ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Dział poświęcony wszystkim zwierzakom, które macie lub chcielibyście mieć. Można tutaj się chwalić i słodzić do woli!

Moderator: Junior Moderator

Regulamin forum
Zanim zadasz pytanie, sprawdź w "Szukaj ..." czy odpowiedź nie została już udzielona!
Wyszukiwarka jest w każdym dziale (zaraz poniżej tego ogłoszenia) , a także u góry po prawej.
Jeśli chcesz wyszukać wyraz 3literowy, pamiętaj o dodaniu * na końcu :)
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

Leia : tak - to ława ; nabyliśmy ją ze względu na owe kafle właśnie oraz na wysokość lepszą nieco niż innych . Niemiłosiernie widać każdziuchną plamkę oraz kurz – rano zmyjesz , po południu sama w to nie wierzysz ….

Ława ma półkę pod spodem , z powodów bliżej nam niewiadomych nielubianą przez Szczurcię ; kiedy okazuje się , iż niunia zogniskowała swoje obuwnicze zapędy na kapciach pana , TŻ zaczyna je odkładać tam właśnie . Fajny obrazek : nocna pora , fotel przezornie odsunięty jak najdalej od okna , ława – ze względu na bliskość stolika RTV i tym samym parapetu - od wersalki , pod ławą na półce grzecznie spoczywają kapcie pana .
Jak się tak przyjrzeć z boku naszemu domowi i nam samym …. Może to wyglądać cokolwiek dziwnie .
Ja na przykład chodzę po domu ubrana w jeden z trzech – czterech „strojów dyżurnych” , a więc dość monotonnie , i nie wynika to bynajmniej z braków w konfekcji .
Kiedy byłam małą dziewczynką , śmieszyła mnie nieco moja babcia , przebierająca się zaraz po przyjściu do domu w ciuchy na „po domu” ; odkąd mamy ciurkę , sama wskakuję w swój domowy uniform od razu po powrocie z pracy , i na tych właśnie kopciuszkowych konfekcjach pozostają ślady rivanolu , jedzenia wcieranego łapkami Szczurci oraz ( niestety ) jej wonne pachnidła . Próbowałam kiedyś ze szlafrokiem , ale po pierwsze było mi gorąco , a po drugie – ogonek wślizgiwał się pod spód
i kropił aż miło . Nie mam pojęcia , jak radzą sobie z tym problemem inni , w każdym razie ja zmieniam po prostu te rzeczy na inne , których też mi nie będzie żal , i tak w kółko .
Ale jest coś i na pociechę – Szczurcia nie potrzebuje manikiurzystki , a my nie jesteśmy podrapani , gdy zjeżdża po naszych rękach czy nogach ; jeśli zdarza się jakaś kropka po głębszym naciśnięciu pazurkiem , to tylko wtedy , gdy coś ją nagle wystraszy i ogonek odbije się gwałtownie do ucieczki – na inne zadrapania pracujemy sami . A widok Szczurci pielęgnującej swoje paznokietki jest zaiste osobliwy : siedzi sobie taki ciurek na niebieskiej dupce, paluszkami jednej łapki przytrzymuje drugą, po czym chwyta pazurek w zęby i ciach !
Po zmianie łapki przedniej przychodzi kolej na kończyny tylnie i wtedy bywa czasem zabawnie , gdy ciurek nie wyważy dostatecznie dobrze siły ciężkości i obala się z wyżej wzmiankowanej niebieskiej na takież plecki ; częstokroć podejrzewa przy tym któreś z nas o niemądry dowcip . Czasami natomiast malutka prezentuje całkiem niezły patent na pozycję optymalną i podczas zabiegów pielęgnacyjnych paznokci opiera się o poduszkę , zabezpieczając się w ten sprytny sposób przed wywrotką .
Kiedy Szczurcia myje się siedząc na ramieniu pana , ten chwali ją głośno , mówiąc coś w stylu : No jaki grzeczny szczurek , jaki czysty , no – piękny !
Ona wtedy przerywa na chwilę po to , by wspiąć się na łapki i polizać go w nos albo – co trochę dziwne – po swetrze , i znów skupia się na skrupulatnie przeprowadzanej ablucji .

Wybieramy się na weekend do przyjaciół , bez ciurki , która zostaje w domu z młodą panią ; w sumie nie będzie nas tylko jedną noc , ale to właśnie ona mnie martwi – córa ze względu na swą piekielną alergię nie będzie mogła wziąć małej do siebie ani spać w naszym pokoju , a Szczurcia ma we zwyczaju (przy)(po)biegać (do)(po) nas na łóżku każdej nocy i szkoda mi jej , że nas nie będzie , poza tym nie wiem , czy okiełzna niunię przy płukaniu .
Ale ci znajomi to fajni ludzie i lubimy się z nimi spotykać , więc jedziemy .
Z córą będziemy w kontakcie telefonicznym lub poprzez Skype’a , a w razie czego to tylko niecałe dwie godziny jazdy .
Jak można się domyślić , kontaktujemy się często , a młoda bez zniecierpliwienia powtarza , że wszystko w domu w porządku , a Szczurcia przepłukana rivanolem rozrabia przy niej , i - co jest miłą informacją , przy drugiej koleżance , nieuczulonej na szczurki i przez Szczurcię bardzo lubianej – razem oglądają filmy ; maraton filmowy potrwa do nocy , więc ogonek ma szansę się zmęczyć , zostanie raz jeszcze potraktowany żółtym paskudztwem i pewnie będzie spał smacznie do samego rana .
Słowo się rzekło , dziewczę rzeczywiście okazuje się spolegliwe i obowiązków pilnuje .
Kiedy wracamy , naczynia wprawdzie w zlewie nieumyte (o rychłym dotarciu nie uprzedzilim ) , ale ogonek wita nas pod drzwiami pokoju radosny , tupiący nóżkami i … widać po nim , że młode się sprawiło jak trzeba .
Ciurka ani patrzy w jej stronę - zapewne pełna świeżej obrazy za żółte doznania - tylko leci do nas ; wspina się po nogach , włazi na głowę i uczepiona koafiury wita się jak umie najpiękniej , wprawiając swój mały języczek w ruch szybkoobrotowy . A łypie przy tym na córkę jak na zarazę .
Cóż , chciały żaby króla , dostały bociana …

