ol. pisze:Niezmiennie zęby mi się szczerzą naprzeciw tym dwóm zaspanym mordkom ujętym z perspektywy jak Wy je widzicie
Ol.,nam też się zęby niezmiennie szczerzą , choć w grymasie może niekoniecznie oznaczającym radość , biorąc pod uwagę zwłaszcza tę właśnie perspektywę , która innych tak bawi ( tak , czyste zjawisko Schadenfreunde

)- ja tam się niżej znajduję!
Uprzejma Wielebna Cegło, dzięki za dobre słowa o zdrowiu i o moich hmm...omatkoboska zdjęciach
Miziaństwa , pozdrowienia oraz życzenia zdrówka przekazane!
Nue pisze: przecież na te szczurze umizgi i karesy serce Ci topnieje, czyż nie?
Oj tak Nue , dzieje mi się coś z sercem w odpowiedzi na te ich karesy , aczkolwiek...
Szczurze przywiązanie bywa jednak czasami nieco…hmm…niewygodne.
Na przykład wtedy , gdy się wraca do domu tuż przed pierwszym brzaskiem , tak jak ja dzisiejszej nocy. Po opuszczeniu łazienki po omacku wślizgnęłam się do pokoju a potem bezszelestnie (w swoim przynajmniej mniemaniu) położyłam się na łóżku i nakryłam kołdrą. Niedokładnie i niedbale – zupełnie nie tak jak lubię , ale za to cicho. Następnie westchnęłam ( w duchu) z ulgą , zamknęłam znużone powieki i …
No właśnie !
Na nic się zdała moja bezszelestność; czułe radary ogoniastych potworów wychwyciły co nie trzeba i po chwili na twarz pacnęła mi najpierw czarna , a zaraz potem agutkowa kaptura. Nie do wiary : nie widziały mnie zaledwie 12 godzin , a zachowywały się tak , jakby za wszelką cenę musiały się dowiedzieć , gdzie byłam, czego dotykałam , co dane mi było spożywać(!) i co słyszeć.

Przeszłam sprawne obszukanie , obwąchanie i zrewidowanie Leżałam jak kłoda licząc na to , że mój brak reakcji je zniechęci i pozostałam niewzruszona nawet wtedy , kiedy jedna z upiornych sióstr usunęła mi z kciuka plaster , razem z wierzchnią warstwą rany. Mało , nie drgnęłam i wtedy , gdy druga dokonała tego samego z plastrem na świeżo wyhodowanym odcisku z tyłu pięty. Tak , wiem , że zapewne zrobiły to wiedzione mądrością intuicyjną , która podpowiedziała im , iż rana powinna „oddychać”, niemniej jednak zrobiły to i bolało.
Wobec braku reakcji Czarnulka (sądząc po wadze) usadowiła mi się centralnie na twarzy i z wprawą oraz bezceremonialnością wojennego felczera na polu walki pochwyciła w pazury moją lewą powiekę i odchyliła szybkim ruchem , zapewne celu oceny moich parametrów życiowych i przekonania się , czy ostatecznie pozostaję jeszcze w gronie żyjących , czyli też nie.
Może i skończyłoby się to nie najgorzej , gdyby nie mój mąż , który obserwował owe zmagania ogonków z pozostającą „poza zasięgiem” panią od samego początku i w tym momencie nie potrafił już powstrzymać wesołości.
W efekcie….cóż…
Znacznie dłużej dziś rano pospałam.
W pokoju obok , korzystając z tego , że łóżko było tam wolne, pozostawiłam lubego na pastwę małych zwyrodnialców .
Ja wiem – ślubowałam , że „w dobrym i złym”, „w szczęściu i nieszczęściu”, ale nie dałam rady . Choć naprawdę bardzo się starałam .
Tak w ogóle , to takie późne ( czy raczej: wczesne )powroty przypominają ciężkie chwile po powrocie z baletów , gdzie w domu czeka nieubłaganie mały berbeć zdający się najwyraźniej nie rozumieć bolesnego faktu , że biedne rodzice jeszcze się nie zdążyli położyć , podczas gdy małe już wstaje
