Tydzień temu byliśmy z Mikołajkiem po raz kolejny u weta - dra Puławskiego. Obejrzał siusiora i stwierdził, że nie jest to na pewno żaden stan zapalny ani nic innego. Jest całkowicie zdrowy.. tylko... hmm... yhyhyhyyy...ma za dużego siusiaka

Nie mieści mu się w napletku i jak mały tylko się podnieci i mu "wyjdzie", to go potem nie może schować. Oprócz takich rewelacji, mały jest cały czas podniecony, non stop, bez przerwy. Hormony mu aż buzują.

Ot, cała filozofia, dlaczego Mikołaj ma cały czas nabrzmiałego siusiaka na wierzchu. Dostaliśmy buteleczkę adrenaliny, żeby przykładać mu do "ptaszka" nasączoną nią watkę. I siusiak się chowa

Są dwie możliwe opcje interwencji chirurgicznej: albo operacja stulejki, albo kastracja. Dr powiedział, że z dwojga złego lepsza jest kastracja.
No ale to było tydzień temu. Teraz jest na tyle duża poprawa, że rzadko kiedy widać mu już tego siusiaka. Więc wszystko ma dobry przebieg i trzymamy kciuki za taki ciąg dalszy.
Natomiast martwi mnie inna sprawa: Tadeuszek
Zrobił mu się na szyi, na gardle guzek
Na razie zachowuje się i bawi normalnie. Ale nie wiem co z tego wyniknie dalej....