Dzień później wracamy we trójkę do domu po miłym spotkaniu rodzinnym ; nie ma nas jakieś pięć i pół godziny – Szczurcia rzadko zostaje sama długo i najwyraźniej tęskni , bo gdy otwieramy drzwi , ona już stoi wyciągnięta na pufie i patrzy na nas wyczekująco ; nawet się nie rozbieram , tylko rzucam w bok torebkę , ujmuję małą w dłonie i przycupnięta na wersalce tulę ogonka , który wydaje się jakiś smutny . Małe ciałko rozpręża się , czuję westchnienie i niunia wyciąga się jak długa pod pieszczotami , ale naraz coś – nie mam pojęcia co bo niczego nie słyszę – płoszy ją tak gwałtownie , że przerażona Szczurcia podrywa się raptownie , niepostrzeżenie szybko przebiega całą długość wersalki
i w mgnieniu oka znika w jej wnętrzu . Zaniepokojeni przyzywamy ogonka nawołując uspakajająco , ale w środku panuje cisza ; nie pomaga markowanie po mycia podłogi w pobliżu miseczek
z jedzeniem, brak jakiejkolwiek reakcji na szelest rozwijanego trufla – malutka nie wychodzi .
Po jakimś zaś czasie , gdy cały dom przycicha i także hałas za oknem robi się mniej napastliwy ,
z głębi łóżka do naszych uszu dobiegają nabrzmiałe skargą dźwięki wydawane przez Szczurcię .
Nie przychodzi do nas tej nocy , a jej skarga jeszcze kilka razy wybrzmiewa w ciszy domu , przycichając jedynie na jakiś czas , gdy nawołujemy ją przestraszeni i smutni .
Hanka&Medyk
Posty: 1916
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:56 pm
Lokalizacja: Warszawa

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: Hanka&Medyk »

sawa pisze:odkąd mamy ciurkę , sama wskakuję w swój domowy uniform od razu po powrocie z pracy
Hihi, skąd ja to znam :) Do zabawy ze szczurkami mam przeznaczone dwa ubrania - powygryzany sweter i, o dziwo nietknięta, koszulo-bluza z kapturem. Dzięki temu zazwyczaj udaje mi się uniknąć zjadania tego, co pod spodem... zazwyczaj, bo lubią czasem wleźć pod ubranie i szurając pazurkami po gołej skórze, robić pańci wywietrzniki w bawełnianych bluzkach.
[*]:Dziunia,Gienia,Gaja+UtahMerch'sField,OmegaEM,Amiga,Destra+DaithiRL,Aguta,Albi,Fufa,Yumi,Belzebub,Wacław,Krówka
Są:Miotła,LuxTorpeda,Teodora,Ciapka,Piszczałka,Rubi,Tesla,Gniotka
Awatar użytkownika
Leia
Posty: 995
Rejestracja: sob sty 10, 2009 12:00 pm
Lokalizacja: Rogalin

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: Leia »

Nas co prawda to wyżeranie odzieży omija przy naszych panach. Ale za to ciągłe znaczenie (zwłaszcza mojej skromnej osoby) doprowadza mnie do szewskiej pasji.
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

Szczurcia - to miłe z jej strony - nie dzierga ząbkami ubrań , lubi natomiast mieć czyste łapki
i namiętnie wyciera je o nas z resztek kaszki , gerbera czy innych specjałów .
Pokropuje za to często , gdy do nas przychodzi , pozostawiając po sobie dwie - trzy kropki podpisu ;)
To chyba jedyne , co tak naprawdę przeszkadza nam przy bliskich z nią kontaktach :) No może poza pakowaniem się z łapkami do ust :o


Szczurci coś dolega .
Albo jest tak wystraszona ? Siedzi pół dnia w wersalce i wychodzi tylko napić się i po jedzenie , ale przy nas zjada niewiele , za to gania w te i z powrotem z dokładkami i ma już obfitość pokarmu
w swoim magazynku . Gdy ją zagadujemy , odpowiada żałośnie i nadal brzmi to dla mnie jak skarga ; obmacowuję ją calutką delikatnie ale bardzo dokładnie , niczego nie wyczuwam – oby to nie był znów ten cholerny odnawiający się ropień czy stan zapalny ślinianki …!
W lecznicy nikt nie odbiera i muszę czekać do poniedziałku; mała będzie mieć ściągane szwy, więc poproszę weta o dokładne zbadanie , wysłuchanie płuc i co tylko – zachowanie niuni bardzo mnie martwi .
Kiedy ją tulimy , nie jest całkiem rozluźniona ; cała jakaś wsłuchana w nie wiadomo co , napięta , byle co ją płoszy i znika w mgnieniu oka .
A siedząc z nami , patrzy przyczajona niewidzącym takim spojrzeniem , które jakby obejmuje wszystko i zarazem nie rejestruje niczego .
Nie wiem, czy dobrze robię , ale parzę słabiutką herbatkę z melisą i pijemy ją obie z miodem ;
daję też ogonkowi kawalątko porządnej czekolady na poprawienie nastroju , a potem Szczurcia wchodzi na ramię TŻ , a on podstawia jej swoją dłoń , na której mała wyciąga się jak długa , i przytula się do niej policzkiem ; trwają tak razem tyle czasu , że dziwię się , że nie cierpnie mu ramię …
Kiedy tylko kładziemy się do łóżka , wołamy ogonka i Szczurcia przybiega ; jest jednak jakaś niespokojna , nie może sobie znaleźć miejsca , przysiada to na mnie , to na TŻ , kładzie się wprawdzie przy mojej nodze dotykając jej na całej długości swojego ciepłego ciałka , ale po krótkiej chwili zrywa się i biegnie pod kołdrą przed siebie ; wraca by wejść panu na głowę i znieruchomieć wsłuchana i wpatrzona w mrok nocy . Długo pozostaje w takiej pozycji , potem wślizguje się raz jeszcze pod kołdrę , lecz szybko opuszcza wersalkę , przytrzymując się swoim zwyczajem pazurkami tylnych łapek podczas zjeżdżania na podłogę głową w dół .
Wpada tak parę razy w ciągu tej nocy i nie śpimy, niespokojni jak i ona . Ale nas nic nie boli , a do do Szczurci , to nie mamy takiej pewności …

