , gdzie na nas czekają .
TŻ zanosi bagaże do samochodu , włącznie z klatką , a ja tym razem wsiadam doń ze Szczurunią skrywającą się pod połą sweterka .
W czasie jazdy mała jest grzeczna , choć nie zaprzestaje wcale prób przedostania się do kierującego pojazdem ; powstrzymywana , znika na chwilkę w otwartej klatce , a następnie pojawia się znienacka i próbuje kolejny raz .
Zanim dojeżdżamy do miasta , z całą pewnością nie pamięta już , że się na nas gniewa .
Dlatego jesteśmy zdziwieni i rozczarowani , kiedy jednak nie przychodzi do nas w nocy do łóżka .
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

Bardziej jesteśmy niewyspani , niż gdy Szczurcia nawiedzała nas nocą raz po raz , tak jak to ma we zwyczaju ; chyba każde z nas podświadomie budziło się oczekując dotyku śmiesznych łaskoczących wąsików przy policzku .
Ogonek wychodzi z którejś kryjówki na odgłosy krzątaniny , jesteśmy jednakże zabiegani , więc
w pośpiechu tylko cmokamy miły łepek czy boczuś , smyramy po główce palcem i dalej miotamy się między pokojem , łazienką i kuchnią . Oganiamy się od małej , popijając pośpiesznie kawę przy stoliku - dostaje do zlizania nieco na łyżeczce ; wchodzi mi na ramię i pozwala poocierać się pieszczotliwie niczym Eskimosek , ale na więcej nie ma czasu , już muszę wychodzić; tymczasem Szczurcia wskakuje na oparcie fotela tuż przy drzwiach i drepce w miejscu łapkami , i wyczekująco wodzi za mną oczami , gdy biegam to do łazienki , to znów z powrotem . Dostała już jedzenie i picie oraz coś na deser , ale wyraźnie chodzi jej o osobisty kontakt z nami , i robi mi się smutno .
Lecę do pracy , mając ją w oczach i w sercu , stojącą słupka na szczycie fotela i odprowadzającą mnie wzrokiem , Kiedy odchodząc zamykam drzwi .

Zaraz po pracy wpadam do domu , myję tylko ręce i już jestem w pokoju .
Ona usłyszała widać odgłosy z przedpokoju i z łazienki , bo wita mnie ze szczytu fotela , który pozwala jej być najbliżej tego z nas , kto właśnie wchodzi .
Tuli się całym ciałkiem , a kiedy ją głaszczę i obsypuję zwyczajowo pocałunkami , za którymi tak bardzo przepada , wyczuwam z boku pod brodą dużą , paskudną , widoczną gołym okiem narośl .
anik1
Posty: 268
Rejestracja: sob paź 04, 2008 7:47 pm
Lokalizacja: kraków

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: anik1 »

o jejku:(
pisz dalej!
Awatar użytkownika
Nue
Posty: 1641
Rejestracja: wt wrz 30, 2008 9:35 am
Lokalizacja: Siemianowice Śl.

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: Nue »

Ale wszystko się dobrze skończyło, PRAWDA...?
[*] Mała Kawowa Apokalipsa... ciąg dalszy nastąpi. [/color][/size]

Gdyby szczury nie istniały, należałoby je wymyślić.
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

Zmartwienie...

Pani doktor , do której jedziemy zaraz potem jak TŻ wraca z pracy , jest miła i widać , że stara się nas nie zmartwić , przyznaje jednak ze smutkiem , że sprawa jest poważna ; narośl wygląda na ropień , może to też być tłuszczak … albo nowotwór .
Ordynuje podawanie ogonkowi antybiotyku przez dziesięć dni, od razu sprawnie wstrzykuje pierwszy , przemawiając do malutkiej delikatnie i wyraźnie widać budzącą się w niej sympatię do Szczurci , która odzywa się w odpowiedzi na uspokajające słowa wypowiadane doń przez lekarkę . Mimo wszystko niunia jest przestraszona , piszczy w momencie ukłucia i siusia pod siebie . Ale w chwilę później z ramienia TŻ patrzy już wyraźnie spokojniejsza i po swojemu odpowiada , zagadywana przez kobietę .
Umawiamy się na jutro i ogonek wraca z nami do domu , wystawiając na razie tylko mordkę spod swetra , w który się zakopała , następnie decydując się jednak wyjść i wgramolić na moje ramię ;
stamtąd popatruje dookoła to za okno, to na nas , którzy odzywamy się do niej raz po raz, starając się , by nasze głosy brzmiały wesoło .
Przed wyjściem z auta chronię Szczurcię pod swetrem , ale na klatce schodowej niunia od razu wyłazi na wierzch i łowi w maleńkie nozdrza zapachy widać kojarzące jej się z czymś bezpiecznym , gdyż omal nie zeskakuje sama na przy drzwiach – postawiona na podłogę zaraz po wejściu , biegnie na nienaturalnie wyprostowanych , sztywnych nóżkach . Kładę ją na wersalkę , sięgam po gorzką czekoladę i daję jej kawalątko na zniwelowanie stresu przeżytego w związku z wizytą w lecznicy .

