OK.Zacznę od początku...Dziunia, czyli starsza moja dziewczynka, była sama przez ponad rok, Bździągwa, to jest ta mniejsza, jest z nami około dwóch tygodni.Od mniej więcej 4-5 dni, są w klateczce razem.Nie jestem upośledzona, bo mam wrażenie, że tak zostałam odebrana.Do tej pory, dziewczynki biegały na neutralnym gruncie.Nie było wielkiej milości, "klepania po plecach", ale tak jak pisałam wyżej, Bździągwulka biegała zadziwiona, a Dziunia "udawała drzewo", czyli, niby ją ignorowała, ale jednak cały czas miała ją na oku....Więc uznałam, że można je połączyć.Dramat (być może mam skłonności do przesady) rozpoczął się, gdy trafiły do klatki.Chciałabym nadmienić, że klatka została wcześniej wyszorowana, przestawiona w inne miejsce, przemeblowana do tego stopnia, że sama się gubiłam, gdzie co jest.Panie były bez jedzonka 12h, w tej chwili mają dwie miseczki z jedzonkiem, wszystko dostają x2, czyli Dziuńka 4 rodzynki, Bździągwa 4 rodzynki itd, dwa poidełka, dwie kolby, 3 hamaki (tak na wszelki wypadek), dwa domki, klatka jest duża,piętrowa, więc nie ma mowy o bijatykach z powodu ciasnoty.Mimo to, Dziunia jej poprostu nie lubi.Gramoli się do niej, wpycha do domku, wyżera jedzenie, bije, i wraca do siebie.Mało tego, gdy zbliżam się do klatki, "Gruba", czyli inaczej Dziunia, wybiega przeszczęśliwa, jak gdyby nigdy nic, wchodzi na mnie i manifestuje "czyja ja jestem"...Naprawdę zrobiłam wszystko zgodnie z zaleceniami.Kupno malutkiej było przemyślane, nie był to pochopny zakup.Mam 35 lat, więc jestem emocjonalnie dojrzała, podobno.Być może zwyczajnie panikuję.Ale martwię się, że, po pierwsze, naraziłam Dziunię na niepotrzebny stres, a miała być szczęśliwsza, a malutkiej zafundowałam tyrana...
![Sad :(](./images/smilies/sad.gif)
Ufff, aż się spociłam
![Tongue :P](./images/smilies/tongue.gif)