Drugi dzień podaję jej Echinacea ; zajada z chlebkiem i tylko patrzy dokładki – mogłaby te kropelki pijać od zmierzchu do świtu , nałóg malutki ; a ja tak bardzo bym chciała , żeby nie imało się jej już żadne świństwo !
Idę do niej z nasączonym ostro pachnącą kropelką miękiszem chleba , upewniam się , że śpi wtulona
w swoje szmatki i chusteczki w skrzyni na pościel ; ostrożnie podnoszę wersalkę i podaję przysmak – mała rusza noskiem zupełnie jak jeż , nawet nie otwiera oczu , tylko ujmuje delikatnie chlebek , zjada z przymkniętymi powiekami , a ja kładę jedną dłoń delikatnie na jej plecki , żeby wiedzieć , że nadal tam leży , a jednocześnie ostrożnie przywracam wersalkę do poprzedniej pozycji , wyjmując dłoń
w ostatniej chwili , po sprawdzeniu , że niunia ciągle leży w tym samym miejscu .
Ale gdy już się podnoszę i odstawiam krople do szuflady , gdzie poczekają do jutra , a następnie siadam na łóżku , coś po chwili trąca mnie w plecki – to Szczurcia , wychynęła właśnie zza poduszki
i już jest przy mnie , węsząc noskiem w poszukiwaniu smakowitych kropelek .

Następnego dnia nie możemy odnaleźć Szczurci – nie ma jej w wersalce , kanały świecą pustkami , pusto też jest na fotelu pod kocykiem , gdzie malutka lubi się czasem zadekować ;
dla pewności macam za Panasonikiem , gdyby jakoś udało jej się tam znowu dostać – pusto .
O pościeleniu łóżka i mowy nie ma , dopóki ogonek się nie znajdzie .
Zamykamy drzwi wszystkich pomieszczeń i przeszukujemy łazienkę , w której podenerwowany Gryzek kręci się na wszystkie strony podobnie jak my , potem każde przepatruje kolejne miejsca , gdzie mogłaby być Szczurcia . Bez efektu .
W końcu TŻ marszczy czoło i pyta : - A w naszym domku sprawdzałaś ?
W naszym , czyli w tym przez nas dla niej zrobionym – w piętrowej rezydencji z sypialnią na górze ; mała wzgardziła nią zaraz po obdarowaniu , z lekka tylko obejrzawszy cudo , później czasami tam wchodziła , ale od dawna jej w naszym domku nie widziałam .
Z pełną powątpiewania miną kucam jednak przy naszym domku i przez okienko wkładam końce palców prawej dłoni , by …. natrafić na cieplutkie , zwinięte w kłębuszek ciałko , które w tym momencie wzdryga się przestraszone . Wycofuję rękę i mówię coś uspokajająco ; nie chcę niepokoić niuni .
Szczurcia wychodzi niedługo później i spędza z nami prawie cały dzień , dając się tulić bez ograniczenia , wręcz szuka naszego towarzystwa i sama domaga się pieszczot ; zjada
z apetytem wszystko co dostaje i zaopatruje się w zapasy na potem . Nie ucieka do wersalki nawet wtedy , gdy robi się śpiąca, tylko po prostu kładzie się przy nas na kanapie pod kocem , którym otulamy ją dosyć szczelnie , by było jej ciepło i przytulnie .
Nadal jednak od czasu do czasu skarży się na coś , co jej wyraźnie doskwiera .

Po zdjęciu szwów wet jest zadowolony z oględzin i z ogólnego stanu Szczurci , nie dopatruje się znamion choroby u ogonka , który biega tymczasem po nim , po kozetce i znów po nim , włazi do transporterka i wychodzi z niego na przemian – lekarz twierdzi , że szczurek chory inaczej by się zachowywał i nie byłby w tak dobrej kondycji . Ale – ponieważ i tak miał zamiar , ze względu na rozmiar zmiany i to , iż sięgała ona w głąb ucha , zaordynować antybiotyk , więc zostajemy poinformowani o jego szerokim spektrum działania . Lek będzie podawany przez 5 dni , ale jego działanie jest przedłużone i powinno poradzić sobie ze stanem zapalnym . Szczurcia ma czyste płuca , a serducho pracuje jak należy .
Jego asystentka wyraża życzenie , by antybiotyk pomógł ; przyznaje się , że Szczurcia jest jedną z ich najulubieńszych pacjentek . Nieco podbudowani wracamy do domu .
merch
Posty: 6868
Rejestracja: czw gru 02, 2004 2:48 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: merch »

Z pełną powątpiewania miną kucam jednak przy naszym domku i przez okienko wkładam końce palców prawej dłoni , by …. natrafić na cieplutkie , zwinięte w kłębuszek ciałko , które w tym momencie wzdryga się przestraszone . Wycofuję rękę i mówię coś uspokajająco ; nie chcę niepokoić niuni .

Za azdym razem wymyslasz cos takiego ze serce podchodzi mi pod gardlo, ja akurat stracilam szczurke wolno zyjaca w domu, ktora, niezbyt rozumnie wybrala wolnosc... i to wspomnienie nie jest mile i wciaz zywe chociaz bylo to juz 5 lat temu...zanim nauczylam sie jakie nieprawdopodobne rzeczy sa w stanie zrobic szczurki...
Awatar użytkownika
Nue
Posty: 1641
Rejestracja: wt wrz 30, 2008 9:35 am
Lokalizacja: Siemianowice Śl.

