W miarę szybko zorientowałem się, że to nie tak ma być i zaczęła się do mnie przekonywać czyli - nie uciekała jak się ją brało, siedziała trochę czasu na rękach, dawała się głaskać, była nawet ze mną grzecznie w szkole. I tak sobie żyliśmy, nauczyła się już trochę podchodzić przy pstryknięciu palcami. Mimo postępów nadal były opory, żeby na większej przestrzeni ją pogłaskać, albo złapać w trakcie zjazdu na podłogę.
Pierwsza jej klatka była mała w sam raz na chomika i w niej było ok.
W osatni weekend zabrałem ją do poznania i tam zakupiłem 3-piętrową klatkę + domek.
W drodze powrotnej miała mały jazz bo nocowaliśmy na korytarzu. Mija 2 dzień od podróży a szczurzyca przeszła metamorfoze - nie da się z domku wyciągnąć, lata po mnie jak szalona, stale uciekać chce na podłogę, a o tym żeby dała się pogłaskać nie ma mowy (chyba, że je lub jest zajęta).
Włazi na mnie kiedy chce zejść np. z biurka bo się znudziła lub jak sie wystraszy to wtedy wchodzi po rękach na barki. Ma dziwne wahania. Nie lubi się bawić i nie gryzie kabli. Wszytskie te proby zdominowania, cierpliwego odkładania ją na miejsce (kiedy np zwiewa), łapania na chama nie działają.
Ja nie wiem już jak mam oswoić tego małego potworka. Nic nie działa, a czasu do nauki coraz mniej. Pomocy!