Szczurcia nie ucieka od nas , tak jak się pesymistycznie obawialiśmy ; podbiera z talerza , co się tylko uda , swojemu panu , który dopiero teraz zasiada do obiadu , dokonuje niepostrzeżenie rewizji jego kieszeni i zabiera co nieco w ramach należnej jej przecie rekompensaty . Pozwala się czochrać i pastwić nad sobą niemożebnie długo , a potem wyrusza na przedwieczorny obchód swoich włości
i wydaje się być zdziwioną , iż nikt nie powstrzymuje ją przed psotami , które jak dotąd starano się jej ( bezskutecznie ) wyperswadować .
Ja ponawiam wertowanie internetowych stron, na których gościłam parę dni temu; niektóre porzucam , bo nie wydają się być użyteczne , na innych zatrzymuję się dłużej . Dzięki nim trafiliśmy do tej lecznicy , ale tak naprawdę to czekamy na innego , wysoko stojącego w rankingu ocen forumowiczów , weterynarza ; niestety będzie w mieście dopiero za kilka dni.
Sortuję działy poświęcone chorobom szczurków i coraz większe ogarnia mnie przerażenie , gdy dociera do mnie bezmiar cierpień , które się stają ich udziałem w jakże krótkim życiu …
Szukam informacji o podobnych objawach i zapadam się w głębię tematu ; otrzymuję dwa optymistyczne maile od osób , których pociechy wyszły z analogicznych problemów chorobowych obronną ręką i chcę się uczepić tych pokrzepiających informacji , ale zbyt wiele widzę opisanych historii bez tak potrzebnego happy endu . Czuję , jak ogarnia mnie bezsilna wściekłość , obraca się ona przeciw córce , która tak niefrasobliwie po prostu poszła i kupiła w sklepie szczurka , wiedząc o tych stworzonkach niewiele albo nie wiedząc zapewne niczego tak naprawdę istotnego . Dla mnie , która bardzo odcierpiałam odejście naszego ukochanego pierwszego króliczka, strasznym było już wiedzieć, że szczurki żyją zbyt krótko , bym chciała przez to przechodzić ponownie , a tu doczytuję się okropnych rzeczy o poważnych chorobach i gdzieś w głębi moich trzewi rodzi się kłujący strach o Szczurcię …

Nikt nie jest też w stanie wyperswadować naszej córce zabrania małej na trochę do siebie ; ogonek biega szczęśliwy - po swojej młodej pani , po łóżku , robi cudowne zawijasy i podskoki , po czym wpada ponownie na kolana młodej, na jej ramiona , szczęśliwy pcha się do oczu , uszu , ust ; zawija się popielatoniebieskim ciałkiem wokół szyi dziewczyny i wtedy brunatnoróżowy ogon przy jej wargach wygląda jak mikrofon prezenterki w studio ; jest to przezabawne .
Młoda w kilka minut później jest cała w okropnych plamach i to nie wygląda już bardzo zabawnie , ale zmywa z siebie w łazience ten dotyk wszystkich słodkich łapeczek , lgnącego doń pyszczka oraz mięciuchnego futerka , i wszystko jest już dobrze .
Do czasu , gdy idziemy spać , bo przytłoczeni zmartwieniem zapominamy wszyscy , że należałoby też zmienić pościel córki ; to niedopatrzenie skutkuje opuchlizną twarzy , szyi oraz potwornymi atakami kaszlu w nocy , gdy młoda zasypia .