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: Nue »

Wzruszający jest ten zwierzak i Wasz kontakt z nim :)
Bardzo lubię Wasz wątek.
[*] Mała Kawowa Apokalipsa... ciąg dalszy nastąpi. [/color][/size]

Gdyby szczury nie istniały, należałoby je wymyślić.
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

Oj , i nas wzrusza obcowanie ze zwierzaczkami w ogólności , a już szczurki nas po prostu zadziwiają
i nudzić się też przy nich nie sposób …


Kiedy nie możemy doszukać się Szczurci , włos jeży się nam na głowie z uwagi na to , iż co jakiś czas ogonek na koncept nowy a nie zawsze dlań bezpieczny wpada ; największe obawy budzą okna , ale
i łazienka , w której sztuczkę popychania nosem kafla odsłaniającego wejście pod wannę mały sierściuch opanował ot , tak od niechcenia , i w której groźne mogłoby okazać się - o jedno za dużo - spotkanie z królikiem . Jest jeszcze komórka – spiętrzenie gratów jak to w lamusie ; zawieruszenie się w niej tak małej osóbki mogłoby mieć niefortunne skutki , niektórym członkom rodziny zdarza się zaś pozostawianie tam niedomkniętych drzwi . No i wciąż pozostaje wersalka … Strach , że któreś z nas przygniotło Szczurcię , zaszytą gdzieś się między sprężynami , jest w momencie przedłużającej się nieobecności oraz milczenia ogonka naprawdę porażający …
Na szczęście mała sprawuje się grzecznie i teraz , gdy nie widać jej dłuższy czas na horyzoncie , od razu sprawdzam przez okienko parter i piętro rezydencji i najczęściej natrafiam tam na śpiącą kulkę ; od czasu do czasu mała zalega w kanałach , gdzie można zlokalizować ją bez kłopotu .

Zaordynowany medykament nie układa się jakoś na podniebieniu Szczurci i mam zagwozdkę, bowiem ogonek zjadł jedynie połowę wyłożonej na spodeczek porcji Danio i nie wiem , czego dodać do pozostawionej reszty , w której znajduje się przecież antybiotyk – wybór pada na jogurt , ale najpierw bawimy się z małą , żeby trochę poganiała i zrobiła w brzuszku nieco luzu . Odstawiam perfidnie resztę jakiegokolwiek jedzenia , by nie miała możliwości chapnąć ząbkiem czegoś na przekąskę .
Niunia biega i skacze jak kózka , jest pogodna i w nastroju do żartów – zaczepia po kolei każdego z nas i obdarza swoim zainteresowaniem , ale co jakiś czas zatrzymuje się i wstrząsa główką , przechylając ją na bok , potem dłubie łapką w uchu – nam zaś na ten widok cierpnie skóra i chcielibyśmy , by jak najszybciej lekarstwo zadziałało …

Nie ma w chlebie ości , kiedy się ciało wypości .
Wzięcie na przetrzymanie dobrze Szczurci zrobiło ; jogurcik przemieszany z serkiem wylizany do szkiełka , a niunia ogląda się za dokładką ; z uciechą mlaszcze nad swoją porcją chlebka z Echinaceą
i prezentuje nam imponujące możliwości podczas degustacji naszego obiadu .
A potem wpada w chusteczkowy amok – wręcz wyszarpuje każdy podawany jej spłachetek
i nosi do wersalki ; trwa to długo i w końcu próbuję zniechęcić natrętną muchę , wówczas ogonek włazi na stół , staje przed opakowaniem i rozporządza się sam – tu zaczyna się istny show , bowiem Szczurcia jest nieprzygotowana na tę ilość – wręcz bezmiar dóbr – ciągnie zachwycona i ciągnie , podsuwa pod siebie łapkami biały chodniczek , a on wciąż nie ma końca ! Stół jest już cały pokryty tą bielą lecz ogonek nie ustaje w wysiłkach , wreszcie pośród śmiechu okazuję zmiłowanie
i chusteczkom , i Szczurci ; podnoszę niunię razem ze
wszystkim , co sobie powyciągała , i wkładam to gniazdko z dobrodziejstwem inwentarza do skrzyni . Przez jakiś czas słychać , jak szczurunia mości je sobie wedle swojego uznania , a potem nastaje cisza .
Korzystając z chwili spokoju od małej , przeprowadzam błyskawiczną akcję porządkową w systemie kanałów za meblami . Odnajduję tam nie tylko zapinkę od bandaża elastycznego na moją kontuzjowaną rękę , ale – za co już wcześniej nawrzucałam młodej – flamaster do pisania po CD oraz maleńkie obcinaczki do paznokci , których TŻ szuka od dwóch pomstując na nieposzanowanie cudzej własności (nasze oczywiście , ogonek jest poza podejrzeniem ) .

Przy swoich niewątpliwych wadach (zresztą poniekąd urokliwych ) ma Szczurcia zalety , jakich brak innym ciurkom : nie gryzie kabli (!) poza jednorazowym potraktowaniem zasilacza za stolikiem RTV , przeszkadzającego we wchodzeniu do norki , oraz kabla od laptopa na stole , gdyż utrudniał pokonywanie trasy ława – magazynek z zapasami – zdarzało się , że się przezeń potykała ; poza wyżej wzmiankowanymi ogonek nie rusza przewodów ni kabli . Wszędzie w zasięgu jej wzroku , łapek
i ząbków leżą lub wiszą kable , a ona pozostawia je w spokoju , nawet ten od laptopa snujący się nieraz leniwie na podłodze ; przed króliczkiem musieliśmy zabezpieczać wszystkie , a pozostawienie na krótką chwilę ładowarki do czegokolwiek eliminowało ją z obiegu natychmiast .
Nie niszczy naszych ubrań ( jeno je osikuje , fuj! ) – choćby nie wiem co zostawić na wierzchu , nie trzeba się obawiać tego , iż ogonek dokona krawieckich przeróbek . Lubi co prawda zakopać się
w fałdach odzieży , ale jej nie szatkuje ; tak samo przeszły jej zapędy czytelnicze i od jakiegoś czasu książki odkładam czysto nawykowo , wielokrotnie zostają na wierzchu i niunia nawet jednym ząbkiem ich nie tknie .
Nie gryzie nas i nie drapie – zresztą nie tylko nas – choćby nie wiedzieć jaki przykry wobec niej miało się wykonać zabieg … Zwłaszcza w lecznicy bardzo ją za to cenią .
Nie dewastuje też mebli i nie podgryza ścian .
Czegóż chcieć więcej ?
Tak po prawdzie , to życzylibyśmy sobie od niej tylko jednego – żeby była zdrowa …

