SKS odmienna , SKS
Ratta – przeciw nie mam nic ale… bajki grozy na dobranoc? Pewnie niejeden psycholog dziecięcy życzliwie by ci to odradzał w trosce o utrzymanie właściwej konstrukcji psychicznej twojej pociechy.
Rhenata , ja szczurków rysować nie potrafię; w ogóle niewiele potrafię! A aparat tak czy owak kupić należy, zbyt wiele nam umyka.
Mnie szczurki też czasem bawią . Ostatnio zawsze , gdy wracam od stomatologa – mało im nosków nie ukręci , tak nimi węszą pochwyciwszy intrygujący zapach , który w niewytłumaczalny sposób kojarzy im się przyjemnie , a jednocześnie jest odstręczający . Nie wiem , czy to milsze dlań skojarzenie przywodzi im na myśl jakieś sympatyczne promile czy co , ale jest tak , że zarazem i zalizałyby mnie , i zagryzły – albo przynajmniej odkopnęłyby gdzieś daleko na bok…
Nie miałam okazji wspomnieć , że panienki podarowały nam całkiem niedawno calutką noc aż do rana na porządny sen ! Mało tego , zrobiła się godzina ósma minut trzydzieści , a one nadal były jak nieobecne. Mogłam spokojnie pościelić kanapę bez partyzantów próbujących za wszelką cenę przejąć niedostępny a tak pożądany ,z uwagi na olbrzymią atrakcyjność, teren ; bez pośpiechu wypiłam kawę czytając przy tym sobie , nikt też nie przewracał mi kartek w nieodpowiednim momencie.
Spokój w pokoju trwał tak długo , że … sami rozumiecie , hm…zaczął wydawać mi się złowieszczy,
i jak ta przysłowiowa młoda mama przy pierwszym niemowlaku poleciałam sprawdzić , czy dzieciaczki aby naprawdę oddychają !
Dzisiejszej nocy też nie byłoby tak źle , gdyby nie fakt dojmującej suchości w ustach i paląca potrzeba zmoczenia tego nieznośnego pergaminu , jaki tkwił w moim gardle – rada nierada udałam się do kuchni i pociągnęłam zdrowo parę łyczków pysznego soczku ananasowego , a potem, niepomna matczynych rad , pomknęłam raźno do wyrka nie umywszy ponownie zębów , bo mi się nie chciało . Ledwo zasnęłam , gdy coś obcego natarło na moje wargi i brutalnie wdarło się do środka niemal całym swym przebrzydłym kosmatym ciałem . Wyplułam futrzane paskudztwo chyba aż na koniec łóżka , tak byłam zszokowana . Cóż było robić – chcąc pospać , przyniosłam trochę soczku na spodku i postawiłam przy nim zachwyconą Dżumę .Ledwie zdążyłam ponownie zapaść w sen , kiedy z góry , z potwornym wizgiem i bez użycia hamulców , zjechała Czarnulka i przyparkowawszy przez moment na mojej twarzy , śmignęła na dół z szybkością , do jakiej nas wcześniej nie przyzwyczaiła. Ale trudno się jej dziwić , nikt nie lubi , żeby go coś dobrego omijało . Zwłaszcza , kiedy siostrunia żłopie z dobrze słyszalnym mlaskaniem.
Liczę na to , że dzisiejszej nocy pośpimy nieco , dziewczynki podjadły całkiem dobrze i brzuszki pewnie im ciążą hehe…
Do klatki ciągle nie mam przekonania , bo po pierwsze strasznie z nią ciasno , po drugie duecik raczej nie darzy jej już sentymentem – swego czasu , przerażona faktem osiągnięcia przez panny pułapu wysokości i obawiając się jakiegoś nieszczęścia , zostawiłam je tam parę razy na czas , kiedy pod naszą nieobecność mogłyby spaść i zrobić sobie krzywdę . Niestety , klatka nie okazała się miejscem lubianym - nie szły do niej spać , nie trafiało tam to , co od nas dostały , ani to , co sobie same zdołały bez naszego udziału zorganizować . Za to ciągle potykaliśmy się o żelastwo wszyscy i nie chcąc sobie więcej brukać ust brzydkimi słowy , upchnęłam tę piętrową zawalidrogę w komórce .
Ponieważ nie ma edytowania , mogę już teraz dodać , że właśnie mąż mój wniósł do pokoju kanapki – zważywszy na to , że zapachniało , niezbyt to pociągnięcie było roztropne. Koniec bajki na dziś, muszę popilnować mojego żarcia!