Nazajutrz mamy niejakie kłopoty ze znalezieniem Szczurci , kiedy przychodzi czas na kolejną wizytę
w lecznicy, choć jeszcze dosłownie przed momentem tu była; zupełnie jakby moment , w którym spoglądam na zegarek i konstatuję , że pora się zbierać , uruchamia w małym łebku sygnał alarmowy nakazujący natychmiastowy odwrót .
Tym razem przyjmuje nas pan , mąż lekarki i również weterynarz ; wydaje się tak jak ona miły
i kompetentny ; iniekcja w jego wykonaniu jest przeprowadzona zgrabnie i zanim szczurek zdąży się zorientować , już jest po wszystkim , ale później malutka jest pełna niepokoju i panikując chroni się u TŻ pod koszulę , tam też nie czuje się widać bezpiecznie , gdyż przebiega po nim szybko to tu , to jeszcze gdzie indziej , przypłaszczona brzuszkiem do ludzkiej skóry , jakby nie chciała ani na moment stracić kontaktu z ciepłem jego ciała .
Lęk przechodzi jej dopiero w samochodzie , a na klatce schodowej wyraźnie widać , że Szczurcia nie może doczekać się chwili , w której znajdzie się w naszym pokoju .
Kiedy przynoszę jej na spodeczku nieco waniliowego serka , do którego dodaję uprzednio dawkę rozpuszczonego w przegotowanej wodzie Lakcidu , je słodko i mlaszcze , i obrazek wygląda tak podobnie do tego , co było wcześniej , że omal nie daję się uwieść urokowi tej chwili .
Ale później chcę zagarnąć malutką na codzienną porcję pieszczot i ona poddaje się pocałunkowi, pozwala się przytulić opierając przez chwilkę swój pyszczek na moich palcach , następnie jednak odbiega do tyłu , zawraca na moment , cofa się przed dłonią wyciągniętą do dalszych pieszczot , unosi nieco wyżej swój łepek i patrzy mi w oczy wyczekująco , jakby pytała : I co teraz dalej będzie ?
czarna mania
Posty: 48
Rejestracja: śr mar 04, 2009 8:28 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: czarna mania »

Właśnie, co dalej? Bo ja już mam łzy w oczach :(
Awatar użytkownika
yss
Posty: 6442
Rejestracja: pt sty 05, 2007 8:12 pm
Lokalizacja: szczecin

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: yss »

dlaczego guz nie był operowany?......
w tak wielu przypadkach guz okazuje się być łagodny i po wycięciu wszystko jest dobrze......
ten się nie myli, kto nic nie robi
Awatar użytkownika
maua_czarna
Posty: 1289
Rejestracja: pt lip 16, 2004 3:27 pm
Lokalizacja: Bielsko-Biała/Kobiór

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: maua_czarna »

Nic nie pisalam, myslac sobie, ze dotrzymam do momentu, kiedy pojawi sie szczurza towarzyszka...
ale nie wytrzymalam ::)
Historie sa bardzo porywajace i chce zostawic tu slad, zebys wiedziala, ze ja takze czekam na ciag dalszy, szczegolnie w takim momencie!
Obrazek Chrupka i Banieczka :)
Obrazek: Myszka,Bohun, Glorka, Ciri, Loluś, Bryndza, Blixa, Żorżeta, Groszek, Zagłoba, Soldat, Brusi, Anarchia, Rebelia,Rusalka, Ebola, Kofola, Obalka, Dżuma, Sepsa
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

Yss , ja też o to zapytałam ...

Niesforna pacjentka

Po trzecim zastrzyku decydujemy , że następne będziemy robić sami i u nas w domu , za bardzo nam jest żal stresować Szczurcię wożeniem jej do lecznicy ; robiliśmy już iniekcje naszemu króliczkowi , aby nie przerywać podawania leku w weekend .
Niepokoi nas też nowe odkrycie ; bieda nigdy nie przychodzi sama i oto dostrzegamy strupki na grzbiecie malutkiej , zauważamy je rankiem już po drugim zastrzyku . Lekarka uspokaja nas stwierdzeniem , że to po zastrzykach normalne i później ładnie się zagoi ; wprawdzie doczytałam się już na ten temat śledząc fora poświęcone szczurkom, ale wolałabym usłyszeć , że lekarka to potwierdzi .
Chcę z nią przedyskutować coś jeszcze – w domu wertuję na okrągło różne szczurze strony,
szukając optymalnych rozwiązań – dopytuję się więc o możliwość wykonania operacji , powołując się na inne , mające pomyślny przebieg przypadki ropni , tłuszczaków i guzów u szczurków .
Lekarka smutnieje i oświadcza , że – tak , ale nie w tym miejscu : duża sieć naczyń , ogromne ryzyko . My też takie operacje przeprowadzamy , ale – przyznaje rozkładając ręce na znak rezygnacji – nie w t a k i m miejscu ….
Głosem podszytym strachem pytam , jak jej zdaniem choroba potoczy się dalej .
Może nie będzie źle , odpowiada pocieszająco – szczurek jest młodziutki i w świetnej kondycji , więc są duże szanse , że jeszcze uda mu się trochę pożyć bez ryzykownej dla życia operacji .
Daje nam pozostałe zastrzyki wraz ze strzykawkami i prosi o przywiezienie Szczurci za jakieś trzy dni , potem jeszcze raz ogląda małą , przeczesuje jej futerko, dokładnie ogląda uszy i stwierdza , że poza tymi strupkami skórka jest idealnie czysta .
W domu po raz kolejny wybieram numer weterynarza , na którego powrót czekamy , ale ponownie automatyczna sekretarka miłym , młodo brzmiącym głosem doktora informuje mnie , że lekarz będzie w lecznicy dopiero za cztery dni .