Trzeciego dnia od podawania antybiotyku nie słychać już skarg Szczurci , choć jeszcze czasami zdarza jej się dłubać łapką w uchu . Poinformowany wet też się cieszy i mówi , że być może uda się wyleczyć stan zapalny tylko tym jednym cyklem leczenia , a w nas wstępuje otucha , choć jednocześnie czuję rozczarowanie - w głębi duszy liczyłam na to , że zachowanie małej wynika może tylko z przestrachu
i że nic jej tak naprawdę nie dolega …
Wracam do zgłębiania tajników udanego łączenia szczurków i przypadkowo natrafiam na informację
o zagryzieniu jednego przez drugiego . Potem znajduję kolejną taką informację ,
i jeszcze jedną …ogarnia mnie autentyczna zgroza , bo nie sądziłam , że w domowych stadkach jest to w ogóle możliwe .
Awatar użytkownika
Dulcissima
Posty: 906
Rejestracja: sob mar 28, 2009 12:04 pm
Lokalizacja: Łódź

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: Dulcissima »

O rany... Nareszcie udało mi się przeczytać wszystko... W końcu pora na moje przysłowiowe trzy grosze :P
Przygody Szczurci są po prostu niesamowite! Sawa - gratuluję Ci umiejętności trzymania czytelników w ciągłym napięciu i lekkości pisania :D

Razem z moimi szczurkami czekamy z niecierpliwością na ciąg dalszy ;)
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

Z chęcią pozostałabym tylko przy lekkości pisania ...
Dziękuję za miłe słowa :)



Oglądając filmiki traktujące o łączeniu szczurków klikam przypadkowo na video , w którym ktoś instruuje , jak można nauczyć ogonki różnych sztuczek ; zwierzaczki na filmie wydają się być zachwycone zabawą
i nachodzi mnie kusząca myśl , by spróbować ze Szczurcią .
Zaczynam od tej z chodzeniem na dwóch łapkach , bowiem nasza sierściuszka dawno już udowodniła , jak świetnie sobie z tym radzi , zwłaszcza gdy pragnie dostać się tam , gdzie jej obecność nie jest mile widziana – przechadza się wówczas tam i z powrotem , lustrując cel
i szacując możliwości . Problem więc t y l k o w tym , coby chciała tak chodzić na komendę .
Lub w tym , czy będziemy potrafili odpowiednio ładnie o to poprosić …
Stawiając na to , iż mała może być oporna , nie używam jako nagrody czekolady ( choć pewnie byłaby najbardziej skuteczna ) ani innych słodyczy ; odwołuję się za to do amoku chusteczkowego i jakoż działa : niunia maszeruje z werwą przed siebie i nader szczęśliwa odbiera nagrodę , wdzięcznym pląsem łasicy pędząc następnie w podskokach do swojego magazynku .
Nie chcąc jej zanudzić , przechodzę do kolejnej sztuczki – obracania się wokół siebie ; i tutaj Szczurcia nie ma najmniejszego kłopotu z wykonania obrotu , jednakowoż po dwóch rundkach mała szelma dość ma komenderowania ; skacze w górę i wyrwawszy mi z rąk cienki płatek , wieje z nim do wersalki . Oczywiście cała szczęśliwa jest już za chwilkę
z powrotem i gdy tylko z uniesioną w górę chusteczką wołam z entuzjazmem : Zatańcz ! – ona natychmiast odbija się od podłogi , a ponieważ nie puszczam nagrody , zawisa na niej zębami i pazurkami przednich łapek, tylnymi ubijając powietrze pod swoją niebieską dupką ; jest to oczywiście zabawne , ale nie o taka sztuczkę mi przecież chodziło . Wyciągam z barku orzeszek w czekoladzie i testowo unoszę nad ogonkiem,
a wtedy mała szelma podąża za nim , tuptając grzecznie wokół własnej osi na swoich różowych nóżkach , a jej brudnawy ogonek jak cyrkiel rysuje koło na podłodze ; słodką nagrodę unosi do spiżarni i po chwili sama oznajmia gotowość do dalszej nauki , przyjmując piękną pionową postawę tuż przy moich stopach .
Zawieszam kurs , znając łakomstwo i zawziętość Szczurci , nie będzie już pewnie chciała ćwiczyć ani z chusteczkami do nosa , z zabaweczkami …
Ale kiedy wracają domownicy, mówię im , jak pojętna okazywała się ciurka podczas zabawy, a oni namawiają mnie na pokaz .
Jak można przewidzieć , sztuczki udają się tylko częściowo , a pomna instruktażowych rad nie nagradzam małej za działanie „na skróty” i rychło doprowadzam tym Szczurcię do złości ; chusteczki zawodzą i nie mam pomysłu na inne nagrody .
Pewnikiem sprawdziłyby się piłeczki do ping- ponga , ale obawiam się , że zbyt wiele zmieściłoby się ich w trzewiach wersalki …

Czasami myślę , że Szczurcia jest bliżej z nami , niż bylibyśmy skłonni to przyznać.
Są okresy , kiedy dopada mnie smutek , bliskość radosnych niegdyś świątecznych doznań
przygasza mnie i żal nagłym skurczem więzi mi głos w gardle . Jestem sama i nie muszę brać się w garść …
I nagle mam na kolanach Szczurcię , ogonek gramoli się wyżej , wsparty łapkami na mojej brodzie delikatnym języczkiem osusza mi policzki . Biorę Szczurcię w dłonie i przytulam doń twarz, a ona przywiera miękko , jakby nie przeszkadzało jej wcale to, że robi się coraz bardziej mokra , potem układa się w zagłębieniu mojego obojczyka i pozostaje tak , aż smutek niknącą falą odpływa gdzieś poza mnie .

