Czesio miał około 2lat, ze mną był pół roku.
Był łagodna, uległa ciapa, dlatego zamieszkał osobno, najpierw z Bagginsem, potem z Pohybelkiem. Byli naprawde ze sobą zżyci, tam gdzie Pohybel tam dreptał Czesio i odwrotnie, gdzie spał Czesio tam przychodził Pohybel. Najbardziej jest mi żal Pohybelka, chodzi smutny, szuka, długo obwąchiwał ciałko Czesia i miał takie smutne oczka

Potem odszedł spokojnie, zwinął się w kąciku i tylko smutno patrzył...
Jakiś czas temu wyjaśniło się dlaczego Czesio jest chudzielcem łapiącym wciąż infekcje oddechowych, w brzuszku miał ogromnego guza uciskającego na jelita i przepone.
Jadł i pił normalnie, choć mało, dostawał wzmacniacz i wydawało się, że pożyje dłużej...
Wieczorem 06.05. nie chciał juz nawet ryżyku, nie chciał chodzić. Ogon i łapki miał lodowate, ciałko zimne, najpierw pod bluze, potem dogrzewanie w transporterze.Nie chciał pić,jeść. Ale przeżył noc, rano wypił 0,2 ml wody , potem zjadł prawie 3 ml nutri. Wydawało się,że jednak poprawa. Potem wet, wybadał Czesia. Trzymanie go dłużej chyba już nie miało sensu, niby była mała poprawa, ale jeśli to była cisza przed burzą? Nie wybaczyłabym sobie gdyby umierał cierpiąc...
Po zastrzyku znieczulającym przytulił się do mnie, wgrzył w bluze i zasnął...
Sekcja wykazała ogromny guz uciskający na wszystko co możliwe i obejmujący wiele narządów. Nie miał już gdzie trzymać jedzenia, więc nie jadł...
Sam Czesio ważył około 300 gram, guz około 100 gram. Dlaczego takie ścierwo musiało się przypłętać do takiego maleństwa...
Czesio z Pohybelkiem