Szczurcia drapie się niemiłosiernie i próbuje dosięgnąć strupków zębami , na szczęście bezskutecznie ; na te strupki niby dostała w zastrzyku dodatkowo coś jeszcze , ale z powodu jej uporczywego drapania obawiam się powstania ranek , więc Tormentiolem próbuję pomóc małej – wiem z doświadczenia , że można nim smarować nawet maleńkie dzieci bez obawy , że im to zaszkodzi , a udaje się w dużym stopniu zmniejszyć dokuczliwy świąd .
Problem w tym , że ogonkowi zapach maści a b s o l u t n i e nie odpowiada – mała wyczynia istne cuda , by wywinąć się moim dłoniom ; wyślizguje się spomiędzy palców i łapkami stanowczo odpycha wacik z Tormentiolem . W efekcie jesteśmy nim pomazane obie i niekoniecznie w tych miejscach , które by tego wymagały , Szczurcia zaś wije się rozpaczliwie i czochrze o łóżko pleckami , wygina się niczym ktoś z gumy , aby sięgnąć łapkami i języczkiem w miejsce , którego dotknęła upiornie woniejąca maź . Dla nas zapach ów jest całkiem miły , ale cóż …. O upodobaniach się nie dyskutuje .
W każdym razie , zawzięłyśmy się obie , żadna też nie gra bynajmniej fair : ja – bo wykorzystuję jej oddanie dla mnie i dla przysmaków , aby ją przywabić i ukrzywdzić maścią , ona – bo bez cienia skrupułów pozbywa się jej natychmiast i nie przebierając w środkach : pościel, ubrania i koce wyglądają , jak pomazane kawowym likierem po niezgorszej imprezie.

Podawanie zastrzyków idzie nam całkiem udatnie : w momencie ukłucia Szczurcia jest właśnie tulona
i obsypywana pieszczotami i nawet nie wzdryga się nerwowo, więc jesteśmy uradowani oszczędzeniem jej dodatkowego stresu .
Ogonkowi dopisuje apetyt , co według opinii wetki jest dobrym znakiem i dowodem na to , że ognisko zapalne nie posuwa się w głąb , na przykład do szczęki , co z czasem utrudniłoby jej żucie pokarmu .
Szczurcia zjada całkiem sporo , najpierw od razu przy miseczce , dodatkowo nosi porcje do schowanka w wersalce lub do „kanału” za meblem , ponadto nakłania nas do podzielenia się posiłkiem z przyjacielem , tak więc podsuwamy jej coraz to inne kąski .
„Dwa razy daje , kto prędko daje” , przekonuje nas parafraza Syrusa , ale Szczurcia dąży do sparafrazowania i tego, utwierdzając samą siebie w przeświadczeniu, iż „dwa razy b i e r z e,
kto prędko bierze !” , nosi bowiem każdą kolejną „wziątkę” do swej spiżarni w tempie czystej
migawki .
Jeżeli chodzi o Lakcid , przemycamy zawiesinę w ulubionym smakołyku , którego ogonek nie otrzymuje wcześniej przez dzień lub dwa . Szczurcia , podobnie jak córcia , uwielbia kaszkę manną , równie chętnie pałaszuje jogurcik , a ponieważ jedynym skutecznym sposobem pozbycia się pokusy jest uleganie jej , więc gdy jakiś czas przedtem perfidnie odstawiamy jedzonko , a następnie podajemy przysmak wzbogacony zawiesiną – możemy być prawie pewni , że go , wraz z szykanami , pochłonie .
No cóż – czapką , papką i solą nie tylko ludzie , ale i szczurki się niewolą …!
Awatar użytkownika
Leia
Posty: 995
Rejestracja: sob sty 10, 2009 12:00 pm
Lokalizacja: Rogalin

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: Leia »

Sawa zaklinam, napisz, co dalej ze Szczurcią, bo "nerwa" mam teraz takiego, że nie wiem, co ze sobą zrobić!
Awatar użytkownika
yss
Posty: 6442
Rejestracja: pt sty 05, 2007 8:12 pm
Lokalizacja: szczecin

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: yss »

moja gytha ma taki nieoperowalny guz :(
aktualnie jest w stadium, w którym sięgo w pobliże pyszczka już tylko jedną łapeczką.............

ale czegoś nie rozumiem :] moje szczury wszystkie lubią lakcid i piją bez dodatków. dlaczego twoja mała szczurunia wymaga do tego aż kaszki? :) czyżby nie lubiła z zasady wszystkiego, co zatrąca przymusem? :)
ten się nie myli, kto nic nie robi
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

yss : przykro mi z powodu Gythy :(
Jeśli chodzi o Lakcid- miało być słodkie i b e z p r o b l e m ó w wypijane z wodą; próbowaliśmy >:(
Leia , kochana - towarzyszę wam systematycznie i cierpliwie wyczekuję "wieści z frontu" .
U nas też mijające dni przynoszą kolejne zmiany ; bądźcie z nami :)

