Dzisiaj jedziemy do weta, z całą trójeczką

.
Rubin znowu ma te dziady, czyt. strupko-niewiadomoco. Jeden znowu na pyszczku, a drugi koło jajek.. nie wiem czy to strupy w końcu, czy nie, bo to niby jakieś takie strupkowate, ale jakby za małe.. (?). Ma to już trzeci raz.. dwa razy smarowałam tym co mi dała babka, ale teraz już trzeba iść... za cholerę nie wiem co to. Nikt go nie leje, więc raczej go nie dziabnęli.. Po za tym kicha już teraz strasznie mocno, to się od razu osłucha i wszystko.
A tamci dwaj pójdą z racji tego, że też coś no pokichują, a raczej mają jakiś taki 'tik'

, jakby im coś od wewnątrz brzuch rozpychało.. stoi sobie normalnie szczury i tak hm.. trzęsie jakby. Jakby chciał kaszlnąć i tak nim po poprostu.. hm. no Tak go wypycha

. Nie wiem jak to opisać. Ale oni jakby nic nie czuli. Np. je sobie Zosiek coś tam, zaczyna mu wnętrzności wypychać, a on jak gdyby nigdy nic, je dalej. Tak po prostu jakby sobie kaszlał, bez otwierania pyszczka. Bo jak się kaszle to tak się dziwnie wstrzymuje powietrze i jak sie kaszlnie, to tak odrzuca.. tylko nie tak do tyłu. Ciało całe tak drga jakby.. :/, takie jedno mocne drgnięcie. Cholera, ja nigdy nie potrafię wytłumaczyć.
Zobaczymy co powie Piasecki. Może od czasu do czasu oni po prostu sobie naprawdę kasłają

?
Fotki wieczorkiem

.