Wracam z pracy z niezjedzonym śniadaniem ; przypominam sobie o tym , gdy siedzimy w pokoju i zaśmiewamy się z ogonka zawzięcie upierającego się , że lektura papierów , jakimi obłożył się jej pan , niewątpliwie ułatwi TŻ uporanie się z rachunkami , więc Szczurcia ofiarnie przegląda jedną kartkę po drugiej .
Na to ja wykładam z torebki folię z tkwiącą w niej zapomnianą słodką bulką z serem i udaję się do kuchni po talerz ; goni mnie gromki śmiech TŻ , więc pędzę z talerkiem w ręce i cóż widzę : Szczurcię przyłapaną na gorącym ( złodziejskim ) uczynku .
Mały złoczyńca niewiele przejmuje się wysiłkami pana , który z uniesionym w górę ramieniem naiwnie sądzi , iż uda mu się zatrzymać wielkogabarytową zdobycz ; Szczurcia cudem jakimś tak balansuje ciałem , że bułka w jej pyszczku w najmniejszym nawet stopniu ani przez chwilę nie jest zagrożona upadkiem .

http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/eb1 ... 79b38.html
http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/e44 ... f60cd.html


Tego dnia mówię TŻ , że Szczurcia uwielbia , jak jej śpiewać kołysanki .
- Normalnie cała odpływa – mówię starając się być bardzo wiarygodna , bo TŻ łypie okiem z niedowierzaniem ; obrazowo kreślę słowami uzyskiwany przez ogonka stan muzycznej błogości . Nie wracamy już do tego tematu , ale gdy następnego dnia wchodzę do domu ,z przedpokoju przez niedomknięte drzwi słyszę nucenie ; nie rozróżniam słów , ale to TŻ ,więc cichutko wsuwam głowę do pokoju , gdzie widzę go przycupniętego przy Szczurci siedzącej na wersalce .
TŻ śpiewa Szczurci kołysanki .
Awatar użytkownika
yss
Posty: 6442
Rejestracja: pt sty 05, 2007 8:12 pm
Lokalizacja: szczecin

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: yss »

omg, ten ogon to by mogła sobie umyć!
jest prawie tak brudny jak ogonki moich szczupaków :)

a mój pies umiał tańczyć w kółko na "zatańcz" :D teraz jest na to za stary, niestety.....

.....będzie w końcu nowy szczurek czy nie będzie szczurka? :)
ten się nie myli, kto nic nie robi
Awatar użytkownika
Nue
Posty: 1641
Rejestracja: wt wrz 30, 2008 9:35 am
Lokalizacja: Siemianowice Śl.

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: Nue »

omg, ten ogon to by mogła sobie umyć!
jest prawie tak brudny jak ogonki moich szczupaków :)
Na podstawie własnych doświadczeń dochodzę do wniosku, że to właśnie ten kolor szczurzego ogona jest najzupełniej normalny. Czysty i różowy zdarza się tak rzadko, że właśnie TO jest podejrzany ewenement ;D
[*] Mała Kawowa Apokalipsa... ciąg dalszy nastąpi. [/color][/size]

Gdyby szczury nie istniały, należałoby je wymyślić.
Awatar użytkownika
Dulcissima
Posty: 906
Rejestracja: sob mar 28, 2009 12:04 pm
Lokalizacja: Łódź

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: Dulcissima »

Nue pisze:
omg, ten ogon to by mogła sobie umyć!
jest prawie tak brudny jak ogonki moich szczupaków :)
Na podstawie własnych doświadczeń dochodzę do wniosku, że to właśnie ten kolor szczurzego ogona jest najzupełniej normalny. Czysty i różowy zdarza się tak rzadko, że właśnie TO jest podejrzany ewenement ;D
Hihi... coś wiemy na ten temat :D
A umyć taki ogon Szczurzastemu - to dopiero wyzwanie rzucone ostrym ząbkom i pazurkom, broniącym zaciekle swojego brudku ;D
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

Ten ogon to jedyny w Szczurci szczegół , którego nie mogę nazwać ładnym ;
pocieszające , że nie tylko ona tak lekce sobie waży jego wyglad :D


Nasze słoneczko nie przychodzi do łóżka w nocy i jej nieobecność paradoksalnie nie przynosi zdrowego snu , a kiedy nad ranem dobiegają nas jej cichutkie skargi , uczucie senności mimo znużenia znika , a w jego miejsce zjawia się ponownie lęk pomieszany z odruchem żalu i buntu wobec nielitościwego wobec Szczurci losu . Po raz tysięczny oglądamy malutką ze wszystkich stron , ale niczego nie możemy się doszukać i smutnieję na myśl o kolejnej wizycie w lecznicy .
Na razie musimy jednak iść do pracy , a Szczurcia jakby nie chciała nas puścić , plącze się nieustannie pod nogami biegając za każdym z nas , na koniec , gdy mijanka domowników osiąga punkt kulminacyjny , ogonek zajmuje strategiczne miejsce na szczycie fotela przy drzwiach i łamie mi serce wodząc za nami wzrokiem , w którym widać prośbę o pozostanie w domu , wzięcie jej na ręce oraz coś jeszcze , więc przytulam ją i całuję w mały nosek , zanim nieubłagane wskazówki zegarka zmuszą mnie do wyjścia
z pokoju .
Niewiele jestem w stanie zarejestrować po drodze do roboty , bo przed oczami wciąż stoi mi Szczurcia z tym swoim wyczekiwaniem malującym się
w czarnych ślepkach …