Szczurcia biega po całym pokoju jak oszalała , robi zwody i uniki , wyraźnie oczekując po nas włączenia się do zabawy , i właściwie nie widać teraz tego , że jest chora ; przynajmniej ona zachowuje się tak , jak gdyby tego nie odczuwała .
My odczuwamy to bardzo i ta świadomość okropnie nam ciąży , ale posłuszni jej wezwaniu , przyłączamy się do figli , ona zaś podbiega do Ręki , zaczepnie skacze nań łapkami ,
a „zagrabiona” przez nią , podryguje wstrząsając śmiesznie główką i bawiąc nas nieodmiennie tak samo , a jednak już inaczej …

Nasiliła aktualnie swoje bezczelne kradzieże , choć przyznać jej trzeba , iż najpierw się o kuszącą rzecz doprasza , później zupełnie jawnie usiłuje ją przejąć „na Kmicica” , a dopiero w ostatniej kolejności wprowadza w czyn zasady moralne żywcem z pustyni i puszczy – jeśliby ktoś Kalemu zabrać krowy , to jest to zły uczynek ; dobry , to jak Kali zabrać komuś krowy !
Niektórych łupów nie udaje się odnaleźć ani w kanałach , ani w skrzyni na pościel ; pewnie odkryjemy je , gdy wypatroszymy kiedyś wersalkę po kupnie nowej .
W swych grabieżczych zapędach Szczurcia nie oszczędza nawet Gryzka i biedny króliczek każdorazowo wybałusza kulki oczu , patrząc w bezbrzeżnym zdumieniu , jak mały sierściuszek wyprowadza mu najlepsze frykasy z miski ; oczywiście , nigdy nie dziękuje .
W związku z tym zaobserwowaliśmy u niego widoczną poprawę apetytu – już się nie ociąga z posiłkami , co ma zjeść , wciąga od razu – przynajmniej tyle ile może i to , co najlepsze .

O zastrzyku należy pomyśleć wcześniej i zawczasu przywabić ogonka , zanim się Szczurcia nagle i bez ostrzeżenia zdematerializuje ; wtedy przeszukać trzeba wszelkie możliwe kryjówki , a w ostateczności wyciągnąć bidulkę z pojemnika na pościel , czego staramy się unikać – niechże ma ten swój azyl .
Przed szóstym zastrzykiem zgapiamy się , a wiedziony nieziemskim instynktem szczurek chowa się do wnętrza materaca w kanapie chwilkę przed tym , jak po wspólnych igraszkach przychodzi niestety moment na kłucie . Zrozpaczeni , bezradnie klękamy przy łóżku nie wierząc , aby był choć cień szansy na to , że Szczurcia przed świtem wyjdzie , no i , choć bez przekonania , to jednak zaczynamy popukiwać do niej od spodu wersalki i nawołujemy , i pięknie prosimy nasze słoneczko , by zechciało wyjść .
I – nie do wiary – kochane maleństwo przychodzi na wezwanie do nas – swoich oprawców , my zaś cieszymy się , a jednocześnie ściskają się nam nasze serca , że musimy ją teraz pochwycić i sprawić ból kolejnym zastrzykiem ….
I tak jest nam jej żal , że każde z nas wolałoby samo dostawać ten antybiotyk zamiast niej , cały komplet zastrzyków ; i tego dnia Szczurcia jest kłuta dopiero jakąś godzinę później , bo nie mamy serca męczyć słonka natychmiast po tym , jak do nas wyszło …
Za to po zastrzyku od razu idziemy za ciosem i smarujemy małe ranki na grzbiecie Szczurci znienawidzonym przez nią Tormentiolem . Niunia wyrywa się wytrwale i nawet popiskuje biedactwo niczym mała myszka , ale jesteśmy nieubłagani ; po chwili poprawiamy maścią wylizane miejsca
i wówczas doprowadzone do ostateczności i straszliwie rozgoryczone stworzonko ucieka ostatecznie
i przez długi czas trzyma się od nas z daleka .
Cóż , niektórym gorszy zły sąsiad niźli rany …

Natomiast z podaniem Lakcidu nie mamy problemów ; kiedy przysmak z załącznikiem już gotowy , po prostu przywołujemy Szczurcię umówionym hasłem , jakie wcześniej pojawiało się każdorazowo przy częstowaniu smakołyku .
Mądremu starczy słowo .
Na hasło : Chodź , dostaniesz coś dobrego ! – ogonek zjawia się prawie natychmiast i skrupulatnie ,
z apetytem zażywa lekarstwo .

