Ryczę od godziny...
Nie mogę...
Puściłam samice rano, jadłam jeszcze przy nich śniadanie... Shaidi wychodziła na mnie i próbowała wyrwać coś niecoś. Dałam jej kawałek skórki od chleba. Biegały wszystkie, było tak wesoło...
Jakąś godzinę temu chciałam pozbierać maluchy do klatki, bo Negal też chce pochodzić...
Śmietankę złapałam równo z Cykorią- spały wtulone w łóżku. Łezka spała kilkanaście centymetrów dalej, ale już obudzona otwieraniem łóżka. Shaidi znalazłam w drugim kącie przy ścianie. Zwinięta w kłębuszek- babcia z niej już straszna, pewnie nie słyszała i śpi... Chciałam ją delikatnie pogłaskać żeby się obudziła... Była już zimna.
Leżała tak lekko skrzywiona, miała delikatnie uchylone oczko. Wydaje mi się że umarła we śnie, ale pierwsza myśl była, że może przytrzasnęłam ją łóżkiem kiedy któryś raz patrzyłam czy nie zjadają mi czegoś. Sprawdziłam dokładnie- nie dało się. Nie wiem jak to się stało. Shaidi II miała trzy latka, była już poważną babcią- nie biegała za szybko i była sztywna- tak jak starsze szczurki. Sierść była już brązowa...
Wyjęłam ją z tego kąta...
Nie rozumiem...
Do tego tyle szczurków umarło mi w tak krótkim czasie- Wiercipięta, Rugger i Jogurt... teraz jeszcze Shaidi II...
Biedulka moja kochana... Nie zapomnę Cię