1 rok, 6 miesięcy i 6 dni. Zmarła wczoraj o godzinie 13:08.
Geda i Gyori, miot G Emerald Moon. Moje pierwsze rodowodowe samiczki, pierwszy raz wypełniałam CV (Zirr tego nie wymagała), pamiętam jak stresowałam się, czy Marta uzna mnie na wystarczająco dobry domek.
Gdy odbierałam ją wraz z Gyori, byłam nią totalnie zachwycona. Całkiem bezstresowo mnie oblazła i zaczęła wędrować pod moim kożuchem. Gdy dałam jej kawałek wafla ryżowego, zachłannie wyrwała mi go z ręki i zaczęła bezczelnie pałaszować. Była małym, słodkim, spasionym hipopotamkiem. Moim wymarzonym, wyczekanym czarnym selfem, w dodatku dumbusiem.


Łączenie z moim stadem dorosłych panien przebiegło szybko, aczkolwiek nie bezproblemowo. Geda już od pierwszych dniu uparcie zaczepiała starsze koleżanki i próbowała je dominować - była więc co chwila pacyfikowana, w szczególności przez alfę Shillę.



Robiła powalające miny.



Gdy trochę podrosła jej zawzięte dominowanie zaczęło przynosić skutki. Koleżanki zaczęły jej ulegać. Shilla odeszła z pozycji alfy na rzecz Gedy. Z tej "ostatecznej" walki z Shillą Geda wyszła z pogryzionym uszkiem - śmiałam się, że zadrapane uszko to znak charakterystyczny prawdziwej alfy









Geda alfowała naprawdę pięknie - odważna, nieustraszona i niestrudzona. Na jakikolwiek nagły dźwięk, czy hałas, biegła na złamanie karku żeby zobaczyć co się dzieje. Zawsze pierwsza wychodziła z klatki. Namiętnie gryzła obcych przez pręty, broniąc stada, gdy ktoś nierozważnie próbował wsadzić do klatki palce. Była wyjątkowo zawzięta na nasze koty, co nauczyło je dystansu. Potrafiła zawisnąć na prętach i fukać wściekle na "źródło zagrożenia" - kota, odkurzacz, drażniącego się z nią TŻ, itp.
Gdy już została alfą całkowicie odpuściła reszcie szczurów. Spała na ich kupie, przeszczęśliwa, dawała się im iskać i myć, sama delikatnie je iskała. Faworyzowała Gyori - siostrzyczki niemal wszystko zawsze robiły razem. Gyori wszędzie chodziła za Gedą. Gdy jakieś ogonki w stadzie tłukły się, Geda spokojne, ale konsekwentnie wchodziła pomiędzy nie i wywracała je po kolei na plecy. Byłam w szoku gdy to po raz pierwszy zobaczyłam. Stado zawsze było bezwzględnie posłuszne i nigdy nie zdarzyło im się przez pomyłkę ucapić alfy. Sama Geda nie dziabała innych szczurów - nowe, dołączone do stada, były dominowane i miały spokój. Wywracała je na plecy i iskała - nigdy ich nie atakowała, nie skakała na nie, nie gryzła celowo.
A jednocześnie to był miziak nad miziaki. Niemal każdą chwilę wybiegu (po obejściu terytorium) spędzała na mnie lub na moim Zbyszku. Pchała się na ręce, pod bluzki, na ramię. Iskała uszy i kark, czesała włosy. Oblizywała moje dłonie i zgryzała lakier do paznokci (a przynajmniej próbowała, bo jej nie pozwalałam). Dawała się miziać, głaskać, tarmosić, drapać, zawsze była przy tym rozluźniona, spokojna i tyrkała ząbkami. Potrafiła być bardzo namolna i domagała się pieszczot.
Ci, co byli na III i IV wystawie szczurów rasowych mieli okazję ją poznać i przekonać się o jej niezwykłej jak na samiczkę misiowatości.
Na IV wystawie:



Sesja z tygryskiem.









Z siostrą...


Geda niedawno przeszła ciężką i długą operację - miała usuwany gruczolak przy dolnym, lewym sutku, mięśniaka na macicy i samą macicę z jajnikami. Wybudzała się długo. Przez pierwsze 4 dni chodziłam z nią na kroplówki i glukozę. Potem jej stan się poprawił - normalnie jadła, biegała, wracała do siebie, chociaż z trudem przybierała na wadze i była ciągle wychudzona. Rany się zabliźniły.
Wczoraj rano znalazłam ją nieprzytomną, niereagującą. Przelewała się przez ręce, nie kontaktowała. Była bardzo wychłodzona. Dostała glukozę, zastrzyki przeciwwstrząsowe, kilka antybiotyków. O 13:30 byłam umówiona na kroplówkę. Ale ona nikła mi w oczach. O 12:45 byłam z powrotem u wetki.
O 13:08 Geda już nie żyła.
Została rozcięta - w jej brzuchu pełno było krwi i ropy. Wykrwawiła się. Niestety, na zewnątrz wszystko się zagoiło, ale w jej środku... w jej brzuszku... kształtował się ropień, który pękł. Ropień nie był duży, dopiero zaczął dojrzewać, ale to wystarczyło, żeby ją zabić.
Moja kochana, malutka, czarna perełka....
Biegaj sobie za Tęczowym Mostem, bez bólu, bez guzów, bez chorób...
[*]
To są jej ostatnie zdjęcia...






Żegnaj, moja przyjaciółko....
