
Pozostawiła po sobie 10-tkę małych szczurzych piekności, w tym moją Odinusię. Z charakteru jak mama - zrównoważone, spakojne, uległe i przymilne - o wielkim, gorącym szczurzym serduszku, jakie miała ich mamusia...
Niunia tak dzielnie walczyła o życie... Wczoraj nastąpiła znaczna poprawa stanu szczurzynki, a dziś... tak nagle...

Choć nie była do końca moja, tak bardzo ją kochałam i będę ją kochać nadal, ale już tylko w sercu, w myślach... Wydawałoby się, że moje szczurzynki też są dziś mniej żywotne, szczególnie Odi... Zapamiętamy ją na zawsze.

Była słodkim, ciekawskim grubaskiem. Okazało się, że na liczniczku nie wybiły jeszcze nawet dwa latka... Nawet gdy słabła, jej oczka wydawały się wciąż pytać: "Hej, pobawimy się? Dasz coś smacznego?" W końcu straciła wzrok i karmiliśmy ją półpłynnym jedzonkiem. Zaczęła jeść. Brała juz nawet wszystko w rączki. Rano odeszła... Nie mogłam w to uwierzyć! Ale jednak... Jestem w rozsypce, nie mogę się pozbierać.
Najprawdopodobniej to był rozległy rak, coś w brzuszku. Wiemy, że nie byliśmy w stanie jej uratować, dusiła się, bolało ją...

[*] - Niuniusia, niech odpoczywa sobie spokojnie za TM...[/b]