Przerażają mnie powtarzające się koszmary , będące czymś na kształt zapowiedzi lub ostrzeżenia przed czymś , jak na przykład ten:
Jestem świadkiem bardzo brutalnego mordu i mam sposobność dobrze przyjrzeć się twarzy zabójcy – jest ona z rodzaju tych , których nie sposób zapomnieć nawet gdy się tego bardzo chce – cała w potwornych szramach jak od cięć i oparzeń. Problem w tym , że zabójca również mnie widzi i wszczyna pościg ; ostatecznie udaje mi się ujść i znajduję schronienie w walącym się budynku w dzielnicy rozbiórek , gdzie potwornie zmęczona zasypiam .
Sen nieodmiennie zaczynał się tak samo i kończył sceną , w której morderca mnie odnajduje – otwierając oczy przez dziurę w zrujnowanym suficie widzę jego potworną twarz , ściągającą się w grymasie wściekłości i nienawiści , gdy mnie dostrzega skuloną pod jedną ze ścian rudery.
Tyle sen .
Powracał tak często , że przez dłuższy czas bałam się zapaść w sen i byłam pełna niepokoju. Aż któregoś zimowego dnia jechałam ostatnim PKS-em na wieś , gdzie mój luby przebywał od rana , i siedząc przy oknie poczułam na sobie czyjeś intensywne spojrzenie . Przerażenie zatrzymało mi oddech , gdy ponad ramionami stojących w przejściu zobaczyłam pełną zbliznowaceń gębę z mojego koszmaru! Facet patrzył na mnie z taką niechęcią , jakbym to ja była potworem z jego snu. Nie wiedziałam co robić, byłam jedynie pewna , że nie wysiądę przed nim , a w razie czego pojadę z kierowcą do samego Strzelina - nawet , gdyby nie miał kursu powrotnego . Za żadne skarby nie wyszłabym z autobusu nie mając pewności , że nie pójdzie za mną…
Po tym zdarzeniu ów koszmar już się więcej nie pojawił.
A teraz wraca do mnie sen , w którym spadam w przepaść pode mną. Razem z jakąś balustradą lub czymś w rodzaju ogrodzenia . Boję się oprzeć nawet o barierkę na przystanku tramwajowym…