Ranek na Szczurci przybywa i nie jestem już wcale przekonana , że to tylko od zastrzyków z antybiotyku , lektura sugeruje mi , że to może być świerzb – ale skąd u niej świerzb , od nas z domu , który nie widział nigdy przedtem szczurka ?! I ile musiałby się ten świerzb wylęgać ?
Pani weterynarz ogląda ją znów na wizycie bardzo dokładnie i dokłada do antybiotyku drugi zastrzyk , który ma pomóc .
I potwierdza to , co wydaje nam się prawdziwe od wczoraj , ale nie jesteśmy pewni , czy aby nie mami nas podświadome oczekiwanie na dobre wieści .
Narośl zmniejszyła się , widać to gołym okiem , czuję to także pod palcami , kiedy ostrożnie obmacuję to miejsce wieczorem – celowo nie dotykamy tego wcześniej , żeby mieć możliwość dokonania wiarygodnego porównania .
Szczurcia strasznie rozpacza tuż przed zastrzykiem ; już wie , że miła oglądająca ją kobieta za chwilę sprawi jej po raz kolejny ból , i usiłuje zrobić wszystko , aby do tego nie dopuścić .
To zaś wywiera na nas przygnębiające wrażenie i ma niestety niekorzystny wpływ na poziom potrzebnej nam kompetencji już nazajutrz .
Przy kolejnym zastrzyku nie jesteśmy dostatecznie stanowcze i nasze zawahanie nie jest dla Szczurci niczym dobrym ; ogonek wzdryga się , a ręka ujmująca igłę wycofuje się w odpowiedzi na to wzdrygnięcie . Tracimy zatem bezpowrotnie szansę wykonania zastrzyku
z zaskoczenia i trzeba zacząć jeszcze raz , ale już bez niepotrzebnego wahania …
Ale za to , już jutro będzie konsultacja u bardzo dobrego weterynarza .
Jego urlop dobiega właśnie końca i oczekiwany przez nas doktor wraca z urlopu .
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

Tej wizyty wyczekujemy i obawiamy się jej zarazem , przeraża nas nasz własny strach i choć staramy się nie myśleć negatywnie , jest z tym trochę tak , jak z lotem na dywanie : uda się na pewno , tylko nie wolno myśleć o krowim ogonie !
Aby o krowim ogonie nie myśleć , zabieram(y) się za porządki .
Strefą , która pozwala zaangażować w najwyższym stopniu ciało i umysł , jest królestwo niuni – wnętrze wersalki .Sprzątam tam systematycznie , jest to koniecznością nieuniknioną , a zaniechanie w/w choćby przez dni trzy grozi nieuchronnej przemianie owego miejsca w stajnię Augiasza .
Szczurcia załatwia wprawdzie swoje potrzeby w kocim ( i króliczym ) piasku , aliści zdarza jej się często pokropić chusteczki na rubieży – ale tylko te ; inne , które powciąga do legowiska tutaj czy gdzie indziej , pozostawia nietknięte . Osobisty zapach czystego szczurka jest nam miły i wolimy uniknąć dodatkowych naleciałości , dlatego trzeba tutaj często wkraczać .
Ogonek ma też w wersalce jedną ze spiżarni ; czego nie da rady zjeśc od razu ( a czasem wcale ) – taszczy do wnętrza i układa wokół posłania , tam też trafiają łupy z grabieżczych najazdów na sąsiedzkie włości i mniej lub bardziej dobrowolne darowizny od państwa; śpi później mając oko na to wszystko - najwyraźniej lubi otaczać się skarbami jak smoki .
Ale skarb skarbowi nierówny jest i niektóre odchodzą w niebyt ,
a odchodzeniu owemu towarzyszy charakterystyczny dla procesów gnilnych czy też fermentacyjnych , fetorek – ów zaś potrafi zaiste prędko zmobilizować do podjęcia akcji .
Na umycie czeka też gruba , podwójnie złożona , solidnych rozmiarów cerata mogąca być chlubą wielkiego ogrodowego stołu – miast pańskiego jedzenia insze substancje znaczą na niej ślady swojego pobytu ; biedaczka znosi te upokorzenia z dumą i godnością osobistą godną swojej marki …
Szczurcia bacznie nadzoruje wszelkie prace sanitarno – higieniczne w swoim królestwie i często wkracza z interwencją obronną , dlatego odbierane skarby muszą pozostać poza zasięgiem jej łapek i ząbków – jedne wyrzuca się od razu , drugie po odświeżeniu mogą trafić z powrotem do skrzyni , ale na razie należy skończyć sprzątanie i mycie . Ale i tak irytujemy się obie przy wymianie chusteczek i podłoga jest po chwili usiana drobniutkimi białymi strzępkami ; „zatkać” jej dzioba nowymi nie mogę , dopóki moja misja nie zostanie zakończona . Na czas mycia ceraty Szczurcię najlepiej wyprowadzić na spacer za drzwi , pamiętając wcześniej o zabezpieczeniu łazienki .
( Nie dalej jak wczoraj wchodzę tam i widzę słodki obrazek : Gryzek na pleckach , łapki rozłożone swobodnie w półśnie , jedno królicze oko przymknięte , drugie jak trzeba ; chwilę trwa to zjawisko i nagle zwierzątko podrywa się jak oparzone na równe nogi – to Szczurcia korzysta z pozostawienia otwartych drzwi , by wpaść do sąsiada i obudzić go skacząc nań znienacka . Gryzek jest potem ciężko wystraszony u mnie na rękach , robi bokami spanikowany i po naszym odejściu długo chroni się na małym chodniczku pod kaloryferem ; za to , jak za karę , Szczurcię prawie zaraz później niepokoi z nagła jakiś dźwięk jej tylko wiadomy, i wieje jak wicher pod moją spódnicę , gdyż kucam właśnie przy wersalce .
Cóż , każdy ma swoją żabę , co przed nim ucieka , i swojego zająca , którego się boi ! )
Gdy skrzynia na pościel jest już czysta i oporządkowana , Szczurcia prędko zanosi tam z powrotem to wszystko , co udaje się ocalić z dzisiejszego pogromu ; na pociechę otrzymuje mnóstwo świeżych chusteczek ,utyka je we flanelowe prześcieradło , które udrapowałam dlań pięknie , tworząc całkiem udatnie, moim zdaniem , urocze gniazdko .
Zanim je jednak powstawia , buszuje jak furia we flaneli , doszczętnie niszcząc stworzone przeze mnie lokum , i układa wszystkie fałdy i fałdki od nowa , pyszczkiem i czterema naraz łapkami – dotąd , aż efekt ją zadowala – mała sierściasta dekoratorka wnętrz …
Czyj kraj wszak , tego i wyznanie .

