Co ja się zacierpiłam... Odinka tym bardziej...
Człowieki, słuchajcie, a raczej czytajcie. Wyciągnęłam Odinke z klatki wieczorem, żeby dać jej buzi na dobranoc <tak, wiem, że to dziecinne> i patrze a tam...
-Kurna! Mamo, chodź tu!- krzyczę.
A co było? Wielka, paskudna rana na szyjce...<o zgrozo!

> Krew nie leciała, nie piszczała...
-Dzwoń po weta- mówię.- No dzwoń!
- Coo? Jest 24:30... - odpowiada mama. - Pujdziemy jutro.
Nie ma żartów, mama nie ustąpi

. Wróciłam szybko ze szkoły i pojechałyśmy. I co? Okazało się, że najprawdopodobniej Frutka przejechała jej pazurem po karku... Ałaaaa... Teraz ranka juz wygląda lepiej i jest w ogóle ok... Narazie Frutkę dałam do mniejszej klatki <nie mam innej...>. W nocy myślałam, że Frucię rozerwie, tak szalała. Teraz też ją tam zatrzymam, a jak wróce jutro ze szkoły, to ją dam do Odisi, zobaczymy...
A tak odwlakając od tematu... Wiecie, że mój chiński znak zodiaku to szczur?