Jadę do lecznicy tramwajem i bardzo żałuję , że nie jesteśmy w nim same , bo wtedy wzięłabym malutką na ramię , by mogła swoim zwyczajem wtulić mi się we włosy , tak jest biedactwo zestresowana . Co i rusz zmieniam wewnątrz transporterka chusteczki na świeże .
W poczekalni chowam niunię pod sweterek , ale ona nie uspakaja się
i wyraźnie widać , że chciałaby tylko opuścić to nieprzyjazne miejsce ,
w którym doznała tyle bólu .
W gabinecie Szczurcia prezentuje tak nadzwyczajną ruchliwość , że
z ledwością udaje się ją zważyć , szybkimi kroczkami przemierza wzdłuż
i wszerz kozetkę , a osłuchiwana i oglądana uważnie przez weta liże przyjaźnie jego palce mimo widocznej nerwowości . Kiedy w końcu lekarz przemawia , ogonek drepce po jego rękach tam i z powrotem , gramoli się na szyję lekarza i jest stamtąd odkładany na kozetkę , po czym ponownie rozpoczyna swoją wędrówkę po ramionach weta .
Choć bardzo bym chciała , żeby miał rację , nie jestem przekonana do tego co mówi – że zwierzątko wygląda dobrze i jest w niezłej kondycji , ruchliwe i trzyma wagę , osłuchowo bez zmian - nie widać żadnych oznak choroby . Moje powątpiewanie nie pozwala mi przytaknąć , ale mężczyzna jeszcze nie skończył ; nawiązując do podobnych objawów w przeszłości , za którymi przyszły zmartwienia , dodaje , że Szczurcia otrzyma zastrzyk przeciwzapalny i wtedy coś się wyjaśni – jeśli coś się nie daj Bóg wykluwa , mała powinna mniej więcej po upływie doby poczuć się lepiej
i oznaki , że coś jej dolega , znikną - wówczas rozpoczniemy leczenie.
W przeciwnym wypadku , i należy mieć taką nadzieję – zwierzątko jest czymś po prostu przestraszone , coś w domu ją niepokoi albo – ku czemu wet skłaniałby się najbardziej – jest przez nas tak wychuchana
i wypieszczona , że aż przewrażliwiona i przez to na byle co reaguje przesadnym okazywaniem odczuwanego dyskomfortu .
Zręcznie ujmuje Szczurcię i gładzi ją pod bródką , a potem szykuje strzykawkę i znów , jak kiedyś , ogonek zalicza „kłujkę” ; jest jednak spokojna w moich dłoniach i nie wydaje nawet jednego dźwięku .
Wracam do domu i mimo hałasu panującego w pojeździe wyraźnie słyszę popiskiwanie Szczurci .

W pokoju mała nawet nie czeka na jakieś słodkie pocieszenie , tylko błyskawicznie zmyka i nie mam pojęcia , w którym miejscu się schowała , ale po chwili słyszę to bez żadnych wątpliwości ; kiedy przez otwór
w domku wsuwam trzymaną w palcach pietruszkę , na krótką chwilkę wysuwa się stamtąd śmieszny nosek i natka znika w sposób prawie magiczny , bo zupełnie nie widać momentu , kiedy zostaje przechwycona . Głaszczę mały łepek i wołam , ale niunia nie daje się namówić do wyjścia .
Przychodzi sama całkiem niespodziewanie , jest ożywiona , ale w sposób , który nam się nic a nic nie podoba ; biega po naszych kolanach , ramionach i plecach wysmykując się rękom , które chciałyby ją pogłaskać . Je niezbyt wiele przy nas , niemal od razu zaczyna biegać z jedzeniem w pyszczku do swego magazynu i kursuje tak niezmordowanie przez dłuższy czas , w końcu przywabiamy ją kawalątkiem trufla i Szczurcia pozostaje z nami , dając się tulić i zasypia przy policzku swojego pana .
Kolejna noc upływa pod znakiem niespokojnego czuwania , bo Szczurcia szuka ukojenia to przy mnie , to przy TŻ i nie znajduje go ; jej nagłe
i wyraźnie nerwowe podskoki przerywają co jakiś czas wspólną bliskość , gdy przykleja się ciałkiem do któregoś z nas . Nie pozwala się przytulić na dłużej i po jakimś czasie zostawia nas samych , ale do rana nie przestajemy jej słyszeć …
merch
Posty: 6868
Rejestracja: czw gru 02, 2004 2:48 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: merch »

sawa , miej litosc zawalu przez was dostane , co u szczurci zyje ?
sawa
Posty: 85
Rejestracja: pt lut 13, 2009 7:17 pm

Re: ciurka , która miała wylecieć za drzwi razem z córką...

Post autor: sawa »

Rano wstaję dużo wcześniej , by mieć czas na przyjrzenie się Szczurci ; słyszę ją z górnego pięterka w drewnianym domu i znajduję skuloną na swoim legowisku , wzdryga się przestraszona pod moim dotknięciem i pozostaje tam mimo kuszenia różnymi smakołykami .
Tym razem nie zostawiam jej samej i jest mi przez to lżej na duchu, choć
i tak pracuję krótko, jednak świadomość , iż córa spędzi przedpołudnie
w domu i ogonek może liczyć na jej obecność , jest krzepiąca – nie lubię , gdy malutka ma za towarzystwo tylko antenowych ludzi w radio .
Spieszę do niej zaraz po powrocie do domu , zagaduję w pobliżu domku
i Szczurcia odpowiada mi popiskiwaniem , więc póki co nic się nie zmieniło , lek nie zadziałał .
Jakoś udaje mi się wywołać malutką z jej rezydencji i przez moment bawimy się na wersalce ; niunia wygląda przy tym na nieco spłoszoną , więc po chwili przykucam przy łóżku i obejmując ją jedną dłonią przez boczek , drugą głaszczę od główki po brudny ogonek , a potem długo smyram wargami nadstawiony pyszczek z brzuszkiem i tak rozprężonej nucę melodię za melodią , póki nie skończy mi się wcale niekrótki repertuar . Wtedy Szczurcia wstaje i przeciąga się , zostawiając daleko za sobą tylne nogi , następnie ziewa rozbrajająco i rozpoczyna wygładzanie zmierzwionego przeze mnie futerka .
Kiedy robię sobie kawusię , mam oczywiście i dla niej łyżeczkę , z której spija aromatyczny napój z sobie właściwym wdziękiem , stojąc na trzech nóżkach z uniesioną i zaciśniętą w małą piąstkę lewą łapką . I nagle – dla mnie znów bez widocznego powodu – zamiera , po czym zmyka prędko za poduszkę , by po chwili wysunąć bojaźliwie nosek strzygąc przy tym uszami ; podsuwa się bliżej z tylnymi łapulkami ustawionymi „na Charliego Chaplina” i miota swoim ogonkiem , uparcie wpatrując się w miejsce pokoju , gdzie poza meblami i pustym pokojem córki za ścianą nic nie ma .