My nie zawsze potrafimy odpowiednio zadbać o naszą własność i z tej prostej przyczyny niektóre z drobiazgów do nas należących spotyka los grochu posianego przy drodze .
Rzecz dotyczy nie tylko artykułów spożywczych , które – pochwycone przez złodziejskie łapki – zostają uprowadzone do jednej z kryjówek
i skonsumowane ( lub nie ) w dogodniejszym terminie . Niunia podbiera bowiem ze stołu ( półki , podłogi – jeśli coś spadło i nie zostało roztropnie podniesione ) absolutnie wszystko , co tylko zdołają unieść małe sprytne łapeczki , w złodziejskich wysiłkach wspierane całkiem skutecznie przez gorliwy pyszczek .
Przyłapana w akcji , nie zdradza ni śladu „pomieszania” , znamiennego dla uprawiających złodziejski proceder , a jej przejrzyste spojrzenie zdaje się mówić : "Biorę moją własność , gdziekolwiek ją znajduję !”

Tak niby dłużyło mi się oczekiwanie na powrót tego nowego weterynarza ,
a do teraz nie nabyłam transporterka ; jestem sama na siebie wściekła
i jednocześnie zdziwiona ; teraz odchodzę z kwitkiem z trzech kolejnych sklepów , czwarty zlikwidowano i już muszę biec do pracy na parę godzin . Nie zamierzam tracić później czasu na szukanie gdzie indziej – organizuję naprędce jakieś kartonowe pudełko, dziurkuję w nim ścianki i wyścielam flanelką .
Nie planuję też czekać , aż TŻ skończy pracę , bo mógłby dotrzeć zbyt późno .
Po pracy wkładam Szczurcię do kartonika , owijam go wokół grubym złożonym ręcznikiem , troskliwie umieszczam ten prowizoryczny transporterek
w torbie z bawełny i jadę autobusem do lecznicy .
Szczurcia jest , co zrozumiałe , mocno zaniepokojona i przyczaja się nieruchomo w środku , ale w kilka minut od wejścia do pojazdu rezygnuje
z bierności i rozpoczyna natarcie na wieczko pudełka ; dobywające się ze środka chroboty i popiskiwania zwracają uwagę siedzących najbliżej mnie pasażerów , którzy przyglądają się z uwagą mnie i mojemu bagażowi .
Po chwili jesteśmy obiektem żywego zainteresowania już nie tylko tych najbliższych .
Niunia wygryzła sporą dziurkę w krawędzi klapki i jest już o krok od wyswobodzenia , coraz częściej daje się w wydzierganym przez nią otworku zobaczyć śmieszny niebieski pyszczek z antenką ruchliwych wąsów . Wśród (dziwne... ) życzliwego śmiechu współpasażerów nakłaniam ją do wejścia z powrotem werbalnie jak też pomagając sobie dłonią , której palce szybciutko głaszczą uspokajająco małą główkę . Największe usługi oddaje chyba jednak zabrana przezornie z domu szeroka taśma przylepna , która naprawia poczynione szkody .
Jakoż zbliża się nasz przystanek i pora wysiadać ; lecznica jest niedaleko , za to w środku tłum ludzi z pacjentami rozmaitej maści i nawet szczurek na zdjęcie szwów po usunięciu ropnia na szyi , naznaczony śladami jakiejś żółtej substancji . Szczucia szybko zaznajamia się z większością ludzi i zwierząt , czas biegnie dość prędko a w międzyczasie dzwoni TŻ , że jest już w drodze do nas . Rozglądam się po poczekalni , żeby wiedzieć , gdzie wyląduje kartonowe pudełeczko .
Kiedy nadchodzi kolej ogonka , jesteśmy już we trójkę .