Kiedy wczesnym popołudniem spod wersalki , gdzie poszła na drzemkę dochodzą do mnie jej skargi , zaczynam się zastanawiać , czy aby weterynarz nie ma racji i może Szczurci nie dolega nic , co dałoby się ująć w ramy zwykłej jednostki chorobowej ; histeryczną naturę szczurka pewnie dałoby się z czasem zmienić – grunt, żeby nie była już więcej na nic chora…

Szczurcia przesypia cały wieczór , ale noc , jaka po nim następuje , jest cicha , a zarazem pełna naszej niuni – ogonek wślizguje się do nas , zaledwie gasimy światło , jakby miał to być umówiony sygnał do zabawy
w chowanego , zaczepia nas i atakuje w pociesznych podskokach , poszarpuje nasze palce ująwszy je delikatnie między ząbki , trenuje pionowy start pod kołdrą . Jest wyspana i pełna werwy ; wreszcie zalicza należną jej porcję pieszczot , po których układa się grzecznie w nogach i tam przysypia snem sprawiedliwego , nie wydając z siebie do rana ani jednego piśnięcia .
Dla nas zaś noc ta jest kolejną niemal bez snu , gdyż cisza panująca
w pokoju uzmysławia nam smutny dla nas paradoksalnie fakt , iż zastrzyk przeciwzapalny uciszył Szczurcię , a to oznacza , że ogonkowi naprawdę coś jednak dolega …

Tym razem nie zastaję naszego weterynarza , obecna w gabinecie pani doktor stara się jak najlepiej dobrać lekarstwo i mam nadzieję , że wie co robi – każdorazowo jest obecna przy badaniu szczuruni i na dodatek prowadzi jej historię choroby . Zostaję szczegółowo poinformowana o dawkach oraz sposobie podawania leku i napełniona otuchą przez miłą lekarkę , zamknąwszy transporterek , do którego już Szczurcia zdążyła się tymczasem zapakować , zmierzam wraz z cennym ładunkiem na przystanek . Tym razem ani mi w głowie oglądanie się na innych pasażerów – otwieram klapkę , wsadzam do środka całą rękę i tak już z tą dłonią przy Szczurci pozostaję - przez całą , trwającą niemal pół godziny jazdę .
Już na klatce schodowej uwalniam zestresowaną ciurkę , która gramoli mi się od razu na głowę i tak wchodzimy razem do mieszkania .
Ponieważ mam jej jeszcze podać lek , a nie jestem pewna , jak mi to pójdzie , nie podsuwam ogonkowi nic , co mogłoby wypełnić jej żołądeczek niepotrzebnie – wcześniej już usunęłam calutkie żarełko poza niewielką ilością płatków owsianych – teraz mała dostaje pod śliczny nosek tylko miotełkę zielonej pietruszki i żuje ją z minką wprawdzie zadowoloną , ale cokolwiek z lekka zadziwioną ; pewnie spodziewała się ukochanej czekolady .
Reszta popołudnia upływa w miłym rodzinnym gronie na wspólnych zabawach wśród śmiechu domowników i znów , jak kiedyś , Szczurcia nakręca się naszą radością i wciąż od nowa rozpoczyna kolejne harce .
W końcu , kiedy powinna już odczuwać czczość niejaką we wnętrzu swojego brzuszka , idę do kuchni po gotową już kaszkę , wyjmuję z szafki przywieziony z lecznicy medykament , po czym przysposabiam kaszkę tak , by była zdrowsza niż jest to przewidziane ; mieszam pachnącą białą masę na spodeczku , a ciurka przygląda się temu z wysokości ramienia córki , jak zwykle w takich okolicznościach przebiera śmiesznie łapkami i drepcąc niecierpliwie w miejscu czeka , aż wreszcie skończę .

http://images44.fotosik.pl/103/3a4fe2d8f1f0b677med.jpg

Potem zeskakuje wprost stamtąd na wersalkę , z niej na podłogę ,
i przypada do miseczki , a my zastygamy w oczekiwaniu .
Jak się tego obawialiśmy , jajeczko tylko częściowo jest znakomite .
Szczurcia zjada tyle tylko , ile trzeba aby zaspokoić pierwszy głód ,
a potem udaje się na autoinspekcję swoich spiżarni , by tam , wśród rozmaitości własnych zapasów , odnaleźć coś bardziej nadającego się do spożycia , o znanym jej , niezłożonym smaku i zapachu .
Nie wie jeszcze bidulka , że przed wizytą w lecznicy zrobiłam tam rekonesans i dopiero za chwilkę przekona się , że złodziej domowy gorszy od rozbójnika .
Jakoż po chwili słychać pewien hurgot , po którym zapada cisza , snadź Szczurcia postanowiła zapomnieć o pustym brzuszku w objęciach Morfeusza , doszedłszy widać do smutnego wniosku , iż czasem dobry sen stoi za dobry obiad .
ODPOWIEDZ

Wróć do „Nasi pupile”