Lekarz jest niestarym , budzącym zaufanie i sympatię człowiekiem . Wprawnie obmacuje niunię , wywracając stworzonko na wszystkie strony bez problemów , dokładnie dopytuje się o dotychczasowe leczenie , czas jego trwania i efekty . Zanim do nas w końcu przemawia , obiema dłońmi przeczesuje włosy , długo przytrzymując je na szczycie głowy palcami ,
a nam na ten moment chyba zamierają serca . Kiedy zaczyna :
- Powiem państwu tak … - i robi pauzę dla nabrania powietrza , przychodzi mi do głowy , że koniec , nie ma nadziei , nikt nam nie pomoże , ale lekarz ciągnie dalej , więc głaszczemy oboje Szczurcię siedzącą sobie właśnie na jego ramieniu , i słuchamy napięci jak struna , gdy mówi , że najprawdopodobniej jest to ropień . Antybiotyk i lek przeciwzapalny , jaki dostała , mogą stan zapalny zaleczyć , ale – rozkłada ręce i kręci głową – problemu nie rozwiążą . Leczenie tylko operacyjne , tutaj zaś – sięga dłonią do tyłu głowy i przesuwa nią po włosach – jest fatalne miejsce . Bardzo duża sieć naczyń , duże ryzyko poważnego krwotoku . Szanse nie są duże – 50 % . Ale innego wyjścia naprawdę nie ma , jeśli się nie chce , aby zwierzątko męczyło się kiedyś , nie mogąc normalnie jeść czy w końcu oddychać .
Na nasze pytanie , czy takiej operacji się w razie konieczności podejmie , odpowiada twierdząco .
Na razie zaleca dokończenie antybiotykowej kuracji , daje malutkiej zastrzyk na świerzbowca i przykazuje obserwować zmianę ; jeśli znów zacznie rosnąć , mamy jak najszybciej przyjechać .
merch
Posty: 6868
Rejestracja: czw gru 02, 2004 2:48 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: merch »

sawa ja wszystko rozumiem , ale zaczynam miec dosc tego czasy terazniejszego przeszlego :P
Obrazek
*NiuniuśMysiaMałyniaMyszulAllegroKichanioSzarikSzymaGuciaKropkai7rodzRudiPankracy, BrysiaCzapkaCelaCzesiaZdzisiuCezarCzaruśEdiCzejenFeluśZeniaUbocikGryzajkaMała KapturkaOfelkaJajcusWulfikmaluszkiHieronimHefryśmałyeFekDarEstiNosioOliFaramuszkaDafiDorota
Awatar użytkownika
yss
Posty: 6442
Rejestracja: pt sty 05, 2007 8:12 pm
Lokalizacja: szczecin

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: yss »

ja też :)
sawa pisze: W swych grabieżczych zapędach Szczurcia nie oszczędza nawet Gryzka i biedny króliczek każdorazowo wybałusza kulki oczu , patrząc w bezbrzeżnym zdumieniu , jak mały sierściuszek wyprowadza mu najlepsze frykasy z miski ; oczywiście , nigdy nie dziękuje .
grzeczny króliś. mój świnek morski darł się jak opętany jak skarpeta wyjadała mu jedzenie i kąpała się w jego misce z wodą [lubiła wpaść do świnka umyć sobie głowę ::) krzyczał wtedy rozpaczliwie, ale to było tak śmieszne, że nawet go nie ratowałam.... :P]

nie chcę wypaść niemiło, ale wasza szczurunia jest okropnie rozpieszczona :D m.in. stąd te histerie przy zastrzykach. sam ból od zastrzyku można znieść w milczeniu, będąc szczurem, i nawet się specjalnie nie pogniewać - ale jak się rządzi całym domem, wszystko moje, a tu kłują bezczelnie, trzeba się rozedrzeć :P porządek świata zadrżał w posadach! :)
ten się nie myli, kto nic nie robi
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nasi pupile”